piątek, 3 sierpnia 2018

ROZDZIAŁ IX

Los na loterii






To był chyba pierwszy dzień w historii, kiedy obudziłem się wcześniej od Rafała Maciejewskiego i co zabawne również pierwszy dzień, kiedy obudziłem się w jego ramionach. Może obudziłem to było zbyt duże słowo, lewitowałem gdzieś pomiędzy, z jednej strony świadomy tego, co działo się wokół mnie, a z drugiej nadal pogrążony w półśnie, bo zanim zasnęliśmy była jakaś czwarta rano, a teraz musiała być… nie później niż siódma, inaczej Rafał już by wstał. Z jakiegoś powodu byłem przekonany, że był osobą sumiennie trzymającą się swoich rytuałów. Czułem się wyjątkowo błogo rozwalony w jego białej pościeli, w jego ogromnym łóżku, na jego cholernej antresoli na poddaszu, kiedy sam Rafał leżał przytulony do moich pleców, oddychając miarowo. Dziękowałem w duchu wszystkim bóstwom, że nie chrapał. Nie wiem dlaczego nie spałem swoim starym zwyczajem do południa, może przez nadmiar emocji potrzebowałem dłuższego poranka, żeby ułożyć sobie to wszystko w głowie.
Więc przespałem się ze swoim szefem. Nie, poprawka, przespałem się z Rafałem. Chyba będę musiał zacząć powtarzać sobie w myślach, że tam w agencji był pan prezes, a tutaj w sypialni był Rafał. Musiałem to rozgraniczyć, żeby nie stracić zmysłów, bo o ile nie byłem kompletnym debilem, a wydawało mi się, że nie byłem, to Rafał kilkukrotnie wczoraj, a raczej dzisiaj zasugerował, że na tej nocy to się raczej nie skończy. Sporo rozmawialiśmy, zarówno przed, jak i po, i nie było już co prawda więcej ckliwych wyznań ani kolejnych zaproszeń na randki, nie było w zasadzie żadnych planów na przyszłość, ale miałem nadzieję, że dobrze odczytywałem sygnały. W końcu zrozumiałem, o czym mówił Antek, kiedy ostatnio rozmawialiśmy i zrobiło mi się nieco wstyd, że trzynastolatek odkrył to wcześniej niż ja, ale miał rację. Nie byłem w stanie określić, czy byliśmy nawet na początku związku, chyba zresztą i na to było jeszcze za wcześnie, dlatego postanowiłem sobie, że to nie był związek, dopóki wpadaliśmy do jego mieszkania w środku nocy i pospiesznie zrzucaliśmy z siebie ubrania. Związek będzie dopiero, jak przyjdę wczesnym wieczorem, żeby napić się z nim wina, w jego przypadku piwa i pooglądać razem Netflixa. Liczyłem na to, że teraz, kiedy ta znajomość w końcu przeszła na płaszczyznę prywatną i na dodatek uwolniła się od internetu, to podąży właśnie w tym kierunku. Tak naprawdę po cichu liczyłem na to, że wrócę tutaj dzisiaj po pracy. Chłopiec mógł marzyć, prawda?
Zdołałem pozbyć się większości obaw, co było dobrą okolicznością, bo niczego mi one nie przynosiły poza irracjonalnymi zachowaniami takimi jak wczoraj, kiedy byłem bliski wybiegnięciu i trzaśnięciu za sobą drzwiami, chociaż Rafał nie powiedział właściwie nic złego, tylko tyle, że to będzie „trudne”. Nadal wyczuwałem w nim pewien opór, kiedy poszliśmy na górę, dlatego posłusznie dostosowałem się do jego tempa, odkrywając przy tym, że to tempo było tak naprawdę perfekcyjne i to działało na moją korzyść, że wszystko trochę zwolniło. No bo już zdążyliśmy się zorientować, że doprowadzaliśmy się nawzajem do wrzenia, ale to jednak nie były najlepsze warunki dla pierwszego razu. Leżeliśmy sobie więc objęci na łóżku, trochę gadając, a trochę się całując i to było… to było naprawdę dobre, bo Rafał był taki zabawny, kiedy był zrelaksowany, a jego dowcipność z kolei mnie relaksowała. Powiedziałem mu, że wolałem go z zarostem, na co oświadczył, że już nigdy więcej się nie ogoli, a za tym poszła tona porównań do słynnych legend kina z długimi brodami i odkryliśmy, że faktycznie obaj wiedzieliśmy wszystko o każdej z nich. Chyba byliśmy dwoma straconymi przypadkami filmowych nerdów, które odnalazły się we wszechświecie. A potem Rafał powiedział mi prosto z mostu, że nie wierzy, że z taką buzią i z takim tyłkiem zdołałem się uchować jako prawiczek w krwiożerczym świecie, na co zrobiłem w duchu ciche, tryumfalne „jest!”, po czym odparowałem sarkastycznie, że ja nie wierzę, że on z takim ciałem i z takim portfelem zdołał się uchować jako singiel w krwiożerczym świecie, a on tylko parsknął pod nosem i mruknął „fair enough”. No bo bądźmy poważni, o ile nie miał żadnych obleśnych fetyszy to mógłby być gejowskim kawalerem roku. Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy może nie miałem racji od samego początku, kiedy nie odpisałem mu na Grindrze, podejrzewając, że na pewno skończę w piwnicy jako seks niewolnik. Tyle że nie w piwnicy, tylko na antresoli i niemal spodziewałem się, że zaraz wjadą nam na scenę jakieś kajdanki i pejcze, ale nic takiego się nie wydarzyło, dalej gawędziliśmy sobie o kinie i o tym, jak trudno odnaleźć się w sprzedajnym, materialistycznym świecie. W którymś momencie stwierdziłem, że Rafał był już na tyle odprężony, a ja i tak w połowie na nim leżałem i całowałem od czasu do czasu jego klatkę piersiową, że chyba mogliśmy ruszyć z tym trochę do przodu. Zwłaszcza że on też dobierał się do mnie sporadycznie, wsuwał mi rękę pod dżinsy i głaskał mój tyłek, głównie kiedy mówił, jaki był świetny, chyba żeby podkreślić te słowa. Uznałem więc, że skoro on łapał mnie za tyłek z taką swobodą, jakby już należał do niego, to ja miałem pełne prawo przynajmniej zrobić mu laskę, nawet jeśli nie zamierzaliśmy posunąć się dalej. Tyle już robiłem, więc raczej nie groziło żadną traumą. Zacząłem więc nieśpiesznie już po raz drugi tej nocy rozpinać jego rozporek, mając świadomość tego, że obserwował bacznie każdy mój ruch, po czym zsunąłem mu spodnie razem z bokserkami na uda i zamrugałem z konsternacją. No dobra, to mogło jednak nadal grozić traumą, bo chyba mieliśmy mały problem, chociaż „mały” było komicznie nieadekwatnym określeniem.
No więc był bardzo hojnie obdarzony przez naturę. Gdybym nie miał świadomości tego, jak idiotycznie by to wyglądało, to chyba usiadłbym tam i zaczął drapać się po głowie, bo naprawdę nie miałem pomysłu, jak to okiełznać. Co jak co, ale on szpanerskim samochodem nie próbował nadrobić małego sprzętu. Rany, już wcześniej przez dżinsy czułem, że zdecydowanie nie był mały, ale to przechodziło najśmielsze oczekiwania. Z trudem oderwałem wzrok i uniosłem go na Rafała, który zaczął się śmiać prawdopodobnie z mojej miny, bo musiałem wyglądać na mocno ogłupiałego. Przeszło mi przez myśl, że to było dosyć niesamowite, jak swobodnie zaczęliśmy czuć się z ideą bycia ze sobą intymnie, mimo że nawet jeszcze niczego nie zrobiliśmy, a jednocześnie ulżyło mi, bo to wyjaśniało nieco jego zachowanie i było o wiele lepsze niż alternatywy, które mnożyły mi się w głowie. To znaczy nadal mogło być nieco problematyczne, ale przynajmniej to nie była kwestia Rafała, tylko po prostu część jego anatomii. Zabrałem się więc do tego jak na śmiałka przystało. Rafał był w tym niezły, to znaczy tak fajnie trzymał mnie za włosy i wzdychał, w przeciwieństwie do paru idiotów, którzy potrafili siedzieć z kamiennymi twarzami, kiedy robiło im się laskę, tak że nawet nie wiedziałeś, czy im się podobało, czy nie. I bosko pachniał, w połowie jakimś ładnym mydłem, a w połowie facetem, bo to nie było dobrze, jak było za dużo ani jednego, ani drugiego. Ja też byłem w tym niezły, a to wszystko dzięki jednemu gościowi, którego poznałem cztery lata temu w Kołobrzegu i zrobił mi najlepszą laskę na świecie. Od tego czasu wcielałem jego taktykę w życie i działała pierwszorzędnie. To było zabawne, bo nie pamiętałem nawet jego imienia, a właściwie to nie byłem pewien, czy w ogóle go o nie zapytałem i pewnie przez myśl by mu nie przeszło, że został moim mistrzem zen. Wracając do Rafała, nie doprowadziłem go do końca, bo odciągnął mnie, kiedy zaczął się już mocno skręcać i znowu się całowaliśmy, a potem znowu gadaliśmy, podczas gdy on zaczął coś niby to niewinnie majstrować między moimi pośladkami. Opowiedział mi przy okazji o swoim pierwszym chłopaku na studiach i pierwszej nocy, którą zamierzali razem spędzić, dopóki ów chłopak nie uciekł z krzykiem na widok tego, co Rafał miał w spodniach. Zacząłem się opętańczo śmiać, wyobrażając sobie tę scenę, a Rafał przyznał skromnie, że mógł trochę koloryzować, ale od tamtego czasu omijał prawiczków szerokim łukiem. Trochę jednak musiałem zsolidaryzować się z jego byłym chłopakiem, bo moja pierwsza myśl też była taka, że nie ma chuja, żeby to się zmieściło, na pewno nie w tym życiu, po czym parsknąłem śmiechem na swój niezbyt fortunny dobór słów.
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie jakiś dźwięk, którego początkowo nie byłem w stanie rozpoznać ani zlokalizować. Rafał poruszył się leniwie za moimi plecami, owijając mnie jeszcze ciaśniej ramieniem i przyciskając obiekt moich wcześniejszych rozmyślań do mojego tyłka, a ja w tym samym momencie zorientowałem się, że słyszałem stłumioną wibrację.
– Nie śpisz, lisku? – mruknął, a ja uśmiechnąłem się do siebie, bo w nocy nazwał mnie już tak kilkukrotnie i na początku nie byłem pewien, co o tym myśleć. Ale to było pierwsze pieszczotliwe określenie, jakie ktoś mi nadał i sam musiałem przyznać, że było dość idealne. Przystałem więc w duchu na „liska”.
– Nie – odszepnąłem, nie odwracając się.
– Akurat dzisiaj naszło cię na wczesne wstawanie? – parsknął sennie, nawiązując do mojego uwielbienia dla spania do południa, a ja zaśmiałem się cicho.
– Telefon dzwoni – zauważyłem, nie odpowiadając. To musiał być jego telefon, mój został na dole w torbie.
– Olej to – zdecydował Rafał, wtulając twarz w moje plecy i najwyraźniej nie mając najmniejszego zamiaru wstawać. Poczułem jeszcze tylko muśnięcie ust między łopatkami, zanim znieruchomiał. Przymknąłem oczy, samemu mając nadzieję złapać jeszcze krótką drzemkę, bo było mi tak wygodnie i ciepło, że nie miałem pojęcia, czemu nie udawało mi się choć na chwilę przysnąć, ale poczułem, jak materac się porusza, a sekundę później prychnąłem, kiedy futro połaskotało mnie w nos. – Quentin, spadaj – wymamrotał Rafał, na ślepo wyciągając rękę, żeby odpędzić kota, a ja otworzyłem z zaciekawieniem jedno oko i zobaczyłem białą kulkę sierści, która przycupnęła centralnie przy mojej twarzy. Faktycznie, Rafał wstał nad ranem, żeby go wypuścić. Musiał wtedy też wziąć z dołu swój telefon. – Przytul go – polecił nagle.
– Co? – zapytałem, nie wiedząc, czy dobrze go zrozumiałem.
– Przytul go – powtórzył Rafał. – To ucieknie.
– Jesteś okropny – powiedziałem, chichocząc pod nosem, ale posłusznie przygarnąłem kota do siebie. – No chodź do nas – mruknąłem pieszczotliwie, owijając wokół niego ramiona. Nigdy chyba jeszcze nie widziałem tak niezadowolonego stworzenia, Quentin wyrywał się przez chwilę, po czym wymknął się z mojego uścisku i czmychnął z uniesionym wysoko ogonem. Obserwowałem kątem oka, jak zeskakuje z łóżka, wyraźnie urażony.
– Która godzina? – zapytał Rafał. Przez chwilę miałem ochotę powiedzieć, że to bliżej niego znajdował się telefon, który zresztą cały czas wibrował, ale zorientowałem się, że na wprost oczu miałem elektroniczny budzik.
– Dochodzi siódma trzydzieści – odparłem.
– Mm, nigdy jeszcze tak długo nie spałem – oświadczył Rafał, tłumiąc ziewnięcie.
– Nigdy? – upewniłem się z rozbawieniem, ale nie odpowiedział. W zamian poczułem, jak obraca mnie, dopóki nie leżałem na plecach i opiera podbródek na mojej klatce piersiowej.
– Dobrze się czujesz? – zapytał cicho. Prawda była taka, że wszystko bolało mnie jak diabli, ale kiedy zadał mi to pytanie, patrząc na mnie tymi zmrużonymi, miodowymi oczami, z rozczochranymi włosami i rozespanym uśmiechem, chyba nigdy nie czułem się lepiej. Zamiast odpowiadać, złapałem go za kark i przyciągnąłem do siebie, więc przysunął się posłusznie, żeby mnie pocałować. Minęło kilkanaście sekund, a dłoń Rafała już zdążyła zawędrować dość nisko i właśnie błądziła po moim podbrzuszu. – Obiecałem ci coś wczoraj – przypomniał szeptem, przenosząc usta na moją szyję, a ja zacząłem zastanawiać się, czy wygrałem w totka, czy raczej jakiś los na karmicznej loterii, skoro jednego dnia jestem zwykłym, szarym Kacprem, a następnego budzę się w pięknym mieszkaniu na jakimś Żoliborzu czy innym Wilanowie i pierwsza rzecz, jaka się dzieje, to szef Elemental Pictures robi mi laskę, jakbym znalazł się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Chyba nie jesteśmy już w Kansas, Toto, nawiązując do jego absurdalnego tatuażu.
Nadal jednak byłem Kacprem, więc moja nagroda na karmicznej loterii musiała być z wadą fabryczną w postaci reszty świata, bo znowu przeszkodził nam jakiś dźwięk, tym razem o wiele wyższy, głośniejszy i ostrzejszy, który przeszył leniwą ciszę tego poranka pełnego stłumionego wibrowania telefonu i łagodnego głosu Rafała. Wzdrygnąłem się, a on poderwał się gwałtownie do pozycji siedzącej, mrugając głupkowato.
– Co dzisiaj jest? – zapytał z rozkojarzeniem. Musiałem się zastanowić.
– Wtorek – odparłem z prawie stuprocentową pewnością, obserwując, jak Rafał unosi dłoń i przeciera oczy palcami z frustracją.
– Kurwa – zaklął, podnosząc się niechętnie. – Marcin.
– Marcin? – pisnąłem, samemu się zrywając i pewnie gdybym nie był tak zatrwożony jego obecnością, bardziej zażenowałby mnie fakt, że wydałem z siebie tak wysoki dźwięk.
– Chodzimy we wtorki na siłownię – wyjaśnił niemrawo Rafał, podchodząc nago do komody i wyciągając z szuflady czyste bokserki, a ja przez chwilę zagapiłem się na jego gładkie, szerokie plecy i krągłe pośladki pokryte meszkiem ciemnych, miękkich włosów. Podobało mi się to, jaki był wszędzie zarośnięty, że miał włosy na klatce piersiowej i na brzuchu, i że już dziś rano był mocno kłujący, mimo że golił się wczoraj przed naszą randką. W jego przypadku to było piękne i męskie, u mnie wyglądałoby debilnie, dlatego cieszyłem się, że moim włosom jakoś specjalnie nie spieszyło się, żeby rosnąć gdziekolwiek indziej niż pod pachami. Potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się głupich myśli, zwłaszcza że mieliśmy o wiele bardziej naglące sprawy. – Pójdę go spławić – dodał nieobecnie Rafał, teraz już w bokserkach i w spranym, białym podkoszulku z motywem z South Parku, w którym tak bardzo nie przypominał pana prezesa, że aż parsknąłem śmiechem, zanim przypomniałem sobie, że chyba sam też powinienem się ubrać.
– Jak zamierzasz to zrobić? – zapytałem, rozglądając się po podłodze za swoją bielizną. Cholera, moja koszula leżała gdzieś pomięta w salonie.
– Powiem mu, że mam w łóżku seksownego rudzielca, dzięki któremu siłownię mam już dzisiaj za sobą – odparł bez namysłu, wzruszając ramionami i ruszając w stronę schodów. Złapałem go za łokieć, kiedy koło mnie przechodził.
– Myślisz, że on może się dowiedzieć? – zapytałem z niepokojem. Rafał zmrużył oczy.
– Czyli jednak masz próżną stronę i uważasz się za jedynego seksownego rudzielca na świecie – zauważył tryumfalnie. Spojrzałem na niego spode łba, a Rafał zachichotał. – To tylko Marcin – dodał lekceważąco. Uniosłem brew.
– Marcin jest największym plotkarzem, jakiego poznałem – oznajmiłem, krzyżując ramiona, a Rafał uśmiechnął się ukradkiem. Rozległ się kolejny dzwonek do drzwi.
– Fakt – przyznał. – Ale potrafi trzymać język za zębami, po prostu zwykle celowo tego nie robi. I wie, gdzie jest granica – dodał z przekonaniem. – Nie powiedziałby nikomu niczego na temat mojego życia osobistego, nie jest samobójcą – prychnął wyniośle, a ja parsknąłem śmiechem, chociaż bardziej po to, żeby ukryć swój sceptycyzm. W końcu doskonale pamiętałem, jak pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy, Marcin poinformował mnie o tym, że większość byłych facetów Rafała była zdradzieckimi chujami, co zresztą niemal bez przerwy tkwiło z tyłu mojej głowy i starałem się brać to pod uwagę przy analizowaniu każdego z jego zachowań. Ale może to było tak, że wszyscy wiedzieli, że Rafał umawiał się z kimś, kto przyprawiał mu rogi i dlatego Marcin nie miał oporów przed mówieniem o tym wprost? Nie chciałem wpieprzać się w nieswoje sprawy, mając w zasadzie zerową ilość informacji, to był Rafała przyjaciel i jeśli Rafał mu ufał, to mi nic do tego. – Zostań tu, nie zamierzam go wpuszczać – polecił, po czym złapał mnie za podbródek, pochylił się i dał mi szybkiego buziaka. Słyszałem jego kroki na schodach i z powrotem opadłem górną połową ciała na łóżko, gapiąc się w sufit i wytężając słuch.
– Stary, co z tobą? Wydzwaniam od pół godziny – usłyszałem głos Marcina. Bardziej niż na urażonego brzmiał po prostu na zdumionego. Nie dosłyszałem odpowiedzi Rafała. Cholera, że też musiał tak cicho mówić. – Ale czemu… – zapadła chwila ciszy. – Ty tam kogoś masz! – zawołał nagle Marcin z zachwytem, wchodząc na tak karykaturalnie wysokie tony, że aż miałem ochotę się skrzywić. – Panie i panowie, nie wierzę! – dodał podniośle i tym razem już mogłem się założyć, że Rafał wymamrotał przez zaciśnięte zęby coś, co zabrzmiało jak „zamknij się”. – I pozwoliłeś mu zostać na noc w swoim królestwie? To musi być miłość – stwierdził Marcin tkliwym tonem.
– Mógłbyś mówić ciszej? – syknął Rafał, paradoksalnie całkiem głośno.
– A co, on nas słyszy? – zapytał bezmyślnie Marcin.
– Nie wiem – prychnął Rafał, a ja mógłbym przysiąc, że przewrócił przy tym oczami.
– To gadaj, kto to jest? – usłyszałem znowu głos Marcina, tym razem konspiracyjnie przyciszony, w którym kryła się niezdrowa fascynacja.
– Chętnie bym ci powiedział, ale z tego, co wiem to o dziesiątej ma zdjęcia próbne do filmu, więc nie zostało nam wiele czasu, a bardzo chciałbym go wykorzystać – tym razem głos Rafała był całkowicie wyraźny i musiałem wtulić twarz w poduszkę, żeby zdusić śmiech, bo tymi słowami musiał go kompletnie skołować. Marcin reżyserował te zdjęcia próbne i znałem go wystarczająco, żeby wiedzieć, że robił właśnie w głowie listę facetów, którzy mieli być na nich obecni, byli homo i mogli być potencjalnymi obiektami zainteresowania Rafała. Przez chwilę panowała pełna konsternacji cisza, ale jest takie uczucie, kiedy wiesz, że twoje imię zostało właśnie konspiracyjnie wyszeptane, mimo że nie jesteś w stanie tego dosłyszeć, i ja właśnie w tym momencie tak się poczułem. Zaczęli rozmawiać tak przyciszonymi głosami, że już nic nie byłem w stanie wychwycić.
– Masz mi wszystko opowiedzieć – usłyszałem w końcu kategoryczny głos Marcina, któremu chyba znudziło się szeptanie, a Rafał w odpowiedzi mruknął sarkastycznie coś, co zabrzmiało jak „No na pewno”, a potem dobiegło mnie ciche kliknięcie drzwi. Wrócił na górę i zatrzymał się na szczycie schodów, skanując mnie spojrzeniem od stóp do głów, kiedy leżałem rozwalony na środku jego łóżka w samych bokserkach. Patrzył na mnie tak samo, jak patrzył w nocy, jakbym był czymś pysznym do zjedzenia, na widok czego aż leciała mu ślinka i jeśli to nie było pieprzenie wzrokiem to ja już nie wiedziałem, co było. Nie zamierzałem jednak dać się omamić temu spojrzeniu, nie byłem aż tak łatwy.
– Ale z ciebie świnia – odezwałem się nagle, a Rafał uniósł pytająco brew. – Wiesz, że muszę z nim dzisiaj spędzić cały dzień? – dodałem oschle, ani przez moment nie wierząc jego niewinnej minie. Ledwo dostrzegalny uśmiech upewnił mnie w przekonaniu, że Rafał doskonale wiedział, co robił i była to kompletnie zamierzona złośliwość. Nie byłem tylko pewien, czy liczył na to, że w końcu nie wytrzymam bombardowania pytaniami i dla świętego spokoju sam zrelacjonuję Marcinowi to, co się działo, dzięki czemu on nie będzie już musiał, czy może… czy może był jednak zwykłym śmiertelnikiem, który jak każdy inny miał szczeniacką potrzebę pochwalenia się najlepszemu kumplowi, kogo zaliczył. Sam byłem facetem, więc rozumiałem tę potrzebę w stu procentach.
Chyba jednak nie był zwykłym śmiertelnikiem, bo oparł się o barierkę ze skrzyżowanymi ramionami i dalej bez słowa się na mnie gapił. Zacząłem odczuwać narastającą frustrację, bo sądziłem, że jednak będzie chciał dokończyć to, co zaczął, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie mieliśmy wiele czasu, więc zacisnąłem z niezadowoleniem wargi. Wydawało mi się, że w odpowiedzi znowu zobaczyłem na jego ustach cień uśmiechu i przeszło mi przez myśl, że może rzeczywiście miał w sobie coś z sadysty, bo już w nocy miałem wrażenie, że sprawiało mu przyjemność odwlekanie wszystkiego w czasie, kiedy ja już niemal zwijałem się ze zniecierpliwienia. Nie miałem najmniejszego zamiaru dawać mu satysfakcji, musiałem pokonać go jego własną bronią, więc zebrałem w sobie całą odwagę, jaką miałem i, próbując się przy tym nie czerwienić, rozsunąłem zachęcająco nogi. Nigdy nie miałbym jaj, żeby zrobić coś takiego przy kimkolwiek innym, ale po tej nocy nie miałem już żadnych wątpliwości, że Rafał uważał mnie za zdecydowanie wartego grzechu. Teraz najwyraźniej też, jeśli oceniać po sposobie, w jaki oblizał nieobecnie wargi i podszedł do mnie jak w transie, ściągając w międzyczasie koszulkę i rzucając nią za siebie. Może to było głupie, jak niesamowicie mi to schlebiało. Nigdy nie uważałem się za nadmiernie atrakcyjnego, byłem po prostu… no byłem rudy, a my wszyscy byliśmy tacy dziwni z całą tą naszą bladą, nakrapianą cerą, jasnymi oczami, okrągłą buzią i jaskrawymi włosami. Mogło się podobać albo nie. Rafałowi najwyraźniej się podobało, bo przez dobre dwadzieścia minut wgryzał się w moje pośladki, kiedy tylko zorientował się, że na nich też miałem piegi. Zacząłem zastanawiać się, czy należał do tego jednego procenta ludzkości, który miał fetysz na rudych, ale kiedy go o to zapytałem, powiedział, że nie, że nigdy za bardzo nie miał zdania, ale słyszał stereotyp, że podobno jesteśmy zwariowani w łóżku i uznał, że warto spróbować. To było tylko odrobinę prostackie z jego strony, więc przymknąłem na to oko.
Nie miał zdania, jasne. Jeśli sądzić po sposobie, w jaki stanął przede mną, chwycił mnie stanowczo za kostki i przyciągnął do siebie jednym szybkim ruchem, na temat rudych zdążył już sobie wyrobić opinię. Pochylił się, aż przód jego bokserek przycisnął się do mojego tyłka i zaczął poruszać łagodnie biodrami, a ja czułem, jak ten jego potwór powoli budzi się do życia. Przymknąłem oczy, leżąc przed nim całkowicie ulegle z ramionami wzdłuż głowy i czując leniwe muśnięcia warg na swoich obojczykach. Strasznie chciałem mu się znowu oddać, znowu poczuć tę gorączkę i tarcie klejących ciał, ale byłem taki obolały i już teraz perspektywa spędzenia całego dnia za kamerą nie wydawała się zbyt zachęcająca. Jeśli zrobimy to jeszcze raz, prawdopodobnie nie będę w stanie ustać w miejscu, nie mówiąc już o tym, że – o Boże, dopiero teraz przyszło mi to do głowy – Marcin musiał wiedzieć, jakich Rafał był rozmiarów, skoro chodzili razem na siłownię i jak zobaczy mój niezręczny chód to z pewnością nie da mi żyć. Pogodziłem się w duchu z tym, że to będzie bardzo żenujący dzień, bo po takiej nocy to było jak karmiczna sprawiedliwość. Nie mówiąc już o tym, że mieliśmy jeszcze jeden problem, którego nie mogłem zignorować.
– Muszę się zaraz zbierać – wymamrotałem niechętnie, otwierając oczy. Rafał uniósł się na łokciu, żeby na mnie spojrzeć.
– Po co? – zapytał prosto. Spojrzałem na niego spode łba.
– Żeby jechać do pracy. A wcześniej do domu się przebrać – wyjaśniłem, choć wydawało mi się to dosyć oczywiste.
– Przebierz się w cokolwiek tu – zasugerował, wzruszając ramionami.
– Wszystkie twoje rzeczy będą na mnie wisieć – zaprotestowałem. – Poza tym co, jak ktoś zorientuje się, że mam na sobie coś, co należy do ciebie? – dodałem uszczypliwie. Rafał przez chwilę wyglądał, jakby to rozważał, nadal przygwożdżając mnie do łóżka, aż w końcu najwyraźniej przyznał mi rację.
– Marcin zrozumie, jeśli się spóźnisz – użył kolejnego argumentu, brzmiąc, jakby nie miał co do tego cienia wątpliwości. Przewróciłem oczami.
– Myślisz, że mogę jeszcze się przed nim wszystkiego wyprzeć? – zapytałem z nadzieją, a Rafał uśmiechnął się domyślnie.
– Widział twoje trampki w korytarzu – poinformował mnie, nawet nie starając się brzmieć współczująco. Odchyliłem głowę z rezygnacją.
– Świetnie – skwitowałem kwaśno. Zmarszczyłem brwi, kiedy zorientowałem się, że Rafał wciąż przyglądał mi się z góry bez słowa i dotarło do mnie, że nadal nie zdołałem go przekonać. To było trochę absurdalnie urocze, a trochę irytujące, że musiałem negocjować z nim, czy mnie wypuści, czy nie. – Wrócę dzisiaj po pracy – obiecałem bez wcześniejszego przemyślenia, bo co prawda planowałem to już wcześniej, ale tak naprawdę nie miałem żadnej pewności, że byłem zaproszony dzisiaj po pracy. Chyba jednak byłem, bo Rafał w końcu pokiwał niechętnie głową, najwyraźniej łaskawie się na to zgadzając.
– To ile mamy czasu? – zapytał jakby nigdy nic, a ja wyciągnąłem szyję, żeby spojrzeć na elektroniczny budzik i przeliczyłem w myślach. Nie wiedząc, gdzie się znajdowałem, ciężko było mi określić, jak długo będę jechał stąd na Wolę, gdzie musiałem wziąć przynajmniej szybki prysznic i do dziesiątej zdążyć wrócić do centrum.
– Piętnaście minut? – strzeliłem pytająco, a Rafał wyprostował się z determinacją.
– Zdążę – zapewnił mnie z zuchwałym błyskiem w oku, a ja poczułem, jak na mojej twarzy rozlewa się głupkowaty, szeroki uśmiech.
– To działaj – zachęciłem go szeptem. Posłusznie zsunął się ze mnie powoli i uklęknął na podłodze przed łóżkiem, cały czas nie odrywając ode mnie oczu, po czym z powrotem rozsunął delikatnie moje uda i pochylił się, obejmując mnie wargami przez cienki materiał bokserek. Przez chwilę obserwowałem spod wpółprzymkniętych powiek, jak jego rozczochrana głowa porusza się między moimi nogami, po czym zamknąłem oczy i zacisnąłem palce na prześcieradle, zastanawiając się, czy to była rzeczywistość, czy kolejny mokry sen.
Droga do domu była osobliwa. Kiedy w końcu wyplątaliśmy się z pościeli i zeszliśmy na dół, a Rafał zaproponował mi kawę i śniadanie, zerknąłem na zegarek i oszacowałem, że zostało nam jeszcze jakieś siedem minut. Zrobił mi więc najszybszego tosta świata składającego się z chleba, sera i dużej ilości słodkiej papryki i cudowną kawę z pianką. Oceniłem zawartość jego lodówki na dwa z minusem, bo w głównej mierze była wypełniona piwem, mlekiem sojowym i serem camembert i postanowiłem sobie w duchu, że szefem kuchni to tutaj będę ja. Dopiero siedząc w taksówce, którą Rafał dla mnie zamówił, zdałem sobie sprawę z tego, że mój romans z nim trwał w porywach jakieś półtorej doby, a ja w myślach już zacząłem rządzić się w jego kuchni. Czułem, jak budzi się we mnie zaborcza strona, przez co dawałem sobie jakiś tydzień, zanim zacznę rządzić się w jego życiu. Chyba trochę za bardzo się spieszyłem. Albo raczej za bardzo się spieszyliśmy, bo co jak co, ale nie mogłem sobie zarzucić braku elastyczności, gdyby Rafał nakreślił jakieś jasne granice to bym się ich trzymał, ale nie nakreslił żadnych. To było tak, jakby to wszystko eskalowało w błyskawicznym tempie, a żaden z nas nie robił niczego, żeby to zatrzymać. Więc może nie mieliśmy tego zatrzymywać, może to było po prostu tempo naturalne dla nas. Te wszystkie rozmyślania doprowadzały mnie do bólu głowy, prawdopodobnie w niemałym stopniu spowodowanego również wypitym wczoraj alkoholem i dwiema godzinami snu. Cieszyłem się, że z Powiśla – bo, jak się dowiedziałem, właśnie tam się znajdowaliśmy, a to nawet bardziej hipstersko niż Żoliborz i Wilanów razem wzięte – na Wolę był kawał drogi, bo mogłem sobie podumać tak, jak lubiłem najbardziej, przyglądając się miastu migającemu za oknem. Dopiero w samochodzie wyciągnąłem z torby telefon i zobaczyłem, że miałem dwa nieodebrane połączenia od mamy i siedem od Marcela. Żadnych sms-ów, tylko nieodebrane, pięć zostało wykonanych między drugą a czwartą, a dwa po siódmej. Schowałem telefon, postanawiając sobie, że zmierzę się z tym później. Czułem się trochę tak, jakbym wychodząc z mieszkania Rafała, wyszedł też z tej bańki, w której się zamknęliśmy. Moje życie w moment stało się o wiele bardziej ekscytujące, jak i o wiele trudniejsze. Jak przystało na jednostkę lubiącą wyzwania, dostrzegałem w tym więcej plusów niż minusów, ale to nie zmieniało faktu, że teraz musiałem stawić czoła reszcie świata. Poczułem, jakby to, co się wydarzyło, wibrowało we mnie, chcąc się wydostać i przez chwilę miałem absurdalną ochotę poinformować taksówkarza o tym, że przeżyłem właśnie najlepszą noc w swoim życiu, skoro nie mogłem powiedzieć nikomu innemu, zanim zorientowałem się, jak bardzo to byłoby nie na miejscu.
– Gdzieś ty był? – zapytała podejrzliwie moja mama w momencie, w którym zamknąłem za sobą drzwi. Obróciłem się, stając z nią twarzą w twarz.
– U Marcela – odparłem automatycznie, przeklinając się w duchu, kiedy poczułem na własnych ustach głupkowaty uśmieszek. Cholera, Kacper, aktor to z ciebie żaden.
– U Marcela? – powtórzyła, przedrzeźniając mój beztroski ton i łapiąc się pod boki. Co ona tu w ogóle robiła, nie miała żadnych lekcji? – Od wczoraj, kiedy skończyłeś pracę? – dodała sceptycznie tonem prowadzącego śledztwo inspektora. Mruknąłem potwierdzająco. Kąciki jej ust rozciągnęły się nieznacznie, jakby przejrzała mnie w sekundę. A jak ktoś kłamie odnośnie tego, gdzie był, to wiadomo, co to oznaczało. Moja matka nie była może zbyt postępowa, ale nie była też na tyle staromodna, żeby bulwersować się tym, że dwudziestoparolatkowie mogli uprawiać seks. Zrobiło mi się nieco słabo na myśl o tym, że właśnie tak sądziła i w zasadzie to miała rację.
– Dzisiaj też raczej nie wrócę, tylko pojadę prosto do niego – dodałem, już mając gdzieś, co sobie pomyśli i wymijając ją, żeby jak najszybciej uciec od tej krępującej rozmowy.
– A ty nie miałeś się dzisiaj spotkać z ojcem? – zdziwiła się, a ja stanąłem jak wryty, po czym obróciłem się gwałtownie.
– On już przyjechał? – zapytałem ze zdumieniem. Spojrzała na mnie jak na idiotę.
– No przecież ja z nim nie rozmawiałam – prychnęła takim tonem, jakby to był najbzdurniejszy pomysł, o jakim słyszała. – Ty mi mówiłeś, że przyjeżdża w poniedziałek w nocy i umówiliście się we wtorek po południu – dodała, brzmiąc, jakby nie wierzyła, że ona o tym pamiętała, mimo że miała w dupie swojego byłego męża, a ja nie, chociaż to był mój ojciec. Podrapałem się niezręcznie po karku, zdając sobie sprawę z tego, że miała rację. Rany, Rafał naprawdę sprawiał, że wszystko mi się pieprzyło. Mój ojciec wrócił na stałe do kraju, a ja o tym zapomniałem.
– Faktycznie – mruknąłem tylko z zażenowaniem.
– Więc nie wrócisz na noc? – upewniła się jeszcze.
– Nie – odparłem nieobecnie, nadal zdumiony tym, jak ten fakt mógł mi umknąć, po czym z powrotem się odwróciłem.
– Wiesz, że możesz mi po prostu powiedzieć, że byłeś u dziewczyny? – dodała jeszcze wyzywająco, a ja znowu się zatrzymałem.
– W porządku, byłem u dziewczyny – przyznałem z rezygnacją dla świętego spokoju, żałując tych słów w momencie, w którym opuściły moje usta, bo kiedy moja mama je usłyszała, zaczęła wyglądać, jakby święta nadeszły wcześniej. Niemal spodziewałem się, że lada chwila podskoczy i zaklaszcze w dłonie z radości.
– Czyli z „nic poważnego” szybko zrobiło się „coś poważnego”? – upewniła się, teraz już szczerząc się od ucha do ucha.
– No może i się zrobiło, to co? – prychnąłem tajemniczo, zastanawiając się w panice, skąd ja teraz wytrzasnę dziewczynę. Moja mama na szczęście znała mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie lubiłem, jak się mnie maglowało w takich sprawach, więc tylko uśmiechnęła się domyślnie.
– Nie traktuj domu jak hotel – skarciła mnie jeszcze, bo inaczej nie byłaby sobą, po czym zniknęła w kuchni. Westchnąłem, czując, że to wszystko zaczynało mnie powoli przerastać.
Wziąłem tyko szybki prysznic, pobiegłem z powrotem na dół i wsiadłem do samochodu. Wiedziałem, że prawdopodobnie się przez to spóźnię, ale dwie sprawy musiałem załatwić. Najpierw odszukałem numer, który dzwonił do mnie wczoraj koło osiemnastej i zapisałem go w książce telefonicznej enigmatycznie jako „R”, po czym kliknąłem na ikonkę wiadomości i przygryzłem wargę.

Do: R. Hej, przepraszam, ale nie dam rady od razu po pracy, kompletnie zapomniałem, że miałem się dzisiaj spotkać z ojcem. Będę musiał z nim trochę posiedzieć. Mogę i tak przyjechać do Ciebie po, koło dziesiątej?

Na początku napisałem „przyjadę do Ciebie po”, ale zmieniłem zdanie i sformułowałem to jako pytanie, bo z jednej strony nie chciałem się narzucać, a z drugiej zawsze przyjemnie słyszało się, że „tak, chcę, żebyś przyjechał”.
Wróciłem do połączeń, nacisnąłem imię Marcela i przyłożyłem telefon do ucha.
– No hej – przywitał mnie dziwnym, znaczącym głosem, którego na początku nie zrozumiałem. – Czyli jednak cię nie zabił – dodał z rozbawieniem.
– A co, planowałeś jakąś misję ratunkową? – zapytałem złośliwie.
– Policja, proszę przyjechać na Grindra – zażartował, a ja zachichotałem głośno, czując mimowolną ulgę. Skoro Marcel pajacował to oznaczało, że było o wiele lepiej niż myślałem. – Ale to co, wróciłeś po prostu późno czy… – zawiesił sugestywnie głos.
– Nie no, poszliśmy do niego – przyznałem z cieniem zażenowania. Marcel zawsze miał szerokie horyzonty i był bardzo tolerancyjny, a nawet wręcz do przesady poprawny politycznie, ale to nie było tak, że kiedykolwiek rozmawialiśmy o takich rzeczach. Wydawało mi się, że on w tej swojej nieskończonej taktowności unikał nawet opowiadania mi o dziewczynach, jakby z góry uznawał, że to przecież nie był mój temat. Na ogół kończyło się na tym, że był z tą i z tą, był seks, było fajnie. Ja z kolei krępowałem się mówić o sobie, zresztą jak dotąd nie było też za bardzo co relacjonować, no i rozumiałem, że heteroseksualny facet może być tolerancyjny, ale to niekoniecznie oznacza, że chce słuchać o gejowskim seksie. Nawet idea przyznania przed nim, że miałem życie erotyczne wydawała mi się dziwaczna.
– I co, poszliście na całość? – zapytał wprost, nie brzmiąc na ani odrobinę skrępowanego, ja jednak odchrząknąłem niezręcznie, po czym mruknąłem potwierdzająco. – Po pierwszej randce? Ty szmato! – zaśmiał się, a ja wiedziałem, że to nie było złośliwe, więc uśmiechnąłem się słabo. – I jak było? – zapytał z wręcz niezdrową fascynacją. Przez chwilę odruchowo zamierzałem odmruknąć, że no, było okej, żeby nie wchodzić w żadne niepotrzebne szczegóły, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że przecież sam zapytał, a w tym momencie to ja zachowywałem się jak ograniczony burak.
– Było nieziemsko – odparłem zgodnie z prawdą, szczerząc do siebie zęby.
– Okej, Casanova, opanuj entuzjazm – polecił mi ze śmiechem. – Chyba jestem zazdrosny, bo nie sądzę, żebym miał kiedyś seks, który określiłbym jako nieziemski – dodał z cieniem urazy, a ja niemal widziałem, jak marszczy nos. – Dobra, chcesz się dzisiaj jakoś spotkać? Żeby się wygadać czy coś? – zapytał, po raz pierwszy od początku tej rozmowy brzmiąc trochę niepewnie. Otworzyłem usta, bo teraz, kiedy już wiedziałem, że Marcel nie miał z tym żadnego problemu to cholernie chciałem, ale…
– Dzisiaj nie mogę – powiedziałem z żalem. – Spotykam się po południu z ojcem…
– O! – zawołał Marcel. – No tak, zapomniałem, że Paweł przyjeżdża – powiedział beztrosko. Wszyscy mówili do mojego ojca po imieniu, nawet ja czasami tak do niego mówiłem. Chyba dlatego, że nie był zbyt rodzicielskim typem. – Jak chcesz to możesz wpaść, jak już się z nim spotkasz, nawet w nocy – dodał otwarcie, a ja się skrzywiłem.
– Tyle, że później też za bardzo nie mogę, bo widzę się znowu z… – urwałem niezręcznie, ale Marcel na szczęście wszedł mi w słowo.
– Znowu się widzicie? Tak szybko? – zdziwił się, a po jego tonie byłem w stanie rozpoznać, że nieco oklapł. – Teraz musisz się z nim bzykać codziennie? – dodał pozornie żartobliwie, ale wyczułem w tym przytyk i zmarszczyłem brwi, już zamierzając zaprotestować, że to nie o to chodziło i że to było chyba naturalne, że skoro zaczęliśmy się spotykać i się polubiliśmy to będziemy się spotykać dalej, prawda? – Ty, on ma w ogóle jakieś imię? – zapytał nieco uszczypliwie, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Przez chwilę milczałem, próbując zrozumieć, co nie pasowało mi w tej rozmowie. Rafał był dla Marcela jedynie bezimienną ideą faceta, z którym się spotykałem i to mu wystarczyło, żeby się z niego naigrywać. Jakby próbował pokazać, że my, ja i on, byliśmy ponad to i nagle zdałem sobie sprawę, że to był sposób, w jaki zawsze traktował dziewczyny, jakby były tymczasowe i służyły głównie temu, żebyśmy mieli o czym rozmawiać. I naturalnie oceniał mnie i Rafała tą samą kategorią, że to był jakiś tam koleś, z którym aktualnie sypiałem, ale z drugiej strony musiał wiedzieć, że na dłuższą metę to nie zadziała, bo sam kiedyś powiedział, że ja byłem taki, że jak się zakocham to będzie koniec. Zacząłem zastanawiać się, jak bardzo się tego bał, ponieważ miał rację, moim bezpośrednim celem było posiadanie obok siebie kogoś, kto będzie moją drugą połową w każdym aspekcie życia i z kim będę chciał brnąć przez to życie. Marcel natomiast nie angażował się emocjonalnie, należał do ludzi, którzy spotykali się z innymi dla zabawy i żeby coś się działo, ale nie robili nic, żeby stworzyć cokolwiek poważniejszego. Jedyną relacją, w którą był zaangażowany emocjonalnie, była relacja ze mną i nie szukał niczego więcej, jakby to mu wystarczyło.
– Rafał – mruknąłem oschle, postanawiając nie komentować głośno żadnego z tych swoich nagłych olśnień, bo takie rozmowy przez telefon wybitnie źle się kończyły, a nie chciałem rozpoczynać żadnej burzy.
– Rafał – powtórzył z namysłem. – No dobra, no to pozdrów Pawła i pozdrów Rafała – podkreślił sugestywnie. – I dawaj znać, jakbyś miał w tym tygodniu jakieś wolne od bzykania popołudnie – dodał pogodnie.
– Okej – odparłem dla świętego spokoju. – Ej, słuchaj… nie mów o tym Gabi, dobra? – poprosiłem, tak naprawdę nie wiedząc, czy nie byłoby lepiej, gdybym w ogóle o tym nie wspominał. Marcel przez chwilę milczał.
– Ten koleś jest od was z pracy, nie? – odgadł natychmiast, domyślny sukinsyn. – Mówiła mi, że chyba masz tam kogoś na oku – dodał tytułem wyjaśnienia. Jednak nie taki domyślny sukinsyn. – Wiesz, że Gabi nie miałaby z tym problemu, nie? – zapytał retorycznie, po czym dodał, zanim zdążyłem odpowiedzieć: – Ale jasne, jeśli nie chcesz, żeby zrobiło się… dziwnie czy coś to pewnie, nie powiem jej – zapewnił, a ja się skrzywiłem. No, to mogłoby sprawić, że zrobiłoby się trochę dziwnie.
– Dzięki – powiedziałem tylko, po czym obiecałem mu, że będę się odzywał i rozłączyłem się, z jakiegoś powodu czując się jeszcze bardziej nieswój po tej rozmowie niż wcześniej. Zawsze byłem przekonany, że Marcel rozumiał mnie bez słów i znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny, a teraz powiedziałem mu, że po raz pierwszy w życiu miałem faceta i miałem z nim zajebisty seks, a jednak miałem wrażenie, że on nadal nie wiedział, co się u mnie działo, jaki bałagan panował przez to w mojej głowie i w moim sercu. A przecież powinien wiedzieć. Powinien zrozumieć.
Chociaż w sumie ja też byłem oszczędny w słowach, nie powiedziałem mu w końcu, że się zakochałem czy coś w tym stylu. Zresztą… to nie było tak, że się zakochałem, więc może po prostu robiłem z igły widły. Będzie inaczej, jak się zobaczymy. Zanim ruszyłem, zobaczyłem jeszcze, że Rafał napisał „Ok”. Tylko tyle, nic więcej, żadnego „nie przejmuj się, lisku, przyjedź, kiedy tylko będziesz mógł”. Naburmuszyłem się, po czym zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie zachowywałem się jak primadonna, która nie mogła przeżyć tego, że nie wszyscy zwracali na nią stuprocentową uwagę, więc nakazałem sobie w myślach przestać się wygłupiać.
Wpadłem do pracy spóźniony prawie pół godziny i stwierdziłem z ulgą, że na zdjęciach próbnych będzie obecny jeszcze producent, asystentka reżysera i calutka obsada, co oznaczało, że Marcin przynajmniej werbalnie nie będzie mógł mnie dręczyć.
– Przepraszam za spóźnienie – wymamrotałem, przebiegając przez studio i od razu podchodząc do kamery.
– Nie przejmuj się tym – zapewnił mnie jowialnie Marcin, po czym uśmiechnął się w sposób, który przywodził na myśl dobrego wujka. – Randeczka udana? Prosto z? – zapytał niewinnie, oczywiście mimo wszystko znajdując sposób, żeby odnieść się do tematu, który interesował go znacznie bardziej niż zdjęcia próbne. Uśmiechnąłem się ukradkiem.
– Wypchaj się – odparłem śpiewnym tonem, ignorując zaciekawione spojrzenia producenta i asystentki.
Dzień przebiegł bez zbędnych wrażeń, po tym wszystkim, co się wydarzyło, było wręcz nudno. Dopiero podczas ostatniej przerwy, kiedy myślałem już tylko o mojej nadchodzącej kolacji z ojcem, nie wykazałem się wystarczającym refleksem, co sprawiło, że zostałem z Marcinem sam w studio, kiedy wszyscy poszli palić albo załatwiać swoje sprawy.
– Widziałeś Rafała? Jakiś taki wyjątkowo szczęśliwy dzisiaj – zagaił do mnie radośnie, poruszając śmiesznie brwiami, kiedy wyłączałem kamerę. Uniosłem na niego wzrok, w ogóle nie będąc pod wrażeniem jego poczucia humoru. Owszem, widziałem go i prawie kolana się pode mną ugięły na myśl o tym, że ten wiecznie zalatany, poważny, groźny pan prezes to był ten sam Rafał, z którym się dzisiaj obudziłem. Wymieniliśmy jedno spojrzenie, które było tak błyskawiczne, że żaden z nas nie zdążył nic niewerbalnie zakomunikować, nawet jego oczy nie zdążyły złagodnieć, a już ktoś go zagadnął, a ja musiałem wracać do pracy. Nie wyglądał na szczęśliwego, wyglądał tak jak zawsze, na poirytowanego i zniecierpliwionego.
– Serio? – mruknąłem sceptycznie i z udawanym brakiem zainteresowania. – Nie zauważyłem.
– Jak ktoś go trochę zna to dostrzega różnicę – zapewnił mnie Marcin, a ja zacząłem się zastanawiać, czy to był przytyk do tego, że ja go praktycznie nie znałem, czy wpadałem już w kompletną paranoję.
– Musiało mu się przydarzyć coś miłego – skomentowałem niewinnie. Uśmiech Marcina poszerzył się.
– Nawet na pewno mu się przydarzyło – zgodził się, wpatrując się we mnie wyczekująco, ale po kilku sekundach chyba zorientował się, że sam z siebie nie odezwę się słowem, bo dodał nagląco i prosto z mostu: – To co się dzieje?
– Ale z czym? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, ciągnąc teatrzyk. Przewrócił niecierpliwie oczami.
– Uznałeś, że będzie głównym trofeum na twojej półce czy jest trochę miłość? – uściślił bez owijania w bawełnę. Miał przynajmniej na tyle rozsądku, żeby ściszyć głos do niemal niesłyszalnego szeptu, ale i tak rozejrzałem się z niepokojem, choć jednocześnie uśmiechnąłem się ukradkiem, bo on nie miał pojęcia, że nawet nie miałem żadnej półki. No dobra, teraz już miałem, ale znajdowało się na niej tylko jedno trofeum.
– Marcin, rozmawiamy ze sobą od tygodnia – poinformowałem go oschle, bo może i byłem młody, ale nie na tyle naiwny, żeby wierzyć, że dało się w kimś zakochać w tak krótkim czasie.
– Jakby to nie wystarczyło – prychnął bagatelizująco Marcin, a ja przyjrzałem mu się z zaciekawieniem, bo zabrzmiał, jakby mówił poważnie. I dotarło do mnie, że mówił i na dodatek miał całkowitą rację. Wszyscy byliśmy tak zdeterminowani, żeby zachowywać się rozsądnie i nie akceptowaliśmy emocji, które wydawały nam się z jakiegokolwiek powodu irracjonalne, a prawda była taka, że wystarczyło pięć minut, żeby się kimś kompletnie zauroczyć i kolejne pięć, żeby tego kogoś znienawidzić, nawet jeśli nie było w tym ani grama logiki.
– No trochę jest – przyznałem z cieniem zawstydzenia, bo od tygodnia odpierdalało mi na punkcie tego faceta, rozmyślałem o nim bez przerwy i bujałem w obłokach, wyobrażając sobie siebie i jego za rok, trzy i pięć, więc chyba to była trochę miłość, nie?
Rany, Marcin był jak mój cholerny gejowski odpowiednik matki chrzestnej z Kopciuszka i właśnie uśmiechnął się tryumfalnie.
– Nie spieprz tego – ostrzegł mnie śmiertelnie poważnie. Zmarszczyłem brwi, bo trochę mnie to zabolało.
– Hej, a on? – zaprotestowałem z urazą przez bycie potraktowanym jako jedyny potencjalny winny, gdyby cokolwiek poszło nie tak.
– Jemu zamierzam powiedzieć to samo – zapewnił mnie spokojnie Marcin. – Ale na razie rozmawiam z tobą. To nie jest byle co, nie sądzę, żeby Rafał był kimkolwiek na tyle zainteresowany, żeby spędzić z nim całą noc od czasu… – Marcin urwał niezręcznie. – Chyba od dziewięćdziesiątego pierwszego – dokończył gładko, siląc się na żart i chichocząc nerwowo. Zmrużyłem oczy, ani odrobinę nieprzekonany, bo po pierwsze w dziewięćdziesiątym pierwszym Rafał miał trzynaście lat, a po drugie nie miałem większych wątpliwości, że Marcin miał na myśli, że od czasu kogoś. Nie zapytałem jednak, bo już i tak nie podobało mi się to, jak kłapał o Rafała prywatnych sprawach na prawo i lewo, więc wolałem nie wiedzieć, czy by mi powiedział, czy nie. Miałem ochotę uświadomić mu, że ja w ogóle nigdy nie byłem nikim na tyle zainteresowany, żeby spędzić z nim całą noc, ale też się powstrzymałem, bo zamiast kierować rozmowę na swoje własne życie seksualne, wolałem wykorzystać jego gadatliwość i samemu trochę powęszyć.
– Nikt, serio? Czyli nie ma żadnej konkurencji, o którą powinienem się martwić? – upewniłem się niby to niewinnie, ale Marcin nie dał się nabrać, wydawał się doskonale wiedzieć, że badałem grunt i najwyraźniej nie miał nic przeciwko, bo poważnie się zamyślił.
– Teraz? – zapytał sam siebie na głos, marszcząc brwi i wyraźnie próbując przypomnieć sobie Rafała wspominającego o jakimkolwiek facecie. – Nie no, nie ma. Z drugiej strony nie miałem też pojęcia o tobie, więc… – znowu urwał z namysłem. – Chociaż może powinienem – zmienił zdanie. Uniosłem głowę, nagle się ożywiając.
– A co, mówił coś o mnie? – zapytałem, starając się nie brzmieć na zbyt podekscytowanego, ale mimo to nadstawiając uszu.
– To znaczy… – zaczął Marcin, wyraźnie niezdecydowany. – To było tak, że ja powiedziałem mu coś o tobie i próbowałem mu wytłumaczyć, że to ten taki nowy, rudy operator, ale przerwał mi i burknął „wiem, kto to jest” – powiedział. Zacisnąłem wargi.
– Super, czyli wie, kim jestem – prychnąłem ironicznie.
– Jak na Rafała poziom dzielenia się to dużo – poinformował mnie. – W ogóle pamiętam, że już wtedy uznałem to za podejrzane, bo zwykle zorientowanie się, że jest jakiś nowy pracownik zajmuje mu z pół roku, a nauczenie się jego imienia kolejne pół – zachichotał. Sądząc po Gabi, byłem w stanie w to uwierzyć. Uśmiechnąłem się blado.
– A… – zacząłem z wahaniem, bo była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju, chociaż wiedziałem, że to było niesamowicie głupie i nie powinienem w ogóle o tym wspominać. Nie zdecydowałbym się na zadanie tego pytania i odkrycie się do tego stopnia, gdyby to był ktokolwiek inny niż Marcin, mój gejowski ojciec chrzestny. – A Filip? – wypaliłem, wracając do poprzedniego tematu dotyczącego konkurencji. Nie wiem, czemu ta postać została gdzieś z tyłu mojej głowy i wprowadzała w niej zamęt i niepewność, zwłaszcza że przecież miałem wyjaśnienie czarno na białym. Rafał nawet nie rozmawiał z tym gościem tak po prostu, choć w tym też nie byłoby niczego złego. Rozmawiał z nim, bo dostał pozew, więc poszedł do swojego prawnika, co było cholernie logiczne. A ja zachowywałem się jak… jak… zazdrosny chłopak.
– Filip? – zdziwił się ostentacyjnie Marcin, po czym zaczął kręcić głową. – No co ty, gdyby to się miało wydarzyć, to wydarzyłoby się już dawno. To znaczy Filip by chciał – podkreślił natychmiast, uśmiechając się nieco złośliwie. – Ale Rafał zawsze trzymał go na dystans i nigdy nie traktował zbyt poważnie. To znaczy chyba zdarza mu się przelecieć go raz w czas, ale nic poza tym… – nagle urwał, chyba zdając sobie sprawę z tego, że strzelił gafę. – To znaczy teraz już pewnie nie – podkreślił. Przez kilka sekund wpatrywałem się w niego z zastanowieniem i chyba go to zaniepokoiło, bo dodał delikatnie: – Wiesz, że mówiąc, że nie było żadnych facetów, nie miałem na myśli seksu…?
– Nie pytałem o seks – odparłem z uśmiechem, chcąc mu uświadomić, że byłem już dużym chłopcem i wiedziałem, że to, że ktoś się nie wiązał wcale nie musiało oznaczać, że żył w celibacie. Wyglądał, jakby mu ulżyło. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi do studia.
– Hej, słońce, idziesz na szybkiego papierosa? – zapytała Gabi, stając w progu. Spojrzałem pytająco na Marcina.
– Ile jeszcze mamy przerwy?
– Leć – odparł tylko z uśmiechem, wstając zza biurka i rzucając mi jeszcze ostatnie znaczące spojrzenie sugerujące, że to nie był koniec tej rozmowy. Wyszedłem za Gabi na parking, trzęsąc się nieco z zimna. Tęskniłem za płaszczem Rafała.
– Jak dzisiaj idzie? – zapytałem konwersacyjnie, nieco obawiając się odpowiedzi. Zawsze czułem się niezręcznie, kiedy Gabi narzekała mi na Rafała, a wiedziałem, że dzisiaj podwójnie trudno będzie mi trzymać język za zębami.
– Ty wiesz, że dobrze? – odparła takim tonem, jakby ten fakt ją samą zaskakiwał. – Ogarnij, że chyba kosmici nam podmienili prezesa. Przed chwilą dał mi jakieś zadanie, po czym w połowie zmienił zdanie i stwierdził, że sam to zrobi! – oznajmiła z niedowierzaniem. – A wcześniej przysięgam, że słyszałam, jak nucił „Walking on sunshine”, wychodząc ze swojego biura! – dodała podniesionym głosem, brzmiąc, jakby to był jakiś niespotykany fenomen i spojrzała na mnie wyczekująco, chyba zaciekawiona, jak zareaguję na te sensacyjne rewelacje, a ja musiałem przygryźć wnętrze policzka, żeby zapanować nad ogromnym, głupkowatym uśmiechem. To nie byli kosmici, to byłem ja, a Gabi mogła zacząć się przyzwyczajać. Zadbam o to, żeby był w takim nastroju codziennie.


____________________________________________________________________________
Kochani, mała niespodzianka w ramach zadośćuczynienia za ostatnie dłuższe czekanie. Smaczego, a jeśli już przeczytaliście to zachęcam do zostawienia komentarza ;) Za zbetowanie ogromnie dziękuję Agacie. Trzymajcie się cieplutko i do usłyszenia za tydzień ;)

12 komentarzy:

  1. Z tego wszystkiego jeszcze będzie jakaś wielka afera albo tragedia. Albo i jedno i drugie. Ale jestem strasznie ciekawa ojca Kacpra, z opowieści wydaje się całkiem ciekawym facetem.
    No i generalnie ubóstwiam Kacpra i jestem dosyć sceptyczna względem Rafała, póki co nie skradł mojego serca.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 Miałam coś sensownego do powiedzenia... ale mi wypadło w trakcie czytania. Więc zostawię serduszko z podziękowaniami.
    Dziękuję za rozdział <3
    xDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. To był emocjonalny roller coaster. Rafał podoba mi się szalenie,a za chwilę czuję do niego niechęć. A Kacper okazał się nie takim do końca niewiniątkiem:) I dobrze. Oni są tak różni, że naprawdę wszystko może jeszcze wydarzyć. Kacper stara się wszystko racjonalizować, ale w końcu on szuka czegoś prawdziwego, więc nie jest mu łatwo, gdy zaczął swoją relację z Rafałem o łóżka. Oby tylko bagaż Rafała, bo ma chyba niemały, nie okazał się zbyt ciężki dla Liska. Swoją drogą, fajne zdrobnienie:) Jestem bardzo ciekawa tatusia - Pawła. Bardzo dziękuję za dłuuuuugi rozdział i oczywiście liczę na kolejny co najmniej tych rozmiarów. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. narazie sielanka jak się patrzy i pewnie jak szybko się zaczeła zaraz się skończy w wielkim hukiem ; mam takie złe przeczucie nie wiem... denerwuje mnie matka Kacpra tu też pewnie bedzie rodzinna drama , ojciec Kacpra może być ciekawą postacią i pozytywną , Marcel hm... nie spodziewałam się że tak normalnie zareaguje bardziej byłam skłonna yśleć że z jakimś bulwersem wyskoczy czy coś nadal nie czuje tego chłopaka. Rafał jak na razie bardzo wielki plus trzyma fason i ta owłosiona klata mmmm mega taki mężczyzna ;p dzięki śliczne <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rafał to kłopoty, czuję to. Ale i tak go lubię i chcę wincyj.
    Czuję też, że pojawi się ten "ktoś", o którym wspomniał przypadkiem Marcin i pewnie zrobi się ciekawie. No i jeszcze jakiś Filip na dokładkę.
    Ciekawe, ile z tych moich przeczuć się spełni. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie się przemogłam do napisania komentarza, bo kurcze nie jest mi lekko.
    Po pierwsze, cieszę się, że polecenie Agacie Twoich opowiadań zaowocowało współpracą!
    Po drugie, opowiadanie mi się podoba i świetnie stworzyłaś postać Rafała. Będą z niego kłopoty, świetny początek tekstu, po którym nastąpił straszny spadek. Naprawdę, nie wiem co się stało w tym rozdziale, ale przyznam szczerze, że jako osoba wiernie śledząca twoje teksty, jestem zaskoczona, że opublikowałaś tak niedopracowany rozdział. Rozumiem, że trzeba było zwolnić, że nie lubisz scen erotycznych, chociaż ciągle powtarzam, że nikt nie robi takiego klimatu jak Ty, to tutaj nastąpiło absolutne wykolejenie pendolino. Jak dla mnie strasznie skakałaś, chcąc upchać jak najwięcej tekstu, żebyśmy nie musieli czekać. A ja wolę jednak poczekać i mieć dopracowany rozdział, który nie wygląda jak pisany na kolanie, żeby wypchać cokolwiek, byle coś się pojawiło na blogu. Przykro mi to mówić, bo Cię uwielbiam i kocham całym serduszkiem, tak pierwszy raz jestem tak silnie zawiedziona rozdziałem. Samo opowiadanie jednak bardzo na plus! Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, na twoim wysokim poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja przyznam, że byłam naprawdę zaskoczona, czytając Twój komentarz, bo co jak co, ale z tego rozdziału byłam bardzo zadowolona i wrzucałam go z czystym sercem. Bardziej miałam wątplwiości przy poprzednim, poprawiałam coś jeszcze pięć minut przed publikacją, a tutaj nic, przeczytałam jak zawsze od deski do deski przed wrzuceniem i uznałam, że jest idealnie. Ale coś konkretnie jest nie tak czy ogólnie klimat? Jestem trochę skonfundowana, bo akurat ten rozdział strasznie lubię i wydawało mi się, że trzyma poziom. Możliwe, że było trochę za dużo wszystkiego naraz, ale to jedyne, co mi przychodzi do głowy, co mogę mu zarzucić. Uchyl rąbka tajemnicy, przeanalizuję sobie ;)
      O, Agata to od Ciebie? W takim razie dziękuję ogromnie za polecenie jej, bo robi mi bardzo dobrą robotę ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Moim zdaniem Caiusi chodzi o te skoki, że raz jest to co teraz, za chwilę retrospekcja, po chwili znowu teraz, a tu bum! Znów retrospekcja. Ale ja odnoszę wrażenie, że to jest dobre. Po pierwszej nocy, w sumie pierwszym razie, w dodatku z facetem marzeń i jeszcze z kinder niespodzianką w spodniach... Chaos w głowie i mowie i piśmie jest zrozumiały. I wydaje mi się, że ten rozdział dobrze to oddaje. Ale tak jak mówiłam w rozmowie z Caius: to rzecz gustu, nie da się każdego zadowolić. A ja myślę, że dynamika tego rozdziału jest czymś nowym w twoim stylu pisania, może krokiem do jakiejś zmiany czy rozwoju? ;) Ale ponownie: rzecz gustu.
    I tak, to dzięki Caius poznałam Twoją twórczość ;) Zaraziła mnie tym jak rzeżączką xD choć trochę nietrafne porównanie, bo czytanie jest przyjemne, a choroba weneryczna mniej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, już rozumiem nieco więcej. Przeczytałam to jeszcze raz od początku i faktycznie przeskoków jest sporo. To miało obrazować chaos w głowie bohatera i było też pewnie wynikiem chaosu w mojej. Mam bardzo dużo pomysłów, z których szkoda mi rezygnować i to skutkuje tym, że rozdziały są tak ogromne (następny będzie jeszcze dłuższy). Już teraz zaczynam się obawiać, że jak tak dalej pójdzie to opowiadanie rozrośnie się do niebotycznych rozmiarów. No cóż, ile tego będzie to będzie.
      Ty, to Ty mi mów o takich rzeczach, jak odchodzę jakoś znacząco od swojej normy ;) Ja tej zmiany dynamiki praktycznie nie dostrzegam.
      Dobrze, że Cię na mnie nasłała ;)

      Usuń
  8. Czyli mamy Rafała,(Marcina?), Rafała kogoś, Filipa i Marcela(który był zazdrosny?!). Z Rafałem jest na razie idealnie, mam nadzieje że on i Marcin są naprawdę spk i to nie jest dobre aktorstwo. "Ktoś", Filip i Marcel wydają się być tymi, którzy mogą namieszać. Marcel w tym rozdziale sprawił na mnie wrażenie trochę takiego psa ogrodnika. Cholibka! Bardzo fajnie budujesz napięcie, bo tu niby rozdział taki cud, miód i jednorożce, a tu podejrzana rozmowa z (zazdrosnym?)Marcelem, jacyś rywale O_O
    Wybacz że tak nieskładnie napisane, ale piszę od razu po przeczytaniu z wytrzeszczem na twarzy. Ah, uwielbiam.

    Pozdrawiam serdecznie, wysyłam wiadro weny i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej �� dawno mnie tu nie było a tu taka niespodzianka. Po przeczytaniu 3 rozdziałów na raz dalej mną telepie i to takich rozdziałów( czasem dobrze pójść na urlop żeby czekało coś takiego��). Świetnie piszesz i jestem jak zwykle pod wrażeniem twojego talentu ��weny życzę zwłaszcza teraz jak czlkpcy się zeszli. To świetna para i będę im kibicować. Pozdrawiam Andrea

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    jestem bardzo ciekawa postaci ojca Kacpra, mam nadzieję że nie będzie tutaj jakieś afery, Kacper chce na poważnie, a sam Rafał co o tym myśli?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń