niedziela, 7 października 2018

ROZDZIAŁ III

Fakty i akty








– Dobra, dzięki – rzucił Szymon, pokazując ręką symboliczny „stop”. Zatrzymałem posłusznie kamerę, a wszyscy obecni wyraźnie się odprężyli, słysząc sygnał od reżysera. Wszyscy poza jedną osobą. Wiktor założył nerwowo ręce za plecami, wyglądając przy tym jak uczeń czekający na ocenę. To była jego chwila prawdy. Pozostali mieli już swoje role w kieszeniach i sprawiali wrażenie znudzonych kolejną próbą organizowaną tylko i wyłącznie pod niego. Szymon cały czas nie był przekonany, czy współgrał z resztą zespołu i katował chłopaka bezlitośnie już trzeci dzień, wałkując z nim praktycznie cały scenariusz od początku do końca. Byłem tak cholernie zmęczony, że niemal zaczynałem żałować tego, że tak nalegałem, żeby dać dzieciakowi szansę, ale jedno rzucone Szymonowi spojrzenie upewniło mnie w tym, że było warto. – Strasznie fajne to było. Dziękuję – powtórzył, a ja obserwowałem z mimowolnym uśmiechem przez oko kamery, jak Wiktor pęcznieje z dumy. On jeszcze nie był pewien, ale ja już wiedziałem, że dostał tę rolę. Szymon przetarł oczy palcami. Widać było, że od czasu pierwszych przesłuchań jego entuzjazm znacznie osłabł. Od dwóch tygodni pracowaliśmy dzień w dzień, od rana do nocy i każdy miał już trochę dosyć. – Słuchajcie, chciałbym zrobić małe podsumowanie – zapowiedział nagle. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nim.
– Jest! Koniec prób! – zawołał Tomek, wywołując tym pojedyncze śmiechy. Ciężko było się nie zorientować, że gdziekolwiek się znalazł, zawsze był duszą towarzystwa, która nakręcała całą resztę. Ja dostrzegałem tą potrzebę atencji od momentu, w którym go poznałem, ale nie zamierzałem ukrywać, że poświęcałem mu znacznie więcej uwagi niż komukolwiek innemu. Obserwowałem go bacznie, podczas gdy on w stosunku do mnie ograniczał się do obojętnych spojrzeń i okazjonalnych pogodnych uśmiechów. Byłem wręcz pod niechętnym wrażeniem tego, jak dobrze szło mu ignorowanie mojego istnienia, choć przecież musiał wiedzieć o mnie i o Rafale, wszyscy już wiedzieli. Były więc dwa wyjaśnienia: albo miał gdzieś to, z kim jego były się spotykał, albo był naprawdę znakomitym aktorem. Stawiałem na to drugie.
– Nie, to nie jest koniec prób – zaznaczył od razu Szymon, a wszyscy oklapli i jęknęli cicho. Ja sam oparłem z rezygnacją czoło o kamerę. – Jeszcze sporo przed nami, ale i tak uważam, że warto przez chwilę pochylić się nad faktem, że spotkamy się dokładnie w tym samym gronie dziewiętnastego marca, czyli pierwszego dnia zdjęć – dodał podniosłym tonem. Rozległy się zmęczone wiwaty, a ja wychyliłem się zza kamery, żeby spojrzeć na Wiktora w momencie, w którym dotarło do niego, co to oznaczało. Jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. – Chciałbym powitać na pokładzie Wiktora – dodał spokojnie Szymon, tym razem wymuszając na wszystkich obecnych bardziej entuzjastyczną reakcję. Wiktor wyglądał na tak oszołomionego tym, że dostał rolę, jakby nie wierzył, że to naprawdę się działo. W pewnym momencie spojrzał na mnie, a ja mrugnąłem do niego porozumiewawczo, po czym zmarszczyłem z dezaprobatą brwi. Miałem nadzieję, że zrozumie, co miałem na myśli. Jasne, lubiliśmy się i to ja najbardziej o niego walczyłem, ale kilkukrotnie złapałem go na czymś, co było absolutnie zabronione jako czysta amatorszczyzna. Spojrzał w kamerę, a ja domyślałem się, że nie mógł być aż tak głupi i po prostu odruchowo próbował spojrzeć na mnie, żeby sprawdzić moją reakcję, zapominając, że siedziałem za kamerą, gdzie absolutnie nie wolno było patrzeć. Wiedziałem już, że tych nagrań z przesłuchań nie pokaże nikomu i do niczego nie wykorzystam. – Skoro już przy tym jesteśmy i wspomniałem, że spotkamy się w dokładnie tym samym gronie – podkreślił Szymon. – Chciałbym powitać też oficjalnie Kacpra, który łaskawie zgodził się dołączyć do tego skromnego projektu – powiedział, kładąc nacisk na „łaskawie” i spoglądając na mnie z uniesioną brwią. Odwzajemniłem spojrzenie spode łba, bo to brzmiało, jakbym wybrzydzał, a wcale tak nie było. Szymon był po prostu irytująco rozbawiony tym, jak długo zwlekałem z decyzją i jak wiele miałem wątpliwości, czy aby na pewno udźwignę to zadanie. – Wiem, że możecie nie pamiętać jego twarzy – zażartował, a wszyscy roześmiali się i zaczęli wołać „pamiętamy!”. Przewróciłem oczami, uśmiechając się do siebie. Bycie wiecznie schowanym za kamerą miewało swoje minusy. Wychyliłem się i pomachałem beztrosko, napawając się efektem zaskoczenia. Ta informacja wywołała znacznie większe poruszenie. Wszyscy wiedzieli, że Wiktor prędzej czy później dostanie tą rolę, inaczej ostatnie trzy dni byłyby zwykłym marnotrawstwem czasu. Nikt jednak nie spodziewał się, że i ja będę dalej z nimi pracował, kiedy castingi dobiegną końca. Trzymaliśmy to z Szymonem długo w sekrecie i przez to nawet mi zdarzało się o tym zapominać. Ledwo docierało do mnie, że już niedługo wyjdę ze studia i będę kręcił prawdziwe produkcje na prawdziwym planie zdjęciowym.
Posypały się gratulacje, na które odpowiedziałem skromnym spuszczeniem wzroku. Kiedy z powrotem go uniosłem, chyba po raz pierwszy udało mi się przyłapać Tomka bez jego zwyczajowej maski. Patrzył prosto na mnie, a na jego twarzy zaskoczenie mieszało się z jakąś taką… rezerwą? Zanim zdążyłem zastanowić się, co robię, uniosłem brew w cichym wyzwaniu. Zmrużył nieznacznie oczy na ułamek sekundy, po czym jakby nigdy nic uśmiechnął się do mnie szeroko. Odczytałem to kalkulujące spojrzenie jako „okej, jestem w stanie przełknąć fakt, że pieprzysz się z moim byłym, ale czy musisz być też wszędzie tam, gdzie ja?” i odwzajemniłem uśmiech w znacznie oszczędniejszy sposób. Ja zamierzałem się z nim grzecznie bawić, o ile tylko on będzie grzecznie bawił się ze mną.
Rozejrzałem się po twarzach wszystkich obecnych, zdając sobie sprawę z tego, że spędzę z tymi ludźmi następne kilka miesięcy, a może nawet dłużej, jeśli będą kolejne sezony i nikt z nas po drodze się nie wykruszy. To było to, pełna główna obsada. Dalej będzie już z górki. Zorientowałem się, że Szymon jeszcze coś mówił.
– …w zasadzie, Wiktor, możesz podziękować Kacprowi. To on przekonał mnie, żeby zaprosić cię na drugi etap przesłuchań – poinformował go z uśmiechem. – I miał rację – dodał spokojnie. Wiktor zamrugał z zaskoczeniem, zerkając na mnie kątem oka, ale jego spojrzenie natrafiło tylko na kamerę. Wyglądał, jakby nie mógł się zdecydować, czy powinien być zadowolony, że się za nim wstawiłem, czy zmartwiony, że reżyser na początku nie widział go za bardzo w tej roli. – Dobra, kochani, tak jak było mówione, kończymy dzisiaj wcześniej. Jesteście wolni i widzimy się w poniedziałek. Też nie będziemy siedzieć do późnej nocy, przelecimy sobie tylko wątek więzienny, a potem Magda będzie uczyć Tomka tańczyć salsę. Polecam wszystkim zostanie po próbie, bo to może być niezłe widowisko – dodał kusząco. Rozległy się śmiechy i wszystkie spojrzenia skierowały się na Tomka, który skrzywił się wyniośle, jakby chciał pokazać, że był mistrzem salsy. – Kacper, orientujesz się może, kiedy Rafał chce nas wykopać ze studia? – dodał nagle. Zamrugałem, po czym zacząłem sam siebie przekonywać, że zapytał o to właśnie mnie dlatego, że pracowałem tu na co dzień, a nie dlatego, że z nim sypiałem i pewnie opowiadał mi o takich rzeczach w łóżku. Chyba naprawdę zaczynałem mieć lekką paranoję.
– Mamy czas do końca następnego tygodnia, bo w przyszły poniedziałek wchodzi ekipa z kampanii Gillette – odparłem, bo to akurat wiedziałem, ale nie od Rafała, tylko od Tamary. Rafał nie miał pojęcia o takich rzeczach jak to, czy studio było zajęte, czy wolne. Myślę, że w codziennym funkcjonowaniu tej firmy orientowałem się znacznie lepiej niż on.
– Kurcze, to musimy się spieszyć – mruknął Szymon. – Dobra, zmykajcie – zarządził, a ja spojrzałem na zegarek. Było piętnaście po drugiej. Zdążę odebrać Tadka ze szkoły nawet, gdybym miał jechać komunikacją miejską, a prawdopodobnie tak się skończy. Nie miałem pojęcia, czy Rafał był jeszcze w pracy, bo nie raczył odpisać mi na sms-a. Zanim złożyłem i schowałem sprzęt, studio kompletnie opustoszało. Pożegnałem się krótko z Olką, która w odpowiedzi mruknęła coś pod nosem, nie patrząc na mnie. Była jedną z niewielu osób, które nadal w jakimś stopniu krępowała moja obecność.
Ogólnie sytuacja znacznie się uspokoiła. Jasne, ludzie nadal zerkali i zdarzało mi się słyszeć szepty za plecami, ale poza tym to było tak, jakby wszyscy przeszli z tym do porządku dziennego. Nikt nie miał za bardzo odwagi komentować naszego związku głośno z obawy, że dotrze to w jakiś sposób do Rafała, więc podejrzewałem, że ograniczali się do plotkowania po kątach. Dopóki tego nie słyszałem, byłem w stanie to przeżyć. Przez parę pierwszych dni byłem mocno wyczulony na każdą najmniejszą oznakę zaciekawienia, a każde parsknięcie śmiechem sprawiało, że moje serce zaczynało bić dwa razy szybciej i tylko czekałem na jakiś drwiący komentarz. A potem zdałem sobie sprawę z tego, że to nie zmieniło w jakiś znaczący sposób mojego życia. Osoby, z którymi byłem blisko, jak Gabi, Marcin czy Agata, nie zaczęły traktować mnie inaczej, a całej reszty i tak nie znałem zbyt dobrze. No dobra, Agata trochę się naśmiewała. Harmony też, ale o dziwo to było dosyć miłe, przyjazne naśmiewanie. Gabi chyba do tej pory nie wiedziała za bardzo, co o tym wszystkim myśleć. Od czasu do czasu zdarzało się, że coś ją zaciekawiło i pytała mnie wprost o Rafała, ale zwykle jednak unikała tego tematu i wyglądała na zakłopotaną za każdym razem, kiedy niechcący na nas wpadała, a robiła to nagminnie. To było całkiem zrozumiałe, w końcu była jego asystentką, ale dodatkowo miała tak beznadziejny timing, że aż ciężko było uwierzyć, że to mógł być przypadek. Między mną a Rafałem powstał nawet prywatny żart, że ilekroć zamierzaliśmy się pocałować, któryś z nas mówił „Gabi zaraz wejdzie”, całkowicie psując tym nastrój. Tylko Olka miała jakiś problem. Nie do końca wiedziałem jaki, a ona nie sprawiała wrażenia, jakby chciała mnie uświadomić. Niby była miła, a przynajmniej nie okazywała otwarcie swojej dezaprobaty, ale zaczęła odnosić się do mnie zupełnie inaczej. Nie żartowaliśmy tak jak kiedyś, w ogóle niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Wydawała się ostrożna, jakby bardzo próbowała uważać na słowa. Niezbyt mi się podobało, że ktokolwiek czuł potrzebę uważania przy mnie na słowa, ale z drugiej strony trochę ją rozumiałem. Podejrzewałem, że zwyczajnie obawiała się, że palnie coś niezbyt miłego o Rafale, co zdarzało jej się przecież nagminnie. Nie do końca to rozumiałem, bo przecież to nie było tak, że bym mu to powtórzył. Pewnie nie byłbym zadowolony i bym go bronił, teraz kiedy już mogłem, ale nic więcej. Może było jej też trochę głupio za te wszystkie poprzednie razy, kiedy nie zostawiała na nim suchej nitki w mojej obecności. Mimo to wolałbym, żeby nie było między nami żadnych niezręczności. Próbowałem podpytać o nią Marcela, ale upierał się, że nie wspominała mu ani o mnie, ani o Rafale. Po jego wyrazie twarzy widziałem, że kłamał, ale nie naciskałem. W końcu nie miał żadnego obowiązku spowiadać mi się z tego, o czym rozmawiał ze swoją dziewczyną.
Nie byłem specjalnie zaskoczony, kiedy przed drzwiami zobaczyłem czającego się Wiktora. Domyśliłem się, że na mnie czekał.
– Hej – powiedziałem z uśmiechem. – Co za niespodzianka – dodałem z cieniem rozbawienia, bo szczerze wątpiłem, żebyśmy z przypadku wpadali na siebie z taką częstotliwością. Zaśmiał się i oparł o ścianę, nie odpowiadając.
– Jeśli faktycznie namówiłeś Szymona, żeby dał mi szansę… – zaczął, mimo wszystko brzmiąc raczej poważnie. – …to jestem twoim dłużnikiem do końca życia – dokończył nieco patetycznie. Machnąłem bagatelizująco ręką, jednocześnie rozglądając się po parkingu. Aston Martin nadal stał, czyli Rafał był jeszcze w pracy.
– Do końca życia to nie musisz – odparłem beztrosko. – Ale jak będę czegoś potrzebował, zgłoszę się – obiecałem podstępnie.
– Co tylko chcesz – zapewnił mnie Wiktor. Bez przerwy się uśmiechał. – Ale zajebiście, że będziesz z nami pracował – dodał z entuzjazmem. Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem. Wiedziałem, że on nie pali.
– Sam nadal nie mogę w to uwierzyć – mruknąłem speszony, a Wiktor zaczął kręcić głową.
– No co ty – zaprotestował natychmiast. – Przecież zasłużyłeś na to. Jesteś tak dobry… – zaczął, ale urwał, chyba nie wiedząc za bardzo, jak ubrać w słowa to, jak dobry byłem. Uśmiechnąłem się pobłażliwie.
– Bez przesady. Nie mówię, że nie – zastrzegłem, nie chcąc wyjść na fałszywie skromnego. – Ale to nie jest tak jak z aktorstwem, że ktoś cię zauważy i jest nagły zryw kariery. Praktycznie się nie zdarza, żeby z tak krótkim stażem i małym doświadczeniem trafić do takiej produkcji, na takie rzeczy się pracuje latami. U mnie to był fart. Szymon mnie polubił i tyle – skwitowałem. Wiktor wyglądał, jakby miał inne zdanie, ale najwyraźniej postanowił się nie kłócić.
– Ja tam się cieszę – powiedział tylko, zerkając na mnie ukradkiem. – Robisz coś teraz? – zapytał z pozornym spokojem.
– W zasadzie to nie wiem… – zacząłem, zerkając z rozkojarzeniem na Astona Martina i zastanawiając się, co z tym Rafałem, dlaczego znowu mi nie odpisywał i czy powinienem uzależniać dzisiaj od niego swoje plany. Miałem nadzieję, że zobaczymy się jeszcze przed jego wyjazdem.
– Chcesz skoczyć na jakąś kawę? – zaproponował szybko, chyba biorąc moje wahanie za niewypowiedzianą zgodę. – Piwo? – dodał niepewnie. Spojrzałem na niego w oceniający sposób.
– Jest czternasta – zauważyłem z dezaprobatą.
– Piwo? – powtórzył, wyraźnie niezrażony. Zaśmiałem się głośno.
– Muszę odebrać brata ze szkoły – poinformowałem go. Wyglądał na odrobinę zawiedzionego, ale pokiwał głową, przyjmując tę wymówkę.
– To może w weekend? – zasugerował zdawkowo. Tak bardzo próbował udawać, że moja odpowiedź była mu obojętna, że to było aż zabawne. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zastanawiając się, w którym momencie faceci zaczęli do mnie tak otwarcie uderzać. Kiedyś to się praktycznie nie zdarzało, bo byłem chyba znacznie bardziej powściągliwy, a teraz… Pierwszy był Rafał, a dalej już poszło. To był chyba taki zastrzyk śmiałości, którego potrzebowałem. Ta myśl, że skoro ktoś taki jak on na mnie poleciał, to czemu inni by nie mieli? I wydaje mi się, że to było widać we mnie. Tę aurę pewności siebie, którą dostrzegłem u Rafała, kiedy pierwszy raz go zobaczyłem i która tak mnie urzekła.
– Sobota byłaby spoko – odparłem. Nie miałem żadnych specjalnych planów na weekend. Rafała i tak nie będzie.
– Tak? – upewnił się Wiktor. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, że tak łatwo się zgodziłem. Nie do końca rozumiałem dlaczego. Przecież to było tylko piwo. – No to super. Chciałbym to opić. Dostałem rolę – poinformował mnie niepotrzebnie, wyglądając, jakby ten fakt jeszcze do niego nie dotarł. Potrafiłem się z nim zsolidaryzować, bo czułem się podobnie.
– Wiem – zapewniłem go konspiracyjnie, nie będąc w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu na widok dziecięcej radości na jego twarzy. Oto na moich oczach właśnie spełniało się marzenie. – I teraz będziesz gwiaaaazdą – dodałem teatralnie, szczerząc zęby. Skrzywił się skromnie.
– Czy ja wiem. Jeśli serial się przyjmie to już na zawsze zostanę tym zniewieściałym dzieciakiem z „Kręgów” – zażartował, wyglądając, jakby nie do końca wiedział, jak się z tym czuć.
– Twoja postać nie jest zniewieściała – zaprotestowałem odruchowo.
– Trochę jest – nie zgodził się. Zamyśliłem się.
– No trochę – przyznałem, wzruszając przepraszająco ramionami. Parsknął śmiechem. – Nie daj się zaszufladkować – poleciłem surowo. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale chyba zobaczył coś na mojej twarzy, bo z powrotem je zamknął i spojrzał przez ramię na nadchodzącego Rafała, który właśnie wyszedł z firmy.
– Jak nie masz już nic do roboty to możemy jechać – powiedział bez przywitania, zatrzymując się przy nas. – Mam jeszcze do załatwienia parę rzeczy przed wyjazdem, ale to dopiero za jakąś godzinę – dodał, patrząc na mnie i kompletnie ignorując obecność Wiktora. Już po tym cholernym, beznamiętnym tonie wyczułem, że był zły.
– Muszę odebrać Tadka ze szkoły – poinformowałem go cicho, zaciskając wargi. O czym wiedziałbyś, gdybyś czytał moje wiadomości. Albo gdybyś mnie wczoraj słuchał, dodałem w myślach. Rafała zamrugał. Widziałem dokładnie moment, w którym zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie przechowywał tę informację w jakiejś części mózgu, której obecnie nie używał.
– No tak – mruknął. – Zawieźć cię? – zapytał.
– Nie musisz – wycedziłem. Już robiłem się niezadowolony. On też był niezadowolony. To wróżyło eksplozję. Może i dobrze, że wyjeżdżał.
– Mam jeszcze trochę czasu – zaprotestował. Spojrzałem na Wiktora. Wyglądał, jakby czuł się mocno nie na miejscu i patrzył zmieszany to na mnie, to na Rafała. – To idziesz czy nie? – zapytał niecierpliwie, robiąc krok w kierunku samochodu. Przewróciłem lekko oczami, ale i tak pokiwałem głową. Nie będziemy się w końcu widzieć przez cały weekend, a jedna wspólna podróż na Wolę to zawsze coś. Przynajmniej będę mógł zapytać, o co mu, do cholery, chodziło.
– Na razie – rzuciłem do Wiktora, trochę rozczarowany, że nasza rozmowa urwała się tak gwałtownie, po czym podążyłem posłusznie za Rafałem. Było mi trochę głupio i nie odwróciłem się nawet, żeby na niego spojrzeć. Rafał był już w aucie, kiedy usiadłem na miejscu pasażera i zacząłem ciągnąć pas, który jak na złość musiał się zaciąć. W końcu udało mi się go zapiąć i parsknąłem z irytacją, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że Rafał nie odpalał silnika, tylko siedział oparty w fotelu i wpatrywał się we mnie. – Co? – mruknąłem opryskliwie.
– Nic – odparł równie szorstko, po czym westchnął z rezygnacją, najwyraźniej zmieniając zdanie. – Filip ma do mnie przyjechać. Ma jakieś nowe informacje w sprawie. Chyba nie jest zbyt dobrze – powiedział beznamiętnie. Zmarszczyłem brwi i już zamierzałem wyrazić swój niepokój na głos, ale nie dał mi dojść do słowa. – Myślałem, że posiedzimy w spokoju chociaż do tej siódmej. To znaczy pamiętałem, że musisz odebrać brata – zaznaczył szybko, a ja zmrużyłem oczy. Gówno, a nie pamiętał. Wyglądał jednak na tak przygnębionego, że poczułem, jak cała złość natychmiast ze mnie wyparowuje.
– Czemu nie jest dobrze? – zapytałem łagodnie.
– Filip powiedział, że… – zaczął Rafał. – Zresztą on też pierdoli głupoty – żachnął się, po czym zamilkł. Udało mi się powstrzymać chęć przewrócenia oczami. Rafałowi ciężko przychodziło przyjmowanie do wiadomości rzeczy, które nie zgadzały się z jego wizją rzeczywistości. Był typem osoby, która potrafiła stwierdzić, że jego prawnik nie zna się na prawie, ponieważ nie powiedział mu tego, co Rafał chciał usłyszeć. Westchnąłem i obróciłem się, patrząc na niego wyczekująco. Oczekiwałem, że się uspokoi. Nie oczekiwałem, że pochyli się i przyciśnie usta do moich. Chwyciłem go za oba policzki i oddałem mocno pocałunek zaledwie przez sekundę, po czym odsunąłem się, bo czułem się jednak nieco skrępowany, całując się z nim w samochodzie pod firmą. Jasne, wszyscy wiedzieli, że się całowaliśmy, ale niekoniecznie zależało mi na tym, żeby byli tego świadkami. Rafał odsunął się posłusznie i sięgnął do skrzyni biegów. Rozejrzałem się. Wiktor nadal stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem i przyglądał nam się. Oparłem się w fotelu i przymknąłem oczy, kiedy Rafał wykręcił zamaszyście.
Jechaliśmy w ciszy. W pewnym momencie mój telefon zawibrował, więc wyjąłem go z kieszeni. Uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem, że Wiktor napisał do mnie na Facebooku.

14:38. Twój facet nie jest najmilszy.

Uśmiech spełzł mi z twarzy i zmarszczyłem brwi, ale akurat w tym momencie bardziej byłem zirytowany na Rafała niż na to, że wszyscy wokół go krytykowali.

14:39. Nie, nie jest – odpisałem bez cienia poczucia winy.

– Słuchaj, jak masz być taki to naprawdę mogłem wziąć taksówkę – nie wytrzymałem w końcu. Spojrzał na mnie ukradkiem, po czym jego oczy skierowały się z powrotem na jezdnię, ale wyciągnął rękę i położył dłoń na moim udzie.
14:41. Czemu z nim jesteś? – przeczytałem i przewróciłem oczami, czując mimowolną irytację, ponieważ nie byłem w stanie rozsądnie wyjaśnić, czemu byłem z Rafałem i skontrastować jego wad w stosunku do zalet, bo w byciu ze sobą kompletnie nie o to chodziło.

– Przecież nie jestem zły na ciebie – zaprotestował cicho, głaszcząc je delikatnie. Być może nie był zły na mnie, ale kiedy ogólnie był zły, wyładowywał się na całym bożym świecie. Był niesamowicie humorzasty, czasami wręcz nie do zniesienia. Kochanie tego faceta było codziennym wyzwaniem. Czemu z nim jestem, też coś. A właśnie temu.
– Wiem, że jesteś zły, bo musisz spędzić weekend z Doris – powiedziałem, starając się brzmieć wyrozumiale. Stosunki między Rafałem a jego wspólniczką nadal się nie ustabilizowały, a ja cały czas miałem z tyłu głowy, że w zasadzie byłem tego głównym powodem. Podejrzewałem, że mogli posprzeczać się też o inne rzeczy, ale Doris najwyraźniej sprowadzała do tego każdą wygłoszoną przez Rafała opinię, a każdy zarzut pod swoim adresem kwitowała stwierdzeniem: „ja przynajmniej nie rucham się z naszym operatorem”.
Rafał nie odpowiedział. Zamiast tego zapytał cicho:
– Jesteś pewien, że nie chcesz jechać ze mną?
– To ty nie chciałeś, żebym jechał – przypomniałem mu, choć prawda była taka, że starałem się spędzać z Doris najmniej czasu, jak tylko było możliwe.
– Nie chcesz poznawać mojej rodziny – powiedział Rafał. Nie zamierzałem udawać, że się z nim nie zgadzałem, bo trochę przerażała mnie ta perspektywa. Jechali do krakowskiej filii Elemental Pictures, a w zasadzie to do głównej siedziby, bo, jak się dowiedziałem, ta firma została założona w Krakowie, jak jeszcze oboje z Doris tam mieszkali. Teoretycznie to Warszawa była filią. To była zabawna myśl.
– Za wcześnie? – w połowie zapytałem, a w połowie stwierdziłem. Rafał jedynie wzruszył ramionami. Wyczułem z ulgą, że atmosfera nieznacznie się rozluźniła.
– Może jednak i tak do mnie przyjedziesz, jak odstawisz Tadka do domu? – zasugerował nagle Rafał. – No i co, że Filip będzie? – dodał bez przekonania. Skrzywiłem się.
– Pas – mruknąłem niechętnie. Niezbyt widziało mi się bezczynne siedzenie, podczas gdy oni będą omawiać prawnicze rzeczy, o których nie miałem zielonego pojęcia. Poza tym, czy Filip nie miał przypadkiem jakiejś kancelarii? No, a Rafał miał biuro. Musieli przeprowadzać takie rozmowy w jego prywatnym mieszkaniu? – Czy ty i Filip ze sobą sypialiście? – palnąłem bez zastanowienia. Rafał spojrzał na mnie z konsternacją. Wyszczerzyłem zęby. – Brak filtra – przypomniałem mu. Pokiwał głową.
– No tak, werbalizujesz wszystkie myśli – powtórzył to, co powiedziałem mu jakiś czas temu. Za każdym razem go to bawiło. Nie odpowiedział, więc dodałem swobodnie:
– Macie taką aurę, jakbyście ze sobą sypiali. Wiesz, że na początku byłem o niego cholernie zazdrosny? Jak jeszcze się w zasadzie nie znaliśmy? – uściśliłem, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, że bycie zazdrosnym o kogoś, kogo się nie znało, samo w sobie było absurdalne.
– Chyba żartujesz – powiedział Rafał, spoglądając na mnie z rozbawieniem. Wzruszyłem ramionami. Taka była prawda.
– Więc? – ponagliłem go.
– Nie masz o co być zazdrosnym – zapewnił mnie gładko. To nie była odpowiedź na moje pytanie, a jednocześnie była. Gdyby tego nie robili, powiedziałby wprost. Pokiwałem powoli głową. Kiedy Rafał wjechał w moje osiedle, poczułem, że osiągnąłem swój cel. Wydawał się uspokojony i w znacznie lepszym nastroju. Najwyraźniej zrobił się też wylewny.
– Będę tęsknił za tobą – powiedział. Nie zawarł w tych słowach jakichś nadmiernych emocji, brzmiał raczej, jakby stwierdzał fakt. Uśmiechnąłem się półgębkiem.
– Zobaczymy się w poniedziałek – ostudziłem go.
– Wracam w niedzielę – poinformował mnie. – Późno, ale w niedzielę.
– Chcesz, żebym był u ciebie w niedzielę, jak wrócisz? – upewniłem się. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Toczyliśmy się przez osiedle dwadzieścia na godzinę, mógł sobie na to pozwolić.
– Kacper, masz klucze. Możesz tam być, kiedy chcesz – powiedział rozsądnie. – Możesz tam być przez cały czas – dodał zdawkowo, a ja odwróciłem wzrok, uśmiechając się do siebie, chociaż to wcale nie musiało znaczyć, że chciał, żebym był tam przez cały czas. W końcu zatrzymał się pod szkołą Tadka, kilkadziesiąt metrów od głównego wejścia. Odwróciłem się do niego w pełni przodem.
– To w niedzielę – zdecydowałem cicho. Rafał pochylił się nieznacznie.
– No pewnie, że w niedzielę – szepnął, po czym znowu pocałował mnie gwałtownie. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, zanim ugryzł znienacka moją dolną wargę. To było dosyć brutalne jak na niego, zwykle nawet jak mnie przygryzał, robił to bardziej pieszczotliwie. Wciągnąłem powietrze przez zęby, odsuwając się odruchowo.
– Jesteśmy pod szkołą mojego brata – zganiłem go cicho. Dobrze, że staliśmy daleko i za drzewem.
– Ale pomyśl, co by było, gdybyśmy nie byli pod szkołą twojego brata – mruknął uwodzicielsko, nie pozwalając mi się za bardzo oddalić. Czułem jego oddech na swoich ustach. Miałem ochotę prychnąć, bo teraz mu się, kurwa, zachciało, ale w zamian uśmiechnąłem się ukradkiem. Wyczuwałem w nim jakąś frustrację i podejrzewałem, że to wszystkie stresy tego dnia się nawarstwiały. Był zdenerwowany i potrzebował to z siebie wyrzucić. Gdybyśmy byli teraz gdziekolwiek indziej i na osobności, pieprzylibyśmy się jak króliki i to nie byłby łagodny, romantyczny seks. Czułem, że miał ochotę zerżnąć mnie tak mocno, żebym nie wiedział, jak się nazywam.
– Co byś ze mną zrobił? – zapytałem szeptem. Zdążyłem już zrobić się twardy i przeszło mi przez myśl, że tylko tego mi brakowało, odbierania Tadka ze szkoły z pełnym wzwodem.
– Czego bym nie zrobił… – urwał obiecująco, pocierając nosem mój policzek. – Dowiesz się w niedzielę – dodał, zahaczając zębami o moją skórę. Zadrżałem i zakwiliłem cicho, mając ogromną ochotę pierdolić to wszystko, usiąść na nim okrakiem i ujeżdżać go tak długo, aż obaj będziemy najszczęśliwsi na świecie. Jezu, zdarzało nam się z Rafałem poróżnić, ale chwilami naprawdę podejrzewałem, że takiej seksualnej chemii nie miał jeszcze nikt z nikim, że byliśmy pierwsi.
– Świnia – mruknąłem, nie wkładając w tę obelgę ani odrobiny serca. Musnąłem jego wargi jeszcze raz i drugi, po czym odsunąłem się, próbując uspokoić swoje kołaczące serce. Przez kilka sekund przechodziłem największy sprawdzian silnej woli w życiu. – To do niedzieli – powiedziałem cicho. Zdałem. Czułem na sobie jego spojrzenie, kiedy otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu. Później już nie, ruszył, kiedy byłem w połowie drogi do głównego wejścia do szkoły.
Tadek stał już na patio z wielkim plecakiem i rozglądał się z zagubieniem. Miałem wrażenie, że wzdrygnął się, kiedy do niego podszedłem. Zmarszczyłem brwi.
– Wszystko w porządku? – zapytałem delikatnie. Mały kiwnął niedbale głową, patrząc na swoje buty. Westchnąłem, złapałem go za rękę i pociągnąłem w stronę domu. Jakiś taki był dziwny, praktycznie w ogóle się nie odzywał. Powtórzyłem pytanie, kiedy byliśmy już pod klatką, ale odpowiedź była taka sama. Trudno było trafić za dziećmi. Postanowiłem sobie, że jeśli w domu nadal będzie się tak zachowywał to spróbuję wydusić z niego, jaki był tego powód. Wskoczyłem pod prysznic, a kiedy spod niego wyszedłem, usiadłem w swoim pokoju i włączyłem komputer, nagle dotarło do mnie, że nie za bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Był piątek, a ja miałem przed sobą pół dnia i żadnych planów. Od wieków nie zdarzyło mi się coś takiego jak wolne popołudnie, a nawet jeśli się zdarzyło to na pewno nie spędzałem go w domu. No tak, byłem tak skonsternowany, ponieważ normalnie w takiej sytuacji pojechałbym do Rafała. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że spędzałem u niego większość czasu. Jasne, zaglądałem czasem do domu, ale właśnie – to nie było tak, że mieszkałem w domu i wpadałem do Rafała. Było odwrotnie. Westchnąłem z irytacją, bo po raz pierwszy nie mogłem do niego pojechać, a to mocno zawężało moje opcje. No przecież nie będę spędzał piątkowego wieczoru z rodzicami. Może nawiedzę Marcela? Albo… zawahałem się, po czym odblokowałem telefon i otworzyłem ostatnią konwersację z Wiktorem. Czemu nie przełożyć tego piwa na dzisiaj? Byłem pewien, że on nie będzie miał nic przeciwko. Już zamierzałem do niego napisać, kiedy nagle pod naszą rozmową pojawiły się trzy kropki. Zamrugałem z zaskoczenia tym, że najwyraźniej sprowadziłem go myślami.

16:04. Już chyba wiem czemu.

Zmarszczyłem brwi, zerkając kątem oka na jego poprzednią wiadomość i szybko dodając dwa do dwóch. No tak, pewnie dopiero teraz dowiedział się, kim Rafał był. Świetnie, kolejna osoba, która uważała, że poleciałem na jego pieniądze i pozycję. Chociaż musiałem przyznać, że na podstawie tego, jak Rafał się dzisiaj zachowywał, był to całkowicie rozsądny wniosek. Z jakiego innego powodu ktokolwiek miałby się umawiać z bogatym draniem? Zacisnąłem wargi, zastanawiając się, czy mimo tej niezbyt miłej sugestii nadal chciałem wypić z nim piwo. Wolałem chyba przedstawić sprawę ze swojej perspektywy niż pozwolić mu dalej tak o mnie myśleć, ale z drugiej strony niesamowicie wkurwiało mnie to, że w ogóle byłem zmuszony o przekonywania ludzi, że mój facet nie był skurwielem. To wydawało się trochę desperackie i nie musiałbym tego robić, gdyby Rafał raz na jakiś czas się poświęcił i spróbował być miły dla kogoś innego niż dla mnie.
Usłyszałem, jak drzwi wejściowe się otwierają, a potem głosy mojej mamy i Antka. Odłożyłem telefon na biurko, postanawiając zostawić tę decyzję na później. Ociągałem się jeszcze przez kilka minut, zanim wstałem niechętnie. Byłem już przy drzwiach, kiedy nagle mnie olśniło, więc zdjąłem z nadgarstka zegarek od Rafała i schowałem go do kieszeni, żeby uniknąć potencjalnych niewygodnych pytań. Co jak co, ale to cholerstwo nie wyglądało, jakby było mnie na nie stać. Ruszyłem do kuchni.
– O, jesteś – mruknęła z zaskoczeniem moja mama. Wzruszyłem ramionami. No jestem.
– Raczej będę wychodził – zapowiedziałem. Nie wyglądała na specjalnie zszokowaną.
– W pokoju posprzątaj – fuknęła. Przewróciłem oczami. No na pewno. Usłyszałem, jak Antek parsknął śmiechem, zwracając tym samym na siebie jej uwagę. – Ty też – dodała natychmiast. Antek naburmuszył się. – I co, będziesz ten film kręcił faktycznie? – zapytała z umiarkowanym zainteresowaniem. Niezależnie od tego, jak imponująco by to nie brzmiało, w jej oczach bycie w branży filmowej nie było prawdziwą pracą, tylko zabawą.
– To jest serial – poprawiłem ją. – I tak. Zaczynamy dziewiętnastego – dodałem.
– I już w ogóle nie będziesz robił tego, co robisz teraz? – upewniła się.
– Nie, będę tylko na planie – odparłem z satysfakcją. – Ale pewnie będę bywał w domu jeszcze rzadziej niż do tej pory – dodałem, żeby byli na to przygotowani. Zastanawiałem się nad tym już wcześniej. Wstępny harmonogram zdjęć wyglądał nieco przerażająco. Nie będziemy kręcić codziennie, ale prawie codziennie, czasami od świtu do późnej nocy. Jeśli chciałem w ogóle widywać Rafała to musiałem pogodzić się z tym, że do domu będę wpadał raz w tygodniu. Nie było to specjalnie trudne.
– No pewnie, po co ci dom, rób karierę – mruknęła z wyrzutem, choć w jej głosie wyczułem, że tak naprawdę wcale nie była zła. Uśmiechnąłem się do siebie. – A z tobą co? – zapytała nagle, a ja dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że Tadek przed chwilą wszedł do kuchni i przyglądał nam się zza stołu. Wzruszył obojętnie ramionami, wdrapując się na krzesło. Ukucnąłem obok niego i przyjrzałem mu się nieco uważniej, zastanawiając się, o co, do cholery, mu dzisiaj chodziło.
– Hej, co z tobą, mały? – zapytałem cicho. Nie patrzył na mnie, jego spojrzenie było utkwione w stole.
– Nic – wymamrotał niechętnie. Moja mama chyba też się zaniepokoiła, bo pochyliła się nad nim z drugiej strony, kładąc dłoń na jego ramieniu.
– Skarbie, co jest? – zapytała ze zmartwieniem. Tadkowi chyba niezbyt podobała się pozycja, w jakiej się znalazł, z matką i bratem wiszącymi nad nim i patrzącymi wyczekująco, bo zacisnął wargi z irytacją. – Ale coś się stało? Coś złego? – zapytała z naciskiem mama. Przez chwilę nie odpowiadał, aż w końcu potrząsnął niewyraźnie głową. Przewróciłem oczami, czując rosnącą irytację i jako pierwszy się odsuwając. Gadaj sobie z takim, co słowa nie powie. Mama spojrzała na mnie pytająco, a ja wzruszyłem ramionami, pokazując, że nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. – Taki sam byłeś, jak byłeś mały – powiedziała, wskazując na mnie oskarżycielsko. – Słowa nie dało się z ciebie wydusić.
– Ciekawe, po kim to mamy – mruknąłem ironicznie, bo ja i Tadek mieliśmy tylko jednego wspólnego rodzica. Spojrzała na mnie krzywo, odwracając się z powrotem w stronę kuchni.
– Kacper – odezwał się nagle Tadek. Z powrotem na niego spojrzałem. Mama zrobiła to samo.
– No co? – ponagliłem go, starając się brzmieć cierpliwie. Nadal unikał naszych spojrzeń, ale była szansa, że coś z niego wyciągniemy, skoro już postanowił przemówić.
– Co ten pan ci dzisiaj robił? – zapytał niepewnie, a ja zastygłem. Moja mama spojrzała najpierw na niego w taki sposób, jakby nagle wyrosły mu czułki, a potem na mnie.
– Co? – wydukałem, czując, jak zasycha mi gwałtownie w gardle.
– Pan z twojej pracy – wyjaśnił cicho. – Który kiedyś cię odwiózł. Co on ci robił? – powtórzył. Kurwa mać, dlaczego to dziecko zawsze musiało być gdzieś, gdzie nie powinno? I jak to było możliwe, że widział Rafała raz przez szybę i go zapamiętał? Dzieci były przerażające.
– O czym ty gadasz, głupku? – zakpił Antek, rzucając mi nerwowe spojrzenie. Doceniałem jego refleks, ale spojrzałem na niego ostrzegawczo, bezgłośnie nakazując mu, żeby się nie wtrącał. Ja i Antek nie rozmawialiśmy o tym ani razu od czasu mojego spontanicznego wyjścia z szafy i chwilami zastanawiałem się, czy w ogóle miał jakieś refleksje na ten temat, czy po prostu przeszedł z tym do porządku dziennego. Byłem jednak dosyć poruszony tym, jak natychmiastowo ruszył mi na ratunek.
– O co pytasz, skarbie? – zapytała moja mama, patrząc na Tadka z wyraźnym zmartwieniem. Chłopiec zignorował ich oboje, w końcu uniósł wzrok i zaczął wpatrywać się we mnie niepewnie. Dopiero wtedy w moim mózgu coś kliknęło i poczułem, jak krew marznie mi w żyłach, bo mój siedmioletni brat widział, jak lizałem się w samochodzie z czterdziestoletnim facetem, bo nie trwało to może zbyt długo, ale zdecydowanie nie daliśmy sobie niewinnego buziaka na pożegnanie. Nawet ja wiedziałem, że to było kurewsko niewłaściwe.
– Gdzieś ty się szlajał? Wiesz, że jak rodzice was odbierają to macie być wszyscy na patio – zarzuciłem mu, dziecinnie odwracając sytuację w stylu „okej, ja nie powinienem wymieniać śliny z Rafałem pod twoją szkołą, ale ty nie powinieneś się oddalać”. Jak miałem niby na to wpaść? Przecież stanęliśmy z zupełnie innej strony niż główne wejście.
– Grałem w piłkę – wyjaśnił nerwowo. – Z Mikołajem.
Świetnie. Czyli nie tylko mój siedmioletni brat to widział, ale też jego kolega z klasy. Miałem cholerną nadzieję, że nikomu tego nie rozgadają. Już widziałem, jak zostaję wezwany do szkoły na pogadankę o tym, że w dobrym tonie jest jednak ograniczanie okazywania sobie czułości na oczach dzieci, zwłaszcza kiedy jest się dwoma facetami, co nie jest do końca społecznie akceptowalne. Wzruszyłem odruchowo ramionami.
– No dobra, no i co? – mruknąłem. –  Po prostu mnie odwiózł – dodałem defensywnie, czując się niesamowicie głupio z tym, że robiłem z niego idiotę i próbowałem mu wmówić, że sobie coś wymyślił.
– Ale to wyglądało… dziwnie – wydusił Tadek. Sprawiał wrażenie jednocześnie zawstydzonego i przerażonego. To zawstydzenie wskazywało na to, że tak naprawdę dokładnie wiedział, czego był świadkiem, tylko krępował się powiedzieć to na głos. No przecież oglądał telewizję. Musiał wiedzieć, co to oznaczało, kiedy dorośli ludzi miziali się językami.
– Co wyglądało dziwnie, skarbie? – zapytała łagodnie moja mama, po czym złapała się pod boki i łypnęła na mnie oskarżycielsko. – Kacper, co on widział? – zażądała odpowiedzi, a ja zacząłem zastanawiać się intensywnie, czy miałem jeszcze szansę jakoś się z tego wszystkiego wyłgać i czy w ogóle mi się chciało. W końcu spojrzałem z niezdecydowaniem na mamę, która teraz już sprawiała wrażenie przestraszonej, a potem na Antka, który cały czas przyglądał mi się ze słabo skrywaną obawą. Westchnąłem z rezygnacją i przeczesałem włosy palcami.
– Dobra, spokojnie – zarządziłem cicho, próbując zdecydować, jak to rozegrać. W końcu podszedłem do Tadka i z powrotem przy nim ukucnąłem.
– Nie zamierzam być spokojna! – zdenerwowała się mama. – Masz mi natychmiast odpowiedzieć!
– Może nie przy dzieciach, co? – warknąłem, spoglądając na nią ze złością, po czym pochyliłem się. – To nie jest dziwne, mały – powiedziałem cicho. – Nie powinieneś tego widzieć, ale to nie jest dziwne – poprawiłem się niechętnie. Tadek znowu wbił wzrok w stół, wyglądając na zażenowanego, a ja zerknąłem kątem oka na matkę, która skrzyżowała ramiona, wyglądając, jakby była na skraju wytrzymałości i ledwo powstrzymywała się przed dalszym domaganiem się odpowiedzi. Odetchnąłem. – Muszę porozmawiać z mamą, okej? – poprosiłem. Pogłaskałem go po włosach, kiedy zeskoczył z krzesła, wyglądając, jakby wolał być gdziekolwiek indziej niż tutaj. Próbowałem udawać, że nie byłem na niego zły, bo mógł jednak powiedzieć mi o tym na osobności i zaoszczędzić tego całego cyrku, ale z drugiej strony wiedziałem, że to nie było fair z mojej strony. Był w końcu tylko dzieckiem. Z nas dwóch to ja zachowałem się bezmyślnie. Wybiegł z kuchni, a ja zerknąłem na Antka. – Może nie przy dzieciach – powtórzyłem znacząco. Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Serio? – obruszył się.
– Już mi stąd – rzuciłem, po czym dodałem nieco ciszej: – Pogadaj z nim. Stosownie do wieku – podkreśliłem surowo. Jeszcze przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał się kłócić, ale w końcu chyba dotarło do niego, że powierzyłem mu dosyć ważne zadanie, bo pokiwał obowiązkowo głową i ruszył posłusznie za bratem. Nie miałem żadnych wątpliwości, że będzie potrafił wyjaśnić sytuację na dziecięcym poziomie rozumienia i uspokoić nieco zamęt, jaki panował obecnie w głowie Tadka. Spojrzałem niechętnie na moją mamę, która nadal wpatrywała się we mnie wyczekująco. – Naprawdę, czy tylko ja w tym domu mam jakiekolwiek metody wychowawcze? – prychnąłem kpiąco.
– Nie zmieniaj tematu – skarciła mnie. – Coś ty w ogóle… co on widział? – wyrzuciła z siebie. Chyba tak bardzo nie przychodziło jej do głowy żadne wytłumaczenie dla tej sytuacji, że nie wiedziała nawet, jak sformułować pytanie. Na pewno na tym etapie niczego się nie domyślała, a trochę powinna. Gdyby kiedykolwiek choćby przeszło jej przez myśl, że jej syn mógł lubić chłopców, już by jej coś zaświtało. Świetnie, będzie niespodzianka. A Tadek to elokwencję musiał odziedziczyć po ojcu. Co ten pan ci robił, też coś. Zabrzmiało, jakby co najmniej mnie torturował na tym przednim siedzeniu, a on tylko wpychał mi język do gardła.
– Robi dramat z niczego – zacząłem, chcąc podkreślić, że tak naprawdę nic strasznego się nie wydarzyło. Bo taka była prawda. Jezu, przecież dzieciakom zdarzało się przyłapywać rodziców na rzeczach dozwolonych od osiemnastu lat i nie miały przez to traumy na resztę życia. Miałem nadzieję, że spokój w moim głosie uśpi jej czujność na tyle, że mi odpuści.
– Coś ty wyrabiał pod tą jego szkołą? – zapytała podejrzliwie, nie dając zbić się z tropu. Przewróciłem oczami.
– Całowałem się, okej? – wypaliłem nieco opryskliwie. Irytacją mogłem nieco przysłonić swoją obawę kierunkiem, jaki obrała ta rozmowa.
– Pod jego szkołą? – upewniła się z niedowierzaniem. – Czyś ty oszalał?
– Nie pod szkołą – żachnąłem się. – W samochodzie. Stanęliśmy z tyłu – dodałem defensywnie, tym razem już wyraźnie się tłumacząc, bo sam wiedziałem, że to nie była najmądrzejsza z decyzji. Cholerny Rafał, jego brak ograniczeń mi się udzielał i pod jego wpływem traciłem zdolność do rozsądnej oceny sytuacji. Moja mama zamrugała, wyglądając na skonsternowaną.
– Wy, czyli kto? – zapytała, marszcząc brwi. Uniosłem kącik ust.
– Nie słyszałaś, co powiedział? – rzuciłem z udawanym zaskoczeniem. – Ja i pan z mojej pracy – dodałem prześmiewczo prosto z mostu. Moja mama przez chwilę wpatrywała się we mnie w bezruchu. – Chociaż myślę, że możemy przestać go tak…
– Co? – weszła mi w słowo wyraźnie zdębiała. Urwałem i wzruszyłem ramionami.
– Daj spokój, nie mów mi, że nigdy nie przeszło ci to przez myśl – prychnąłem protekcjonalnie. – Widziałaś mnie kiedyś z jakąkolwiek dziewczyną? – zapytałem retorycznie. Chyba nie zamierzała nawet zastanawiać się nad odpowiedzią.
– No, a ta ostatnia, z którą… – zaczęła z zagubieniem, ale przerwałem jej kpiąco:
– Czy ty siebie słyszysz? Nigdy nie było żadnej dziewczyny – poinformowałem ją dobitnie. – Wszystkie je wymyśliłem.
– No dobrze – powiedziała nagle, chyba woląc skupić się na wymyślonych dziewczynach niż rzeczywistych facetach. – To, że masz jakieś problemy na tym podłożu, nie znaczy…
– Problemy? – zapytałem ze niedowierzaniem. – Z mężczyznami nie mam żadnych problemów, dzięki – prychnąłem. Obserwowałem w napięciu, jak jej upór wygasa i przestaje się oszukiwać. Wtedy dodałem spokojnie: – Przyjęłaś to już do wiadomości?
– Kacper – zaczęła, kręcąc powoli głową. – Coś ty sobie tym razem wymyślił? – Zmarszczyłem brwi. To nie było jedno z pytań, na które miałem przygotowaną odpowiedź, przynajmniej nie w takiej formie, przez co na chwilę zgłupiałem. – Ty normalnie jesteś dokładnie taki sam jak twój ojciec, zawsze musicie zrobić wszystko, żeby się wyróżnić i pokazać, jacy to wy nie jesteście – prychnęła nagle. Tym razem to była moja kolej, żeby zapytać z osłupieniem:
– Co? – Bo naprawdę nie rozumiałem, o co jej, do cholery, chodziło. Byłem ostatnią osobą, którą można było posądzić o desperackie próby wyróżnienia się. No dobra, może nie ostatnią, ale przedostatnią.
– Co, nie radzisz sobie z dziewczynami, więc uznałeś, że to będzie twój sposób na życie? – rzuciła z niedowierzaniem. Zamrugałem.
– Nie, po prostu nie lubię dziewczyn. Jestem gejem – powiedziałem głośno i wyraźnie. Wyglądała, jakby to wyznanie w ogóle nie zrobiło na niej wrażenia.
– Kacper, nie wiem, co ci strzeliło do łba, ale widzę, że zmieniłeś się, od kiedy zacząłeś tą pracę. I wiesz, że od początku mi się to nie podobało – oznajmiła, a ja przewróciłem oczami i już otworzyłem usta, żeby poinformować ją, że pod tym względem nic się we mnie nie zmieniło, od kiedy wszedłem w okres dojrzewania, ale nie dała mi dojść do słowa: – Możesz sobie praktycznie nie bywać w domu. Możesz sobie być wyzwolonym artystą i twierdzić, że jesteś gejem. Możesz sobie jeździć po mieście drogimi samochodami ze starymi, siwiejącymi facetami, proszę bardzo. Jesteś dorosły, możesz robić, co ci się podoba – zaznaczyła, robiąc gest wskazujący na to, że ona umywała ręce. Zmrużyłem oczy. – Co, myślisz, że go nie pamiętam? – dodała wyzywająco.
– On ma imię – poinformowałem ją cicho. – Nazywa się Rafał. – I wcale nie siwieje, dodałem ze złością w myślach. No, może odrobinę na skroniach. Uważałem to za niesamowicie urocze.
– Nie chcę wiedzieć, jak się nazywa – podkreśliła natychmiast. Wzruszyłem ramionami z pozornym spokojem.
– No cóż, już wiesz – powiedziałem, próbując nie stracić nad sobą panowania. Z jakiegoś powodu wiedziałem, że dopóki byłem opanowany, miałem przewagę.
– Kacper, nie o tym rozmawiamy! – wybuchnęła w końcu, aż zamrugałem. – Rozmawiamy o tym, że jeśli masz odstawiać takie cyrki, to nie na oczach swojego siedmioletniego brata, do kurwy nędzy! – wrzasnęła, a ja aż skuliłem się odruchowo, bo po pierwsze ta kobieta praktycznie nigdy nie przeklinała, a po drugie to był jedyny element tej całej afery, który budził we mnie autentyczne zażenowanie. Uczciwie musiałem przyznać jej odrobinę racji. Wziąłem się jednak w garść, postanawiając, że się nie ugnę.
– To byłaby jakaś różnica, gdybym całował się z dziewczyną na jego oczach? – zapytałem z zaciekawieniem.
– Oczywiście, że by była! – zawołała ze złością.
– A z facetem w swoim wieku? – ciągnąłem spokojnie.
– Co to w ogóle za pytanie? – oburzyła się. – To są dzieci, Kacper, jakiekolwiek zetknięcie z takimi rzeczami podsuwa im chore pomysły! Dlatego nie życzę sobie, żeby były narażone na… Gdzie ty idziesz? – zapytała nerwowo, kiedy ruszyłem znienacka w stronę drzwi.
– Porozmawiać ze swoim rodzeństwem o tym, że świat jest wielowymiarowy, a miłość nie zna granic i kiedy widzą dwóch całujących się facetów albo dwie całujące się kobiety albo całujących się kobietę i faceta, widzą dokładnie to samo. Bo niestety nie mają matki, która byłaby łaskawa im to wyjaśnić – podkreśliłem prześmiewczo. Zatarasowała mi stanowczo drogę.
– Nigdzie nie idziesz i na pewno nie będziesz im kładł do głowy takich nonsensów – oświadczyła dobitnie. Przez chwilę wpatrywałem się w nią w bezruchu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem.
– Słucham? – zapytałem cicho, nie kryjąc tego, że byłem zraniony, po czym dodałem nieco ostrzej: – Co, myślisz, że zarażę je pedalstwem? Od kogo w takim razie ja się zaraziłem? – dodałem z przesadnym zaciekawieniem.
– Nie mam pojęcia, skąd ci się to wzięło, ale dopóki nie wrócisz po rozum do głowy… – urwała, chyba nie wiedząc za bardzo, co dalej powiedzieć. Uniosłem wyczekująco brwi.
– No, dokończ – zachęciłem ją kpiąco. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, wyglądając na rozdartą. – Ułatwię ci to – mruknąłem w końcu pod nosem, próbując ją wyminąć. Złapała mnie za ramię.
– Gdzie się niby wybierasz? – prychnęła. Staliśmy w połowie w kuchni, a w połowie w korytarzu i już zamierzałem odpowiedzieć, kiedy nagle drzwi wejściowe się otworzyły. Bogdan wyglądał na zaskoczonego naszym widokiem i przez chwilę stał z zakupami, gapiąc się i próbując przyswoić sytuację.
– A co tu się dzieje? – zapytał podejrzliwie.
– Wyprowadzam się – oznajmiłem natychmiast, korzystając z chwilowej ciszy.
– O! – powiedział wesoło. – Dokąd, znalazłeś coś? – zapytał z zaciekawieniem. Nie brzmiał na zbyt zdruzgotanego tym faktem.
– Do mojego chłopaka – odparłem prosto z mostu. Tak naprawdę wcale nie zamierzałem pojawić się na progu Rafała i oświadczyć, że zostaję, ale to dramatyczniej brzmiało. Reakcja Bogdana niezbyt mnie obchodziła, głównie chciałem dołożyć matce i chyba mi się to udało, bo spojrzała na mnie zbulwersowana.
– To teraz wszyscy muszą o tym wiedzieć? – wysyczała ze złością. Wzrok Bogdana przenosił się ze mnie na nią i z powrotem.
– Tak, powiem to każdej twojej koleżance z osobna, a potem zadzwonię do babci – zakpiłem, mając już wszystko gdzieś i odwracając się na pięcie. Usłyszałem za plecami przyciszony głos Bogdana:
– Nie powiem, żeby jakoś specjalnie mnie to zaskakiwało…
W momencie, w którym wpadłem do pokoju, Tadek zerwał się na równe nogi.
– Kacper, przepraszam! – zawołał, podbiegając do mnie. Ukucnąłem bez zastanowienia. – Ja naprawdę myślałem, że…
– Nic się nie stało, mały, nie przejmuj się – mruknąłem, przyciągając go do siebie.
– Ale nie odchodź! – wyjęczał z rozpaczą. Uśmiechnąłem się rozbawiony jego dramaturgią, bo chyba kompletnie na przekór biologii najbardziej ze wszystkich to wrodził się we mnie. Złapałem ponad jego ramieniem kontakt wzrokowy z Antkiem i uniosłem brew, pytając bezgłośnie „Coś ty mu nagadał?”. Antek wzruszył ramionami bez skruchy.
– Nigdzie nie odchodzę – uspokoiłem go. – Po prostu będę się pojawiał… rzadziej. Ale to nie twoja wina – zapewniłem go szybko. – Powinienem zrobić to dawno temu – dodałem pokrzepiającym tonem, prostując się. Tadek wpatrywał się we mnie bez przekonania. – Złapię was jakoś wszystkich w poniedziałek. A do ciebie zadzwonię jutro, okej? – zwróciłem się do Antka.
– Nie jest zbyt dobrze, co? – domyślił się z poważną miną. Westchnąłem, nie odpowiadając.
– Gdzie są dziewczynki? – zapytałem w zamian.
– Jeszcze na lekcji rysunku – odparł natychmiast Antek. Pokiwałem powoli głową, rozglądając się po pokoju i zastanawiając się, czy powinienem jeszcze coś ze sobą zabrać, ale doszedłem do wniosku, że chyba nie. Miałem u Rafała wszystko, czego na co dzień potrzebowałem, moje ubrania i kosmetyki walały się po jego mieszkaniu już od jakiegoś czasu. W razie czego zawsze mogłem tu wpaść, kiedy nikogo nie będzie, więc spakowałem tylko laptopa do torby i zgarnąłem z biurka telefon i portfel.
– Jeśli będziesz musiał to powiedz im, co się stało – poinstruowałem go cicho. – Zorientuj się najpierw, co ona im powie – dodałem znacząco. Antek pokiwał głową na znak, że zrozumiał. – Złapię was wszystkich w poniedziałek – powtórzyłem, zastanawiając się, jak zamierzałem to zrobić, mając przez cały dzień próby. Potarmosiłem Antkowi włosy i jeszcze raz cmoknąłem Tadka w czoło. – Pa, słodziaki – rzuciłem lekko, chcąc pokazać, że nic wielkiego się nie działo, jakbym wychodził do pracy i mieliśmy zobaczyć się po południu. Zamknąłem za sobą drzwi.
– I co się tak dziwisz, ten dzieciak zawsze był trochę postrzelony – usłyszałem głos Bogdana, kiedy zbliżyłem się do kuchni.
– Widzisz, miałam rację – szepnęła moja mama. – Mówiłam ci, że z nim jest coś nie tak…
– Z tobą jest coś nie tak – skomentowałem głośno, mijając otwarte drzwi i zerkając ukradkiem do środka. Bogdan opierał się ponuro o parapet. Moja mama siedziała przy stole z dłonią przyciśniętą do ust. Poderwała się na mój widok.
– Kacper, poczekaj – zażądała, ruszając za mną do korytarza. – Możemy to jeszcze jakoś…
– Spierdalaj – mruknąłem, po czym wyszedłem, zatrzaskując jej drzwi przed nosem. Okej, nie byłem z tego dumny, ale jakie to miało teraz znaczenie?
Zbiegłem na dół, po czym zatrzymałem się i oparłem o ścianę koło drzwi, zastanawiając się, co dalej ze sobą zrobić. Wyjrzałem na zewnątrz. Kurwa, nawet nie miałem pieprzonego samochodu. Zacząłem żałować, że musiałem unieść się honorem i odmówić, kiedy Rafał zaproponował, żebym póki co jeździł beemką, bo i tak kurzyła się w garażu. Cholera. Wyszedłem z klatki i zacząłem powoli zmierzać w stronę przystanku tramwajowego, jednocześnie wyciągając telefon i wykręcając numer pierwszej osoby, jaka przyszła mi do głowy.

___________________________________________________________________________
Jak widać dramatom nie ma końca, a teraz wszystko zacznie się coraz bardziej komplikować. Ale czymże byłoby życie bez odrobiny komplikacji? Kacper rzuca wszystko w cholerę, z Rafała jest kawał drania, a Wiktor jest w zasadzie jeszcze zakrytą kartą. Odpowiedzi, a przynajmniej ich część, nadejdą za jakiś tydzień ;)
Za zbetowanie dziękuję Agacie. Do usłyszenia!

26 komentarzy:

  1. No w tym rozdziale to już wszystko poleciało na łeb na szyję, strasznie mi szkoda tego w jaki sposób zareagowała mama Kacpra i tego, że musiał wyprowadzić się z domu. Co do Rafała to mam mieszane uczucia, podoba mi się sposób w jaki go opisujesz, tak, że razem z Kacprem powoli zauważamy nie tylko jego zalety, ale i wady. Jestem ciekawa jak zareaguje na tę sytuacje i czy w połączeniu z tym, że dowiedziało się o nich całe biuro nie będzie to dla nich za dużo... z niecierpliwościa czekam na to jak rozwiniesz postacie Wiktora, Tomka i Marcela. Jak zawsze po przeczytaniu całego rozdziału mam straszny niedosyt i jedną myśl w głowie: "to już? ja chcę więcej ;)" I tak już w bardziej lekkim tonie to reakcja Bogdana na wieść o wyprowadzce rozłożyła mnie na łopatki, a chciał być taki wspierający ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy mogę sparać Wiktora z Marcelem? xDDDDD (z cyklu: głupie pomysły znikąd)
    Wikor mnie niepokoi, nie chcę go widzieć z Kacprem. Odmawiam zdrad w jego wykonaniu ;d
    Fajnych ma braci, pozazdrościć, że zrozumieli lepiej niż matka O.o Chociaż przez chwilę miałam przebłysk nadziei, że zareaguje lepiej. Ale cóż. Bogdan za to zareagował w typie "No co, no lubi facetów. I co? Świat się zawalił? Nie. On i tak był dziwny. Dziwniejszy być nie może. Fajnie, że się wyprowadza." ;D Mistrzu "akceptacji".
    No i Marcel znowu na ratunek xD A z początku myślałam, że to Kacper będzie tą podporą, ale widzę, że się wymieniają. Nie chcę, by Rafał był zdradzany... ale mimo to chciałabym, by chłopcy się chodź raz pocałowali haha Konflikt interesów ;d

    Weny, czasu i chęci :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypuszczam, że będzie jakaś katastrofa. Mam kilka pomysłów ale nic nie napisze,bo w sumie to nie chce by się sprawdziły. Biedny ten Kacper i kibicuje jemu i Rafałowi ale ten drugi jest taki skupiony na sobie i zachowuje się palant, że mam ochotę mu przywalic. Ciekawa jestem co wymyślisz już się nie mogę doczekać. Pozdrawiam pa

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko na raz się posypało jestem ciekaw jak R zareaguje. Bogdan jest mistrzem he raczej się nie zdziwił na wyznanie K. Kacper jak zwykle super lubię to postać co do Rafała nadal jest dla mnie taką nieodkryte karta ale zaczynam go widzieć jako zaborczego i chyba trochę zazdrosnika i to może wyjść przez Wiktora . Jestem też ciekawa jak to było z byłym R czy to na pewno była tylko jego wina bo coś mi się zdaje że R lubi mieć kontrolę nad wszystkim i niby daje wybór Ale i tak na swoich warunkach jak na razie mam mieszane uczucia do niego trochę tak żyje chwilą no ale jest na plus z ta całą afera w firmie że wyszło że są razem . Matka K o zgrozo ciężka kobieta do życia . Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. "– To teraz wszyscy muszą o tym wiedzieć? – wysyczała ze złością.
    – Tak, powiem to każdej twojej koleżance z osobna, a potem zadzwonię do babci" - śmiechłam mocno z tego tekstu.
    Coś mi podpowiada, że jak Kacper pojedzie teraz do Rafała to na coś się tak natknie, niekoniecznie przyjemnego. Nie że od razu zdrada i nie wiadomo co, bo nie wydaje mi się, żeby Rafał był taki perfidny, ale Kacper tyle razy podkreślił, że nie przyjdzie, że dopiero po weekendzie... że no, może Rafał ma jakiś sekret i właśnie robi z nim coś związanego, bo jest przekonany, że Kacper nie przyjdzie. I jeszcze ten prawnik.
    Co do Wiktora się wstrzymam. Coś mi podpowiada, że został tu wstawiony tylko po to, aby namieszać, ale nie będę strzelać, co z tego wyniknie.
    Czekam na ciąg dalszy. :)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Matka niestety zareagowała zgodnie z oczekiwaniami. Dobrze, że chociaż Bogdan wykazał się jakim takim opanowaniem. Za to rodzeństwo Kacpra jest wspaniałe. Dorośli powinni się od nich uczyć. Kacper jet teraz bardzo wzburzony, więc mam nadzieję, że Rafał wzniesie się na wyżyny zrozumienia i opanowania, bo jego sarkazm, zdystansowanie i wysokie wymagania względem partnera raczej teraz nie pomogą. Pozdrawiam serdecznie:) Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy kolejny rozdział? Codziennie wchodzę na bloga z nadzieją, że już jest. :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochani, niestety obawiam się, że jeszcze trochę... Chyba zaczął się mój kryzys czasowy. Tydzień temu utknęłam na trzech stronach i od tego czasu wiele się nie zmieniło. Cały czas wmawiam sobie, że to jest ten dzień, kiedy dokończę rozdział, ale mam ostatnio tyle pracy, że jak z niej wychodzę to ledwo widzę na oczy, więc... No więc oczywiście, spróbuję znaleźć chwilę, bo nie chcę za bardzo nadwyrężać Waszej cierpliwości. Może w ten weekend uda mi się coś naskrobać, albo w przyszłym tygodniu. Albo ewentualnie w listopadzie. Ale nie traćmy nadziei!
      Całuję, M.

      Usuń
  8. Dzięki za info i czekam cierpliwie 😉

    OdpowiedzUsuń
  9. Puk, puk, jest tam ktoś 😉😁

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... i rozdziału nie ma;(

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta cisza to trochę niepokojąca...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta cisza naprawdę nas niepokoi. Mercury daj znać że wszystko jest ok., a ta przerwa to tylko czasowy brak weny. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć, Kochani. Aż mnie wzruszyły te wyrazy zaniepokojenia ze wszystkich stron. Jesteście wspaniali, naprawdę i aż jest mi przykro, że jeszcze przez dłuższą chwilę nie będę w stanie obdarować Was nowym rozdziałem ani w zasadzie niczym. Przepraszam, troszkę mi się życie pokomplikowało i pokręciło i póki co nie mam głowy do pisania. Nawet nie czasu, ale właśnie głowy do czegokolwiek. Myślę, że wrócę przed świętami, od początku tak sobie zakładałam, bo do tego czasu powinno się wszystko wokół mnie stosunkowo uspokoić. Jak zawsze nic nie obiecuję, ale i jak zawsze zapewniam - nie nadejdzie taki dzień, kiedy wraz z moją pisaniną zniknę na dobre, no chyba że to będzie dzień, kiedy piekło zamarznie ;)
    Przepraszam za tę ciszę, włączyła mi się lekka deprecha, przed którą jak zawsze uciekłam w pracę, ignorując wszystko dookoła. Nic się nie martwcie, jeszcze raz - jesteście wspaniali i do usłyszenia ;)
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze wiedzieć, że ciągle jesteś :-) Szczęśliwego zakończenia wszystkich Twoich spraw. Cierpliwie czekam, skoro mam pewność, że wrócisz :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bez sensu, że piszę i zaczynam z tym biadoleniem, który pewnie w niczym nie pomoże i nie przyspieszy niczego ale kiedy nowy rozdział ???
    Tylko się nie denerwuj na mnie 😞bo usycham bez nowego tekstu😉ślę ci dużo weny 😉buziaki

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja to już 3 razy przeczytałam od nowa. xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzieję, że mimo przedłużającej się ciszy u Ciebie wszytko dobrze. Daj, proszę, jakiś sygnał co słychać. A z okazji Nowego Roku życzę Ci wszystkiego dobrego, rozwiązania problemów, dużo weny, czasu na pisanie, wiernych komentatorów i dużo szczęścia. Pozdrawiam serdecznie Ewa

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej 😁wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Weny Ci życzę, bo mi jest ona do życia bardzo potrzebna 😂. A tak naprawdę to żartuję bez presji, ogarnij co masz ogarnąć w swoim życiu i wracaj bo tęsknię jak cholera 😘buziaki

    OdpowiedzUsuń
  19. O tak, w Nowym roku życzymy dużo weny i sił i relaksu ❤

    OdpowiedzUsuń
  20. Kochana M.
    Daj znać co u Ciebie. Minęło już bardzo dużo czasu od Twojego ostatniego wpisu i zaczynam się na serio martwić. Odezwij się do nas proszę. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Ewo,
      odsyłam na bloga mercuryeff.blogspot.com, tam pokrótce wyjaśniłam, co u mnie ostatnio i skąd wzięło się tak długie milczenie. Od siebie dodam, że być może nie mogę Wam obiecać, że cokolwiek nowego napiszę w najbliższym czasie, na tym blogu czy gdziekolwiek indziej, ale mogę obiecać, że wkrótce pojawi się niespodzianka, która myślę, że bardzo Was ucieszy.
      A tymczasem do usłyszenia, bo usłyszymy się jeszcze nie raz ;)
      Pozdrawiam, M.

      Usuń
  21. Hej.!Nie przeczę że bardzo chciałbym dowiedzieć się co u Kacpra się dzieje. Mam nadzieję że u Ciebie wszystko w porządku i wróci Ci wena. I znowu będziesz nas zachwycała swoją twórczością. Czekam i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń