wtorek, 18 września 2018

ROZDZIAŁ XIII

Wola nieba







– Wow – szepnął Rafał, opierając czoło o moje ramię i dysząc, jakby właśnie przebiegł maraton. W pewnym sensie właściwie chyba przebiegł, a przynajmniej podejrzewałem, że poziom wysiłku był zbliżony. 
– No – zgodziłem się, bo to było zdecydowanie wow. Z jednej strony seks zdążył się trochę upowszechnić, nie było już we mnie tej nieopanowanej ekscytacji za każdym razem, kiedy Rafał się do mnie zbliżał, ale z drugiej chyba robiliśmy się w tym po prostu coraz lepsi. Na początku dziką radość wywoływało we mnie to, że wszystko było takie nowe, a teraz wręcz odwrotnie, to było właśnie najlepsze, że naprawdę mogłem powiedzieć, że zaczynałem znać Rafała. To znaczy oczywiście miałem świadomość tego, że były jeszcze tysiące rzeczy, których o nim nie wiedziałem, ale akurat jego ciało zdążyłem już poznać całkiem nieźle. Seks był łatwą i stosunkowo nieskomplikowaną częścią naszej relacji. Obaj go uwielbialiśmy, on uwielbiał to, że ja byłem młody i entuzjastyczny, a ja uwielbiałem to, że on był doświadczony i doskonale wiedział, co robił. Wszystko między nami było zupełnie swobodne i nieskrępowane. Co nie oznaczało, że ta kwestia nie prowadziła do innych, nieco bardziej skomplikowanych rozmyślań. Nie sądziłem, żeby Rafał wiedział o tym, jak wiele czasu spędzałem na martwieniu się. Miałem wrażenie, jakbym tkwił w takim zawieszeniu, jakby to wszystko było jakimś etapem przejściowym, a etapy przejściowe z samej swojej natury były tymczasowe i z reguły coś po nich następowało. Czułem się, jakbyśmy zmierzali z Rafałem donikąd, utknęli tu i teraz bez żadnej perspektywy i nie byłem pewien, jak długo moje nerwy jeszcze to wytrzymają. Nie nadawałem się do tego, nie nadawałem się do pieprzenia się po kątach i w tajemnicy ze swoim szefem, ale przerażała mnie perspektywa pieprzenia się z nim otwarcie. A jedyne, co wiedziałem, to że nie zamierzałem przestać się z nim pieprzyć. Naprawdę nie miałem pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji. Chwilami wręcz chciałem, żeby Rafał podjął tę decyzję za mnie, tak jak podejmował wiele innych. Nie byłem pewien, na ile miał świadomość ciągłej burzy, która szalała w mojej głowie, a tym bardziej nie byłem pewien, co sam o tym wszystkim myślał. Wydawał się czuć zupełnie komfortowo z tempem, w jakim to wszystko toczyło się między nami, ale z drugiej strony to był Rafał i mogłem się założyć, że było wiele rzeczy, których mi nie mówił. Jeśli było coś, czego nie znosił, to był to brak kontroli nad sytuacją i pozostawianie rzeczy samym sobie. 
Udawałem więc, że te wszystkie rozterki wcale nie wisiały nade mną jak chmury gradowe i każdy moment uznawałem za nieodpowiedni do podejmowania poważnych decyzji, dzięki czemu mogłem skupić się na rzeczach przyjemnych i prostych, takich jak na przykład seks. A w tej kwestii dogadywaliśmy się z Rafałem idealnie, wydawał się bez problemu wyczuwać, czego chciałem i ja miałem tak samo, po samym sposobie, w jaki na mnie patrzył, byłem w stanie stwierdzić, czy miał właśnie ochotę kochać się w pościeli z mnóstwem powolnych, leniwych pocałunków, czy zerżnąć mnie szybko na kuchennym blacie tak jak przed chwilą.
Przyciągnąłem do siebie kolana, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak strasznie zdrętwiały mi nogi. O rany. Szybkie numerki miały jedną wadę – bolały. Rafał nie miał dużo lepiej, bo blat był akurat takiej wysokości, że mógł mnie na nim przelecieć, ale stojąc na palcach. Co prawda trwało to zaledwie jakieś cztery minuty, bo nie robiliśmy tego od przedwczoraj i żaden z nas nie miał ochoty wstrzymywać się dłużej niż to konieczne, ale i tak opadł na ulgą na pięty, kiedy tylko wysunął się ze mnie ostrożnie. Uśmiechnąłem się niedorzecznie, przymykając oczy i próbując złapać ten ostatni orgazmowy dreszcz i jakoś go zatrzymać, przedłużyć jeszcze przez chwilę, jednak pozostało po nim już tylko mgliste wspomnienie. Zacząłem więc myśleć o kolejnym, bo pewnie powtórzymy to za godzinę, może dwie. Tyle że wtedy będziemy już w łóżku i nie będziemy seksualnie sfrustrowani, dzięki czemu będziemy mogli kochać się zmysłowo i bezlitośnie powoli przez kilkadziesiąt długich minut. Aż mi zaschło w gardle na tę myśl. Rany, naprawdę ten niecały miesiąc zrobił ze mnie seksualnego maniaka, ledwo skończyłem uprawiać seks, a już byłem w stanie myśleć tylko o tym, kiedy będę robił to znowu. 
Poczułem usta na czubku swojego nosa i otworzyłem oczy. Rafał tylko mnie cmoknął i z powrotem się odsunął. Wpatrywał się we mnie spod wpółprzymkniętych powiek, oddychając głęboko. Chwilę temu, kiedy dochodził, wbił palce w moje biodro i dopiero teraz przypomniał sobie, żeby je zebrać, a przez to i ja zdałem sobie sprawę z tego, że to też nie było najprzyjemniejsze doświadczenie. Cały będę obolały, jak tylko zejdę z tego cholernego blatu. Rafał uniósł dłoń i przeczesał włosy, jeszcze bardziej je mierzwiąc. Na jego czole i skroniach widać było kropelki potu. Patrzyłem, jak uchodzi z niego całe to seksualne napięcie i rozluźnia się powoli. Nagle moje oczy rozszerzyły się, kiedy sobie o czymś przypomniałem.
– Weź nie stój w tym szkle – powiedziałem, spoglądając znacząco na podłogę. Wcześniej Rafał trochę za bardzo wczuł się w rolę samca alfa, bo ta kryształowa cukierniczka niczego mu w zasadzie nie zrobiła, po prostu stała mu na drodze, a on chyba uznał, że to będzie wyglądało zdecydowanie mniej efektownie, jeśli podniesie mnie z zamiarem posadzenia na blacie, ale będzie musiał się zatrzymać, żeby przestawić cukierniczkę, więc w zamian ją zrzucił. Zanim kryształ zdążył rozbić się z hukiem o kafelki, zdążyłem rozpiąć pospieszenie pasek jego spodni, a on miał już rękę w moich majtkach. Wtedy żaden z nas nie zwrócił na to uwagi, ale teraz faktycznie cała podłoga była w szkle i w cukrze. I jeszcze ten kretyn stał boso. – Pójdę po odkurzacz – oświadczyłem z rezygnacją. 
– Nie schodź, bo się skaleczysz – zaprotestował, robiąc ostrożny krok do tyłu. Przewróciłem oczami. To nie ja tutaj chodziłem po szkle. Posłusznie zostałem jednak na blacie, krzyżując nogi i krzywiąc się z obrzydzeniem, bo chyba trochę go ubrudziliśmy. Będę musiał go potem odkazić. Ja tutaj gotowałem. Rafał podszedł do szafki pod zlewem, starając się nie robić więcej kroków niż to było konieczne, po czym przez długą chwilę szukał w niej zmiotki.
– Mam tu zostać na zawsze? – zamarudziłem, pospieszając go. Wyprostował się ze zmiotką w ręku i zmierzył mnie długim, rozbawionym spojrzeniem.
– Nie mam nic przeciwko – odparł, unosząc sugestywnie brwi. Wyglądał śmiesznie, zamiatając podłogę półgoły, jedynie ze spodniami opuszczonymi do połowy ud. Zeskoczyłem z blatu, kiedy uznałem, że było w miarę bezpiecznie i jednak poszedłem po odkurzacz, bo ten cholerny cukier był wszędzie.
Mieliśmy dzisiaj takie trochę święto. To znaczy tak naprawdę to nie, ale udało mi się przyjechać do niego wcześniej niż zwykle i żaden z nas nie miał już nic do zrobienia. Dochodziła dopiero siódma, a my mieliśmy przed sobą calutki wieczór. Wiedziałem, że był zapracowany i rzadko kiedy miał możliwość skupić się na mnie w pełni i nie byłem roszczeniowy w kwestii uwagi, ale czasami potrzebowałem takiego dnia, kiedy będę miał go tylko dla siebie. Dzisiaj był ten dzień. 
Pozbyłem się cukru z podłogi i dołączyłem do Rafała na tarasie, gdzie siedział na huśtawce, paląc papierosa. To było dosyć zabawne, bo przez długi czas ja nie miałem pewności, czy on palił, a on nie miał pewności, czy ja paliłem, chociaż przecież poznaliśmy się – przynajmniej na żywo – właśnie paląc papierosa. Tyle że kiedy zaczęliśmy się spotykać to ani ja nie paliłem przy nim, ani on nie palił przy mnie, bo, jak się okazało, żaden z nas po prostu nie był nałogowym palaczem, a mieliśmy wtedy zdecydowanie bardziej zajmujące rzeczy do roboty niż palenie, na przykład wpatrywanie się w siebie nawzajem maślanymi oczami. Rafał twierdzi, że zawsze tak miał, że nie potrafił uzależnić się od palenia, miewał w życiu okresy, kiedy palił więcej albo mniej, ale nigdy nie palił regularnie, codziennie czy co dwie godziny. Lubił za to palić po seksie. Podobno wielu ludzi tak miało.
Usiadłem obok niego, a on automatycznie i bez pytania przykrył mnie swoim płaszczem, mimo że miałem na sobie kurtkę. Wiedział, że byłem zmarzluchem i zawsze było mi zimno. On lubił niższe temperatury, nawet teraz miał na sobie tylko cienką bluzę i wydawał się w ogóle nie marznąć. Sam był jak żywy grzejnik i nieświadomie przysunąłem się do niego, chcąc uszczknąć trochę jego ciepła. Objął mnie ramieniem, a ja zabrałem paczkę papierosów z jego kolan i też zapaliłem, żeby nie palił sam. 
Przytuliłem się do jego boku, obserwując kątem oka z przyjemnym rozleniwieniem, jak wypuszcza powoli dym ze wzrokiem utkwionym w majaczących całkiem niedaleko wieżowcach. Uśmiechał się chyba zupełnie nieświadomie, więc ja też się uśmiechnąłem. Rafał miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor i to nie tylko dlatego, że w końcu mogliśmy spędzić razem cały wieczór. To oczywiście też, ale główny powód był taki, że jutro Doris wreszcie wracała do Polski. Byłem ciekaw pani wiceprezes – oficjalnie tak to właśnie wyglądało, że Rafał był prezesem, a ona była wice, choć w praktyce to nie było tak, że Rafał miał ostatnie słowo czy coś, raczej dzielili się obowiązkami po równo i wszystkie decyzje podejmowali wspólnie – ale jeszcze bardziej byłem ciekaw, na ile będę miał okazję ją poznać. Mam na myśli, czy Rafał postanowi jej o nas powiedzieć, czy nie. Niby wydawał się w pełni ukontentowany tym, że jedyną osobą, która wiedziała, był Marcin, ale z drugiej strony to była nie tylko jego wspólniczka, ale też bardzo bliska przyjaciółka. Rozważałem zapytanie go o to, ale ostatecznie zrezygnowałem, bo wydawał się autentycznie podekscytowany jej powrotem – na swój własny, oszczędny, rafałowy sposób – a ja nie chciałem tego zepsuć, zaczynając jakiś kłopotliwy temat.
– O, patrz – odezwał się nagle. Uniosłem z zaciekawieniem głowę. – Spadająca gwiazda – wyjaśnił. Zmarszczyłem brwi. 
– O tej porze roku? – zdziwiłem się. – To nie mogła być spadająca gwiazda.
– To co to było? – zapytał. 
– Nie wiem, nie widziałem – powiedziałem zgodnie z prawdą. – Może ufo? – zasugerowałem. 
– No na pewno – zakpił. Zmrużyłem oczy.
– Prędzej ufo niż spadająca gwiazda – oświadczyłem uparcie, śmiejąc się w duchu, bo nasze rozmowy robiły się coraz bardziej absurdalne.
– Nie masz racji – prychnął wyniośle, a ja miałem ochotę przewrócić oczami. Rafał zawsze musiał mieć rację. I oczywiście nikt inny nie mógł jej mieć. – Ktoś mi kiedyś powiedział, że spadające gwiazdy to pety, które wyrzucają aniołki, żeby Bóg nie przyłapał ich na paleniu – rzucił konwersacyjnym tonem, unosząc demonstracyjnie swojego papierosa, a ja zacząłem się tak niespodziewanie i głośno śmiać, że zakrztusiłem się dymem. Poklepał mnie bezużytecznie po plecach, kiedy próbowałem zapanować nad kaszlem. 
– Ostrzegaj, co? – wydusiłem ze łzami z oczach, po czym potrząsnąłem niedowierzająco głową. – Kto ci to powiedział? – zapytałem, bo to już był zupełnie nowy poziom absurdu. Rafał zmarszczył brwi z konsternacją. 
– Mój były – odparł po chwilowym namyśle, jakby sam zdał sobie sprawę z tego, od kogo to usłyszał dopiero, kiedy o to zapytałem. Spojrzałem na niego z ostrożnym zaciekawieniem, ale wyglądał tak samo obojętnie, jak brzmiał.
– Tomek? – domyśliłem się, starając się nie pokazać po sobie nerwowości. Nigdy wcześniej o nim nie rozmawialiśmy, ja nigdy nie dałem mu do zrozumienia, że o nim wiedziałem, a Rafał nigdy nie przyznał, że ktoś taki w ogóle istniał. Po prostu temat się nie pojawił. A jednak nie wydawał się zaskoczony tym, że wiedziałem, o kim mówił. Pewnie domyślił się, że Marcin mi o nim powiedział, kiedy zetknęliśmy się na przesłuchaniu. Nie sprawiał też wrażenia, jakby miał o to pretensje, po prostu wzruszył ramionami.
– Ta – mruknął, krzywiąc się. Zmierzyłem go niepewnym spojrzeniem, zastanawiając się, czy ten temat nie był zbyt drażliwy i niebezpieczny, żeby go kontynuować. 
– Długo z nim byłeś? – zapytałem w końcu cicho. Rafał spojrzał na mnie z roztargnieniem.
– Czemu pytasz? – odparł bezsensownie. Uniosłem nieznacznie brwi.
– Czemu nie chcesz mi powiedzieć? – odbiłem piłeczkę, próbując nie brzmieć jak zazdrosny, podejrzliwy chłopak, ale strasznie przy tym zawodząc. Rafał przewrócił oczami.
– To nie jest tak, że nie chcę ci powiedzieć – prychnął, wyraźnie starając się ukryć pod beznamiętną maską lekką panikę spowodowaną kierunkiem, jaki obrała ta rozmowa. – Prawie siedem lat – dodał jakby nigdy nic, po czym parsknął śmiechem i pokręcił głową ze zgrozą, kiedy sam sobie to uświadomił. – Trochę ponad sześć i pół. Z przerwami – uściślił. Zacisnąłem wargi. Marcin mówił, że sześć.
– Kochałeś go? – wypaliłem. Chyba naprawdę nie wiedziałem, kiedy przestać mówić.
– No pewnie – odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste. No cóż, podejrzewałem, że było, bo z jakiego innego powodu miałby spędzić z nim siedem lat? Poczułem się trochę nieswojo z myślą, że teraz Rafał był ze mną, a ja nawet nie miałem pewności, czy mnie kochał i oczywiście miałem świadomość tego, że było stanowczo za wcześnie na takie rzeczy, po prostu dziwnie było wiedzieć, że kochał swojego byłego.
– Tęsknisz za nim? – zapytałem wprost. Spojrzał na mnie kątem oka, ale nie odpowiedział. – Kochasz go nadal? Czemu się rozstaliście po tylu latach? – Naprawdę powinienem odciąć sobie język. Rafał spojrzał na mnie, unosząc sceptycznie brwi. – Dobra, już się zamykam – obiecałem. Kąciki jego ust zadrgały z rozbawieniem, kiedy przewrócił czule oczami. 
– Widzę, że bardzo cię ta kwestia interesuje – zadrwił. Wzruszyłem przepraszająco ramionami, odwzajemniając uśmiech i postanawiając odpuścić. Nie będę go przecież zadręczał pytaniami, kiedy wyraźnie nie chciał rozbawiać. Wtuliłem się z powrotem w jego bok i poczułem z ulgą, jak przyciąga mnie bliżej siebie. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, aż nagle Rafał westchnął ciężko, a moja głowa uniosła się i opadła wraz z jego ramieniem, na którym leżała. – Nie, nie tęsknię za nim – odezwał się w końcu, chyba jednak postanawiając zmierzyć się z tymi pytaniami. – Tęsknię za zmarnowanymi siedmioma latami mojego życia. I nie, już go nie kocham. W ogóle nie żywię do niego żadnych pozytywnych uczuć. Jest dla mnie raczej jak… osobista porażka, która mnie wkurwia, ilekroć o niej myślę. Trochę jak przytłumiony ból zęba – wyjaśnił obrazowo. – A rozstaliśmy się, ponieważ mnie zdradzał – dodał prosto. Uniosłem brwi, bo to zabrzmiało zdumiewająco swobodnie. Co prawda domyślałem się wcześniej, jak brzmiała odpowiedź na to ostatnie pytanie, ale czym innym było usłyszenie tego od niego. Przełknąłem ciężko ślinę. 
– Debil – skwitowałem krótko i bardziej poczułem niż usłyszałem, że Rafał zatrząsł się od stłumionego śmiechu. Natychmiast zapomniałem o tym, że wcześniej zamierzałem uciąć ten temat. – I co, dowiedziałeś się i go rzuciłeś? – zapytałem, starając się nie brzmieć zbyt ponuro, skoro Rafał postanowił udawać, że spływało to po nim jak po kaczce. Parsknął nieco gorzkim śmiechem. 
– Nie, wiedziałem o tym – powiedział spokojnie, a ja zmarszczyłem brwi, chociaż powstrzymałem się od spojrzenia na niego pytająco. – Wiedziałem o tym praktycznie przez cały czas. Wtedy to po prostu był… o jeden raz za dużo – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. Tym razem już nie wytrzymałem i uniosłem gwałtownie głowę, patrząc na niego z nieskrywanym zdumieniem.
– Zaraz, to ilu ich było? – zapytałem nieco zbity z tropu.
– Naprawdę nie mam pojęcia – odparł, śmiejąc się cicho. Z jakiegoś powodu byłem przekonany, że śmiał się sam z siebie. – Wiem o kilku. Pewnie było ich więcej – dodał obojętnie. Jeszcze przez chwilę przyglądałem mu się z niedowierzaniem, bo tkwienie latami przy facecie, który puszcza się na prawo i lewo i udawanie ślepego kompletnie mi do niego nie pasowało. Zmrużyłem oczy, próbując rozgryźć, o co w tym wszystkim chodziło i znaleźć jakieś powiązanie pomiędzy Rafałem, który pociągał za wszystkie sznurki i mieszał z błotem każdego, kto nadepnął mu na odcisk, a Rafałem, który pozwalał latami wykorzystywać się jakiemuś kmiotkowi. Bo skoro o tym wiedział to znaczyło, że zwyczajnie pozwalał się zdradzać. Nawet jeśli byłby naprawdę zakochany po uszy, to nadal nie miało żadnego sensu. Przecież Rafał był ostoją rozsądku.
– Dlaczego mu na to pozwalałeś? – zapytałem w końcu w osłupieniu, bo bardzo próbowałem zrozumieć, ale nie byłem w stanie. Sądząc po zaciśniętych wargach Rafała, trafiłem w sedno i właśnie tak to wyglądało, że mu na to pozwalał. Czułem się trochę, jakbym chodził po polu minowym, ciągnąc tę rozmowę i już zamierzałem się wycofać na widok jego nachmurzonego wyrazu twarzy, ale zanim zdążyłem zapewnić go, że wcale nie musieliśmy o tym rozmawiać, postanowił jednak odpowiedzieć.
– Czasami ciężko jest mi pogodzić się z tym, że są rzeczy, których nie jestem w stanie zmienić. Jestem też bardzo uparty i nigdy nie wiem, kiedy się poddać – wyjaśnił niechętnie, krzywiąc się. Okej, to już brzmiało znacznie bardziej jak on i byłem w stanie w to uwierzyć. Czy to było możliwe, że ta jego niezłomność w dążeniu do celów, która pomogła mu w stworzeniu filmowego imperium i do tej pory zawsze wydawała mi się zaletą, jednocześnie nie pozwalała mu wyrwać się z toksycznego związku? 
– Aż tak zależało ci, żeby to zadziałało? – zapytałem pustym głosem, odwracając od niego wzrok. Przez chwilę nie odpowiadał. 
– Tak – powiedział w końcu szczerze. Zacząłem pluć sobie w brodę, bo sam zacząłem ten temat, a teraz chyba jednak wcale nie chciałem tego słyszeć. Mógł mnie jednak trochę oszczędzić, przecież musiał wyczuć w moim głosie, że cała ta rozmowa zaczęła siać we mnie mimowolny niepokój. – Jesteś pewien, że chcesz tego słuchać? – zapytał wprost. I jeszcze drań czytał mi w myślach. Wcale nie byłem pewien, więc wykonałem niezdecydowany gest pomiędzy kiwnięciem głową a wzruszeniem ramionami. – Tak, aż tak mi zależało. Zanim odkryłem te jego mniej pozytywne cechy, zdążyłem już wmówić sobie, że był tym jedynym i muszę się go trzymać, bo bez niego będę… nie wiem, wybrakowany. Nie wyobrażałem sobie wtedy za bardzo, że mógłbym kiedykolwiek zakochać się w kimkolwiek innym – wyznał prosto z mostu. W pewnym sensie doceniałem jego uczciwość, ale mógł jednak łamać moje serce powoli, jakoś na raty, a nie takim jednym celnym uderzeniem. Przełknąłem ślinę i otworzyłem usta, żeby zapytać o to, co już wiedziałem, czyli że gdyby Tomek przeszedł gwałtowną przemianę to Rafał pewnie by do niego wrócił, ponieważ był tym jedynym i go kochał, ale w tym samym momencie postanowił znowu się odezwać. – To zabawne, bo teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym nadal tkwić z tym głąbem i przez to nigdy… no na przykład nie poznać ciebie – wyznał z cieniem skrępowania, nie patrząc na mnie, a ja poczułem, że supeł w moim żołądku rozluźnia się nieznacznie.
– A gdyby jednak się zmienił… wróciłbyś do niego? – zapytałem mimo wszystko, próbując brzmieć na zaciekawionego. W zasadzie to byłem zaciekawiony, choć to zaciekawienie miało w sobie coś masochistycznego, bo to był mój facet, któremu zadałem to pytanie. Nie Tomka i nie nikogo innego, mój. Zerknął na mnie kątem oka. Podczas całej tej rozmowy praktycznie w ogóle na siebie nie patrzyliśmy, wzrok Rafała był utkwiony w szczytach wieżowców, a mój głównie w moich kolanach. 
– Nie – odparł bez wahania. – Nie, nigdy bym do niego nie wrócił. Może byliśmy dobrą parą na początku, ale potem wszystko zaczęło się sypać. On wiedział, że zawsze mu wybaczę, więc robił sobie, co chciał, ja byłem wiecznie wkurwiony, przez co traktowałem go jak gówno, w związku z czym czuł się usprawiedliwiony, żeby jeszcze bardziej robić mnie w chuja. Z drugiej strony kochałem go i chciałem wierzyć, że był osobą wartą kochania, dlatego sam nawet chętniej wymyślałem dla niego wymówki niż on. Zawsze sobie wmawiałem, że jest po prostu… bo ja wiem, artystą? – parsknął śmiechem na swój własny idiotyzm. – Że musi, że nie panuje nad tym, że był pijany… Ale ciężko usprawiedliwiać go tym, że rucha się z innymi tylko jak jest pijany, kiedy on wiecznie był pijany. O, to była też jedna z moich ulubionych iluzji, że prędzej czy później dorośnie i przestanie tyle imprezować, a wtedy przestanie też lądować z przypadkowymi ludźmi w łóżku. Ale on wcale nie chciał niczego zmienić, więc w pewnym momencie musiałem przestać się oszukiwać.
W końcu odważyłem się na niego spojrzeć. Nadal był opanowany i rozluźniony, jakby opowiadał o czymś, co w gruncie rzeczy niespecjalnie go ruszało. Odwróciłem się do niego w pełni przodem, wyciągnąłem ręce i złapałem jego dłoń w obie swoje. Uśmiechnął się kącikiem ust. Zrobiło mi się trochę cieplej na sercu, kiedy odkryłem, że wyraz jego twarzy znacznie złagodniał, kiedy patrzył na mnie w porównaniu do tego, jak wyglądał, gdy mówił o swoim byłym. 
– Co? – szepnął. Jakoś tak strasznie poważnie się zrobiło przez to całe jego ciche opowiadanie o swoim nieszczęsnym związku sprzed lat. 
– Nie rozumiem go – wyrwało mi się bez zastanowienia. Rafał uniósł pytająco brew, ale mimo wszystko przyznał spokojnie: 
– Ja też nie. 
– Mam na myśli… – zacząłem, nie będąc pewnym, co dokładnie miałem na myśli. – Nie mam pojęcia, czego ten facet mógł jeszcze szukać, kiedy miał ciebie – wypaliłem. Wcale nie chciałem mu się w ten sposób przypodobać ani nic, to po prostu autentycznie nie miało dla mnie sensu. Dla faceta takiego jak on – aktora próbującego się wybić w branży – Rafał powinien być spełnieniem marzeń. Zwłaszcza że nie był jego szefem i nie było między nimi kilkunastu lat różnicy. Ten kretyn miał miłość Rafała i wszelkie predyspozycje do bycia jego partnerem na równych warunkach i po prostu to zaprzepaścił. Niektórzy naprawdę nie wiedzieli, co było dla nich dobre. Wiedziałem, że to było dosyć przyziemne myślenie, ale z praktycznego punktu widzenia tak to właśnie wyglądało. Zresztą nie tylko, bo Rafał był przecież świetnym facetem, nieźle wyglądał, miał mózg, był kochany i dobry w łóżku. Czego ten gość mógł jeszcze chcieć? 
– Mi też daleko do chodzącego ideału – mruknął Rafał, próbując udawać, że nie uśmiechnął się na moje słowa. – A wtedy było mi jeszcze dalej. Byłem zdecydowanie bardziej nieznośny niż teraz – dodał swobodnie.
– Serio? W jakim sensie nieznośny? – zainteresowałem się. Rafał wzruszył bagatelizująco ramionami. 
– Po prostu teraz już wiem, że czasami trzeba odpuścić – odparł wymijająco. – I zamiast obwiniać cały świat, pogodzić się ze stanem rzeczy. A stan rzeczy był taki, że ja i Tomek byliśmy po prostu niedobrani. Ja byłem monogamistą. On nie był. To jeszcze nie powód, żeby zaczynać trzecią wojnę światową – wyjaśnił z rozbawieniem. Zmrużyłem oczy, bo to brzmiało bardzo ładnie, a jednak nie wierzyłem w to ani przez chwilę. Z jakiegoś powodu byłem przekonany, że Rafał zwyczajnie dobrze się maskował, utrzymując tę fasadę bycia pogodzonym ze stanem rzeczy jedynie na zewnątrz. 
– Czyli co, nie obwiniasz jego, tylko to, że byliście… niedobrani? – upewniłem się z cieniem niedowierzania i kpiny w głosie. Nie uwierzę w to nawet za milion lat. Nie po tym, jak widziałem ten wyraźny wstręt, z jakim Rafał na niego patrzył. 
– Pewnie, że go obwiniam – zapewnił mnie natychmiast. – Ale wiem też, że obwinianie ludzi za to, że nie są tacy, jacy byśmy chcieli, jest idiotyczne i bezproduktywne – dodał spokojnie. Przez chwilę przyglądałem mu się w milczeniu, powoli zaczynając rozumieć, co próbował powiedzieć. 
– Czyli lepiej odpuścić – podsumowałem, nadal nie do końca wiedząc, czy mu wierzyłem, ale nawet jeśli bardziej próbował sobie wmówić ten rozsądek niż rzeczywiście go odczuwał, to i tak było zdrowe podejście.
– Czasami tak – zgodził się cicho. Pokiwałem głową z zamyśleniem.
– Byłeś z kimś, od kiedy się rozstaliście? – zapytałem nagle.
– Ale że w związku? – upewnił się. – Nie według mojej definicji. 
– Jaka jest twoja definicja? – zaciekawiłem się, unosząc głowę z jego ramienia, żeby na niego spojrzeć. Przez chwilę się zastanawiał. 
– W mojej definicji związki są na wyłączność – powiedział w końcu. – Więc nie, nie byłem z nikim na wyłączność, od kiedy rozstałem się z Tomkiem. To znaczy… przed tobą – dodał. 
– Jesteśmy na wyłączność? – zapytałem cicho, przełykając ślinę. Rafał spojrzał na mnie kątem oka.
– A nie? Bzykasz się jeszcze z kimś na boku? – zapytał, unosząc wyzywająco brew, choć najwyraźniej doskonale wiedział, jak brzmiała odpowiedź. Uśmiechnąłem się głupkowato. – A planujesz? Jeśli planujesz to powiedz mi to teraz i zaoszczędź mi czasu. A jeśli nie panujesz to chyba jesteśmy – powiedział z ledwo dostrzegalnym, zadowolonym z siebie uśmieszkiem. Ja wręcz przeciwnie, nie byłem w stanie przestać szczerzyć zębów jak idiota.
– Skąd mam wiedzieć, że to ty nie bzykasz się z kimś na boku? – zapytałem, mrużąc podejrzliwie oczy. Rafał pochylił się konspiracyjnie.
– Będziesz musiał uwierzyć mi na słowo – szepnął. Zacisnąłem wargi, żeby się nie roześmiać. 
– Okej. Wierzę ci – przyznałem. Byliśmy bardzo blisko siebie. I byliśmy w związku. Ja i Rafał byliśmy w związku. Niby wiedziałem, że prawdopodobnie tak było, bo spotykaliśmy się już dosyć na poważnie, ale i tak dobrze było powiedzieć to na głos. Z jakiegoś powodu czułem się z tym o wiele bezpieczniej. Nie byłem już jego sekretnym kochankiem, przynajmniej nie do końca, bo byłem z nim w związku. To było oficjalne. Jeśli to wszystko wyjdzie na jaw to przynajmniej nie zostanę wystawiony na oczy wszystkich jako dziwka, która robiła panu prezesowi dobrze pod stołem, ponieważ wiedziałem, że tak by to właśnie wyglądało. Zostanę wystawiony jako jego chłopak, a przy odrobinie szczęścia on mnie w tym poprze. A nie zadzierało się z chłopakiem prezesa, prawda?
Moje życie zmierzało w bardzo dziwnym, nieprzewidzianym kierunku, ale ten kierunek przynajmniej zaczynał mieć ręce i nogi. Teraz kiedy wiedziałem już, że byłem chłopakiem Rafała, mogłem się z nim zmierzyć. Z tą myślą pochyliłem się, zatrzymując usta dosłownie parę milimetrów od jego i pozwalając mu pokonać dzielącą nas odległość. Najpierw poczułem na wargach jego ciepły oddech, a dopiero później subtelny dotyk jego ust. Zawsze kiedy chcieliśmy, żeby to miało znaczenie, całowaliśmy się powoli i delikatnie, to było niczym kontrast do tego całego szaleńczego seksu i zdzierania z siebie ubrań. Ale to nie było tak, że tylko ze sobą sypialiśmy. Byliśmy też parą, więc nie zawsze musiało być szaleńczo. 
Oderwałem się od niego, ale się nie odsunąłem, tylko potarłem nosem o jego nos i poczułem jego uśmiech przy swoich wargach. Cały czas miał zamknięte oczy. 
– A teraz? – wyszeptałem nagle. Po tej dłuższej ciszy przerywanej jedynie odgłosami pocałunków zabrzmiało to bardzo głośno. – Powiedziałeś, że wtedy nie wyobrażałeś sobie, że mógłbyś zakochać się w kimkolwiek innym – uściśliłem, zanim zdążył zapytać. – A teraz? – zapytałem niepewnie. Rafał otworzył oczy. 
– Oczywiście, że mogę – powiedział łagodnie. Przysunął się i pocałował mnie jeszcze raz, krótko i z czułością. – Się zakochać – dodał, po czym natychmiast z powrotem przylgnął wargami do moich, nie dając mi szansy na odpowiedź. – W tobie – mruknął, nawet się nie odsuwając i praktycznie nie przerywając pocałunku. Uśmiechnąłem się przy jego ustach i przez dłuższą chwilę pozwalałem mu całować się niespiesznie, czując, jak kręci mi się w głowie. Okej, to nie było jeszcze wyznanie miłości, to było tylko wyznanie potencjalnej miłości, ale nadal. Mógłby się we mnie zakochać, a to już dawało spore szanse na to, że faktycznie to zrobi. Tak jak ja byłem zakochany w nim, kiedy jego silne ramiona oplotły mnie w pasie i przeniosły z łatwością na swoje kolana, na których posłusznie usiadłem okrakiem, trzymając się kurczowo jego szyi i nie przerywając pocałunku. W tym momencie byłem w nim dużo bardziej zakochany niż wczoraj i trochę bardziej niż piętnaście minut temu. Cholernie ekscytująca była myśl, jak bardzo będę w nim zakochany jutro. W ogóle… w którymś momencie każdy kolejny dzień zaczął być ekscytujący.



***



Kiedy przyjechałem do firmy, byłem kompletnie niewyspany. Nie siedzieliśmy nawet z Rafałem tak długo, zaledwie do drugiej. Koło dziesiątej uciekliśmy do domu po kolejnym, jeszcze lepszym seksie na tarasowej huśtawce. Kiedy wchodziłem po schodach, marudziłem na to, że Rafał mieszkał na najwyższym piętrze, ale w takich momentach to było idealne, bo nad nami nie było już niczego i nikogo, kto mógłby nas zobaczyć. Nadal byłem nieco sceptyczny, bo nie miałem za grosz zaufania dla swojej umiejętności zachowania ciszy w momentach ekstazy, ale zanim zdążyłem wyrazić swój sprzeciw na głos, zamknęła mnie dłoń Rafała. Chyba domyślił się, jaki był powód moich obaw, bo już jej stamtąd nie zabrał. Było coś perwersyjnego i nieprzytomnie pobudzającego w sposobie, w jaki poruszał się we mnie, zatykając mi obcesowo usta, a moje ciche jęki ginęły w jego dłoni. Na tyle pobudzającego, że znowu trwało to krócej niż bym sobie życzył. Obiecałem sobie w duchu, że koniec z szybkimi numerkami i że następnym razem to już tylko łóżko i zero pośpiechu. Leżeliśmy jeszcze przez chwilę opadnięci z sił, a kiedy trochę wystygliśmy i udało nam się w miarę uspokoić swoje oddechy to oczywiście zacząłem marudzić, że było zimno. Bo faktycznie było i to cholernie, nawet pod grubym kocem, a seks rozgrzewał jedynie na chwilę. 
– Hej – usłyszałem głos obok siebie i podskoczyłem nerwowo, po czym natychmiast nakazałem sobie w duchu się opanować. To nie było tak, że każdy mógł wyczytać z mojej twarzy, że myślałem właśnie o seksie z Rafałem Maciejewskim. A przynajmniej nie będzie, o ile będę zachowywał pozory i ograniczał do minimum podejrzane reakcje. Raptownie przywołałem na twarz uprzejmy wyraz, odwracając się. Uniosłem nieznacznie brwi, przez chwilę nie mogąc skojarzyć, skąd znałem tego gościa. Olśniło mnie dopiero po kilku sekundach.
– O. Cześć – rzuciłem, posłusznie zatrzymując się koło niego przy wejściu do firmy. Posłał mi oślepiający uśmiech, który odwzajemniłem w nieco oszczędniejszy sposób. To był ten dzieciak z przesłuchania, który tak się trudził i po jakimś czasie zaczął nawet dobrze wchodzić w postać. 
– Kacper, dobrze pamiętam? – upewnił się. Zamrugałem z zaskoczeniem. 
– Dobrze pamiętasz – odparłem. To było miłe. Operatorzy byli trochę jak perkusiści, nikt nigdy nie pamiętał ich imion. – Ja niestety nie… – zacząłem z zażenowaniem. 
– Wiktor – wszedł mi w słowo, wskazując na siebie i nie przestając się uśmiechać. – Sorry, że cię zatrzymuję, chciałem tylko podziękować za to wtedy na castingu – urwał na moment, drapiąc się niezręcznie po karku. – Twoje wskazówki najbardziej mi pomogły. Masz… masz dobre podejście – dokończył z cieniem zawstydzenia. 
– Dzięki – odparłem z zaskoczeniem. Nie spodziewałem się niczego w tym stylu. – Kontaktowali się z tobą? – zapytałem z zaciekawieniem. Wiktor oklapł nieznacznie. 
– Nie. Jeszcze nie – dodał z nadzieją, chyba samemu wmawiając sobie, że jednak ktoś z produkcji się odezwie. Zmarszczyłem brwi. Wydawało mi się, że miał być zaproszony na drugi etap przesłuchań. Z jakiegoś powodu byłoby mi przykro, gdyby odpadł już teraz.
– Podpytam reżysera – zdecydowałem spontanicznie. Cała twarz Wiktora rozjaśniła się. 
– Serio? Mógłbyś? – zapytał z zaskoczeniem. 
– Pewnie – odparłem lekko. – Może już coś wiedzą – dodałem, postanawiając sobie, że spróbuję w miarę swoich możliwości namówić Szymona do tego, żeby dał temu dzieciakowi szansę. W końcu poradził sobie całkiem nieźle, poza tym widać było, że był grzeczny, ale zdeterminowany. W tej branży przydałoby się więcej takich osób. Nadal nie byłem przekonany co do idei podrzucenia jakiejś świni Tomkowi, niezależnie od poziomu mojej niechęci w stosunku do niego. Nie byłem pewien, czy wczorajsza rozmowa mnie uspokoiła, czy wręcz odwrotnie. Niby nie czułem się przez niego zagrożony, nie tak naprawdę, bo wiedziałem, że Rafał był stanowczo zbyt mądry, żeby wejść drugi raz do tej samej wody. Może był we mnie jedynie lekki, ale uciążliwy niepokój, że nigdy nie poczuje do mnie tego samego co do niego, bo to po prostu nie było możliwe, bo nic nie było w stanie równać się z tą pierwszą miłością. Dla mnie to był on, ale wiedziałem, że dla niego to nigdy nie będę ja. No cóż, drugie mogą być równie dobre.
– Bardzo ci dziękuję – powiedział Wiktor z wylewną szczerością. – Dasz mi znać, gdybyś się czegoś dowiedział? – zapytał konspiracyjnie. Uśmiechnąłem się z rozbawieniem, zapewniając go, że oczywiście, po czym dyktując mu po cichu swoje nazwisko, żeby mógł odnaleźć mnie na facebooku.
– Wchodzisz? – zapytałem, wskazując na drzwi, bo grzeczności grzecznościami, ale ja będę za chwilę spóźniony do pracy. Wiktor pokiwał głową i podążył za mną do środka. Stanąłem w wejściu na szczycie niskich schodów, obrzucając pomieszczenie spojrzeniem. Przy recepcji stała Agata, pochylając się nad Olą i coś do niej szepcząc. Obie uniosły głowy, kiedy usłyszały otwierające się drzwi. Były tak skrajnie różne, a jednak miałem wrażenie, że ich wyrazy twarzy były identyczne, kiedy wlepiły we mnie wzrok. Może jedynie Agata wyglądała na nieco bardziej rozbawioną, podczas gdy Olka sprawiała wrażenie zwyczajnie oniemiałej. Poczułem gwałtowne ukłucie niepokoju, a jednocześnie włosy stanęły dęba na moim karku. Z tyłu mojej głowy tkwiła już świadomość, co to oznaczało, ale ta świadomość nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Agata wyprostowała się i ruszyła w stronę windy. Kiedy przechodziła obok mnie, uniosła wysoko brew.
– Co tam, panie Mierzejewski? – zagadnęła wesoło. – Czy raczej powinnam powiedzieć Maciejewski? – dodała, ściszając konspiracyjnie głos i poruszając zabawnie brwiami. Stałem jak skamieniały na tych schodach i wpatrywałem się w nią oszołomionym wzrokiem, nie potrafiąc w porę wymyślić żadnej reakcji, jakby w moim mózgu nastąpiło jakieś zwarcie. Byłem połowicznie świadomy Wiktora stojącego za moimi plecami i tego, że Agata mrugnęła do mnie porozumiewawczo, wyraźnie zadowolona z siebie, mijając się w wejściu do windy z Tamarą. Moja bezpośrednia przełożona początkowo ominęła mnie wzrokiem, po czym gwałtownie z powrotem na mnie spojrzała. Wyglądała jak osoba, która nie wiedziała, co myśleć i szybko odwróciła wzrok. Zdałem sobie sprawę z tego, że nadal stałem w wejściu jak ostatnia pizda, pozwalając im wszystkim się na mnie gapić, więc nie patrząc już na nikogo przebiegłem przez recepcję prosto do studia. Super, kurwa, niesamowicie odważnie i dojrzale, ale chyba potrzebowałem chwili samotności, żeby jakoś zapanować nad myślą, że oni wiedzieli i ułożyć ją sobie w głowie.
Wiedzieli. Wszyscy. A w zasadzie to wszyscy poza najprawdopodobniej Rafałem, który jechał właśnie po Doris na lotnisko. Razem z Gabi. O kurwa, Gabi.
Zamknąłem za sobą drzwi do studia, przekręciłem zamek i oparłem się o nie, przeczesując palcami włosy i prawie je sobie przy tym wyrywając.
– Widzę, że już wiesz – dobiegł mnie głos i znowu poderwałem gwałtownie głowę. Kurwa, czy wszyscy musieli mnie dzisiaj zaskakiwać? Marcin siedział przy biurku i wyglądał na jednocześnie zrezygnowanego, jak i bardzo niezaskoczonego. Zamrugałem z wysiłkiem. 
– Jak to się, kurwa, stało? – wychrypiałem, czując, jak moje wcześniejsze odrętwienie zastępuje panika.
– Mnie nie pytaj – odparł Marcin, podnosząc się powoli i podchodząc do mnie. – Ja nic nie powiedziałem – zaznaczył, chyba dopiero zdając sobie sprawę z tego, że w zasadzie to był jednym z podejrzanych. Pokiwałem nieobecnie głową. Wierzyłem mu. Marcin wiedział od samego początku, gdyby miał się wygadać, zrobiłby to już dawno. – A, i jakby co to nie udawałem, że nie wiedziałem – przestrzegł mnie przezornie. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami. 
– Czyli potwierdziłeś? – syknąłem z niedowierzaniem, chociaż tak naprawdę to nie robiło różnicy, mleko już się rozlało. Wypieranie się tego na tym etapie i udawanie głupiego mijało się z celem. Po prostu w tym momencie w moim umyśle panował taki chaos, że wszystko wprawiało mnie w niedowierzanie.
– Teraz już i tak za późno – rzucił, wzruszając przepraszająco ramionami. Jego spojrzenie złagodniało, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie. – Hej, nie panikuj, młody. Pogadają i zapomną. To nie koniec świata – pocieszył mnie, starając się brzmieć optymistycznie. Spojrzałem na niego, jakby spadł z księżyca i już otworzyłem usta, żeby zaprotestować i uświadomić mu, dlaczego dla mnie to był koniec świata, kiedy ktoś pociągnął za klamkę. Raz, a potem drugi, po czym zaczął nieprzerwanie pukać. Zacząłem błyskawicznie myśleć. 
– Jakby co to mnie tu nie ma – szepnąłem do Marcina, po czym ruszyłem w stronę środka pomieszczenia, rozglądając się za jakimkolwiek miejscem, w którym mógłbym się schować. Cholera, że też to studio musiało być takie puste. Marcin zdążył złapać mnie jednak za łokieć, spoglądając na mnie z rozbawieniem. 
– Kacper, nie możesz na zawsze zamknąć się w castingówce – oświadczył rozsądnie, po czym szybko przekręcił zamek. Odwróciłem się odruchowo, żeby sprawdzić, kto się tak dobijał i stanąłem twarzą w twarz z Gabi. Marcin uniósł demonstracyjnie dłonie, żeby pokazać, że on się do tego nie mieszał. Odszedł, a ja spojrzałem na nią z rezygnacją. Przysunęła się do mnie konspiracyjnie. 
– Ty wiesz, jakie kretyńskie plotki chodzą? – szepnęła rozgorączkowanym tonem. Zebrałem w sobie całą odwagę, jaką miałem i otworzyłem usta, żeby za radą Marcina poinformować ją prosto z mostu o tym, że te plotki były prawdziwe i będzie musiała jakoś z tym żyć, ale w tym samym momencie dotarło do mnie, co oznaczała jej obecność tutaj. 
– Wróciliście już z lotniska? Rafał tu jest? – zapytałem w zamian. Czoło Gabi zmarszczyło się na ułamek sekundy, trochę jakby sama nie wiedziała, co w tym pytaniu jej nie pasowało. Widziałem moment, w którym zdała sobie sprawę z tego, że chodziło o użycie przeze mnie jego imienia. 
– Wróciliśmy – powiedziała powoli. Wyglądała, jakby jej mózg mógł się w każdej chwili przegrzać. – Gadają jeszcze z Doris w samochodzie. 
– O mnie? – zapytałem z niepokojem. O ile było to możliwe, jej brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej.  
– Nie – zaprotestowała odruchowo. – Co? – dodała po chwilowym namyśle, najwyraźniej dopiero teraz uznając moje pytanie za dziwaczne. – Kacper, skup się – poprosiła nagle. – Musisz się skupić i powiedzieć mi, że to nie jest prawda, bo chyba sama dałam się już wkręcić i zaczynam myśleć, że to by zaskakująco dużo tłumaczyło – wyrzuciła z siebie z desperacją. – Ale to nie tak, po prostu ktoś puścił plotę i wszyscy ją podłapali, ale tak naprawdę zbieżność jest przypadkowa i Rafał Maciejewski wcale nie jest twoim tajemniczym facetem. Prawda? – dodała niemal błagalnie. 
– Obawiam się, że jest – odparłem wprost. Stała jak skamieniała, tylko jej źrenice rozszerzyły się wyraźnie i to była jedyna reakcja, jaką otrzymałem. – Od kogo to usłyszałaś? – dodałem ostro, bo zamierzałem namierzyć osobę, która odebrała nam możliwość powiedzenia o tym światu na naszych warunkach. 
– Nie, nie wierzę w to – wyrwało jej się w końcu. – Od Olki – dodała, rejestrując moje pytanie. Zacząłem zastanawiać się gorączkowo. Ale to by znaczyło, że… Marcel. Poczułem, jak zmroziło mnie na tę myśl. Desperacko nie chciałem tego nawet rozważać. Tak naprawdę dopiero teraz to wszystko zaczęło do mnie docierać. To, że stałem tutaj przed Gabi, która wiedziała, że pieprzyłem się z jej szefem. Kiedy wyjdę ze studia, stanę przed tłumem ludzi, z których każdy będzie wiedział, że pieprzę się ich szefem. Nikt w tej firmie już nigdy nie będzie traktował mnie po prostu jak kolegę z pracy i nie spojrzy na mnie normalnie, nie przez pryzmat Rafała. Poczułem, jak robi mi się niedobrze z nerwów.
– Moje życie jest skończone – wyszeptałem w przypływie dramatyzmu. 
– Trzeba było o tym pomyśleć zanim wskoczyłeś mu do łóżka – wysyczała Gabi, a w jej głosie dezaprobata mieszała się z niedowierzaniem.
– Widziałaś go w ogóle? Ciężko nie wskoczyć mu do łóżka – odparłem z rozpędu. Albo przez ten stres traciłem już zmysły, albo na przekór sobie postanowiłem odnaleźć w tym trochę humoru, bo wiedziałem, że inaczej zwariuję. To chyba jednak nie był odpowiedni komentarz, bo oczy Gabi zmrużyły się.
– To nie jest, kurwa, śmieszne, Kacper! Wiem, że wy uwielbiacie myśleć fiutami, ale naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, o czym ty myślałeś, kiedy uznałeś, że przespanie się ze swoim pracodawcą jest dobrym pomysłem – warknęła. Otworzyłem usta, ale nie dała mi dojść do głosu. – Naprawdę jesteś tak głupi, że postanowiłeś rozpierdolić swoją karierę, którą zresztą ja ci załatwiłam, bo… bo seks? – dodała z niedowierzaniem nienaturalnie wysokim głosem. Przewróciłem oczami mimowolnie urażony. Miałem trochę dosyć ludzi mówiących mi, że byłem głupi. Przecież wiedziałem, co robię. Wiedziałem.
– Mów trochę ciszej – syknąłem na nią. – Moje i Rafała życie seksualne nie jest twoją sprawą i nie jest też kwestią publicznej debaty. To mój facet i będę się z nim ruchał, ile mi się żywnie podoba, więc możesz zacząć przyzwyczajać się do tej myśli. A o moją karierę się nie martw. Wszystko jest z nią w najlepszym porządku – dodałem wyniośle. Gabi przez chwilę wpatrywała się we mnie w osłupieniu.
– Czyli co, myślisz, że on teraz będzie twoim… co, chłopakiem? – prychnęła, brzmiąc irytująco prześmiewczo. – Rafał Maciejewski? – podkreśliła, zupełnie jakby Rafał Maciejewski będący czyimkolwiek chłopakiem to było jakieś bluźnierstwo. Wzruszyłem ramionami z udawaną obojętnością.
– Cały czas nim jest. Niezależnie od tego, czy wy o tym wiecie, czy nie – powiedziałem, kładąc pełen wyższości nacisk na „wy”. Wiedziałem, że to było z mojej strony dość niskie zagranie, ale byłem poirytowany. I trochę wystraszony. Nawet trochę bardziej niż trochę. Miałem cholerną nadzieję, że Rafał faktycznie cały czas był moim chłopakiem, że to nie była jakaś iluzja, której on się wyprze, żeby nie stać się pośmiewiskiem. Że nie wyprze się mnie. Powiedział, że mógłby się we mnie zakochać, do cholery. Takich rzeczy nie mówiło się ot tak. – Muszę z nim porozmawiać – zdecydowałem spontanicznie, rozglądając się nieco nieobecnie i myśląc intensywnie. W końcu moje spojrzenie skupiło się z powrotem na Gabi. – Pomożesz mi i sprawdzisz, czy na górze nikogo nie ma? – zapytałem znacznie pokorniej niż chwilę wcześniej. Patrzyła na mnie ze zdumieniem, więc dodałem niechętnie: – Nie chcę, żeby się gapili. Po prostu sprawdź, czy nikogo nie ma, żebym mógł przemknąć się do jego biura.
Brwi Gabi uniosły się do połowy czoła.
– Zamierzasz przemknąć się do jego biura? – powtórzyła, jakby musiała upewnić się, że dobrze zrozumiała. Wzruszyłem ramionami bez skruchy. – Często to robisz? – dodała, tym razem nieco spokojniej i z namysłem, jakby powoli zaczynało docierać do niej, co to oznaczało, że ja i on mieliśmy romans. Co to oznaczało w praktyce. 
– Czasami – odparłem zdawkowo. – Błagam? – dodałem, mrugając przesadnie. Westchnęła cierpiętniczo. 
– Chodź – syknęła, wychodząc ze studia. Podążyłem za nią możliwie cicho po schodach. Wyjrzała ostrożnie zza rogu, po czym dała mi znak, że było czysto. Byliśmy już na wysokości drzwi do biura, kiedy nagle winda się otworzyła i zaczęli wylewać się z niej ludzie. Zastygłem, czując, że Gabi obok mnie zrobiła to samo. Byliśmy kompletnie na widoku niczym w pułapce, ponieważ najwyraźniej właśnie w tym momencie wszyscy pracownicy obecni w firmie postanowili zejść na dół, żeby powitać panią prezes. Tyle że wyglądało na to, że znacznie bardziej interesowałem ich ja. Przeżyłem kilkanaście najgorszych sekund w moim życiu, kiedy stałem na środku, a wzrok wszystkich obecnych prześlizgiwał się po mnie tylko po to, żeby za chwilę zaczęli udawać, że wcale nie patrzyli. Części z tych osób nawet nie znałem osobiście, a jednak nie miałem wątpliwości, że wszystkie myślały teraz o tym samym. Ktoś tam mówił, że ten nowy operator sypia z szefem. No to już wiadomo, jak dostał tę pracę.
Wybawienie wcale nie nadeszło, kiedy otworzyły się drzwi wejściowe. W momencie, w którym zobaczyłem Rafała, spuściłem nieco głowę, bo miałem wrażenie, że byłem cały czerwony. Próbowałem wycofać się ukradkiem, ale Gabi złapała mnie za rękę. Uniosłem niechętnie wzrok. Rafał wyglądał tak jak zawsze, może wydawał się odrobinę bardziej zadowolony niż zwykle. To była kwestia dwóch, może trzech sekund, kiedy w pomieszczeniu panowała absolutna cisza, a on uśmiechnął się swobodnie do wszystkich zebranych. Teraz miałem już pewność, że nie wiedział. Ludzie nadal od czasu do czasu zerkali na mnie, a potem na niego, jakby porównywali. Wieczne… niekończące się… porównywanie. W którymś momencie Rafał odnalazł mnie wzrokiem w tłumie i jak zawsze uniósł porozumiewawczo kącik ust. Byłem pewien, że wszyscy to widzieli, teraz kiedy już wiedzieli, czego powinni wypatrywać. Czułem, że jeszcze chwila i moja twarz spłonie. Marzyłem o tym, żeby podłoga otworzyła się i mnie wchłonęła.
– Dzień dobry, pani prezes! – zawołał jowialnie Marcin, przerywając ciszę i podchodząc, żeby ją uściskać. To sprawiło, że wszyscy obecni ocknęli się z marazmu i też zaczęli się z nią witać. Odetchnąłem nieznacznie i obróciłem się, a mój wzrok natrafił na Gabi. Nie patrzyła na mnie. Podążyłem za jej spojrzeniem, było utkwione w Rafale, który wpatrywał się prosto w nas z lekko zmarszczonym czołem. Wyczuwał, że coś się działo. Byłem czerwony jak burak i nawet nie odwzajemniłem jego porozumiewawczego uśmieszku, więc oczywiście, że wyczuwał. Jakaś część niego najwyraźniej wiedziała też, że w tych konkretnych okolicznościach powinien ograniczyć gapienie się do minimum, bo po chwili skupił się z powrotem na Doris, objął ją w pasie i zagadnął do niej wesoło. Dopiero teraz jej się przyjrzałem, była roześmiana i zadowolona. Ciekawe, czy będzie taka roześmiana i zadowolona, kiedy dowie się, że jej wspólnik pieprzy się z jednym z pracowników. Żadna z obecnych osób nie powiedziała słowa na nasz temat, bo nikt nie śmiałby powiedzieć słowa Rafałowi.
Coś czułem, że w stosunku do mnie nikt nie wykaże się podobnym taktem i szacunkiem. 


KONIEC TOMU I


____________________________________________________________________________
Ogromnie Was przepraszam za ten poślizg czasowy. Życie zawodowe ostatnio wyciska ze mnie wszystkie poty i ilekroć siadam do pisania, oczy same mi się zamykają. Mam nadzieję, że przez ten tydzień wszystko się jako tako ustabilizuje i nie będzie już podobnych niespodzianek, ale nie obiecuję, bo moja praca ma tendencję do bycia mocno nieprzewidywalną. Na wszelki wypadek od razu biorę się za kolejny rozdział, bo jak odkładam to tak to się kończy.
Z miłych wieści – dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, Nocą nie widać tu gwiazd w końcu ukazało się na ebooku. Jeśli chcielibyście sprawić sobie egzemplarz, można to zrobić tutaj. Wprowadziłam sporo poprawek, a niektóre rzeczy delikatnie zmieniłam, więc to dobry moment, żeby odświeżyć sobie lekturę w ulepszonej wersji i z piękną okładką autorstwa Me. (o ile macie czas, żeby przebrnąć przez te 700 stron – ja nie miałam ;) ).
To tyle, zapraszam do przeczytania rozdziału, bo trochę się tu zadziało i tą pełną napięcia chwilą kończymy pierwszy tom. Mały spoiler, pierwszy z czterech ;) Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i trzymajcie się!

8 komentarzy:

  1. O. Mój. Boże.
    Rozdział jest PRZECUDOWNY! Warto było czekać. Idealne zakończenie tomu I. Pojawienie się Wiktora zwiastuje kłopoty coś tak czuję *-* I te plotki... No umieram z ciekawości co dalej. Weny i czasu na przelewanie jej na „papier” Kochana <3

    xoxo
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  2. No niezle i po cichym związku. Jestem ciekawa jak zachowa się teraz Rafał i to bardzo. Kacper z lekka przerażony będzie miał teraz ciężko w pracy , komentarze na boku i obgadywanie murowane mam nadzieje ,że nie będzie żadnej szykany bo mogą mu współpracownicy małe piekiełko zrobić żeby się wyżyć jak Rafał coś im dogryzie. Jak na razie Rafal miodzio facet ale w końcu i jemu rogi urosną tylko ciekawe jak duże;p dzięki sliczne czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój boże.
    Uwielbiam ten rozdział. Początkowo spokojny by potem zaczęła się akcja. Trzymam kciuki, że Rafał nie wyprze się Kacpra który i tak już będzie miał ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czuję, że Marcelowi się dostanie xD
    Dziękuję za rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli to rzeczywiście Marcel wydał Kacpra, to bardzo jestem ciekawa jakimi motywami się kierował. Teraz się okaże jaki naprawdę jest Rafał i jak wiele znaczy dla niego Kacper.Dziękuję za rozdział i pozdrawiam Ewa
    P.S. Zakupiłam już oczywiście Nocą... i czytam sobie powolutku. Ciekawe czy rozpoznam zmiany, które wprowadziłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne zakończenie jak zwykle w punkt. Teraz trzymam kciuki za chłopaków i za Rafała by zachował się jak mężczyzna i nie schował głowy w piasek. Buziaki pa

    OdpowiedzUsuń
  7. To i tak musiało się w końcu wydarzyć. Marcel zachował się z Olą(nie lubię jej straszliwie) naprawdę brzydko. Jestem ciekawa reakcji Rafała i mam nadzieję że młody rzeczywiście nie zniszczył sb właśnie kariery.

    Pozdrawiam, życzę weny i czekam z nieczierpliwością wielkości Everestu na kolejną porcję wrażeń :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no to sie zrobiło nie ciekawie i koniec cichego związku, a jak zachowa sie Rafał oby nie było jakiś szykan w pracy... pojawienie Wiktora to kłopoty zwiastuje, ale kto ich wydał? czyżby Marcel ale czym sie kierował...
    mam opóźnienie z powodu braku czasu, ale i mam nadzieję, że i Ty wrócisz di nas z nowym rozdziałem...
    Dużo weny i chęci i czasu życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń