niedziela, 29 lipca 2018

ROZDZIAŁ VIII


Człowiek za kurtyną





Weszliśmy do restauracji, otrzepując się ze śniegu. Rozejrzałem się z zaciekawieniem po wnętrzu i odkryłem, że było niesamowicie klimatycznie, ale bez zbędnego nadęcia. Nigdy wcześniej tu nie byłem, chociaż słyszałem o tym miejscu. Ludzi było sporo jak na poniedziałek, praktycznie wszystkie stoliki były zajęte. Rafał podszedł bezpośrednio do dziewczyny stojącej przy wejściu z menu, która rozjaśniła się na jego widok. Pochylił się i powiedział coś do niej cicho, a ona w odpowiedzi zmarszczyła brwi z zakłopotaniem. Przez chwilę wyglądała, jakby zastanawiała się nad czymś intensywnie, a Rafał stał nad nią ze skrzyżowanymi ramionami, tupiąc nogą z wyraźnym zniecierpliwieniem. 
– Dobrze, jakoś to załatwię – obiecała wyraźnie speszona.
– Dziękuję – mruknął uprzejmie, choć jego ton wskazywał na to, że gdyby odpowiedź brzmiała „niestety nie da rady”, nie byłby tak uprzejmy. Dziewczyna odeszła nerwowym krokiem, a ja przysunąłem się nieco, bo do tej pory stałem w pewnej odległości. Rafał spojrzał na mnie z rozkojarzeniem. 
– Przepraszam cię, ale musimy jeszcze chwilę poczekać – powiedział, brzmiąc, jakby było mu autentycznie głupio. Machnąłem bagatelizująco ręką. 
– Daj spokój, nie przejmuj się tym – odparłem spokojnie, bo rozpieszczanie było miłe, ale to nie było tak, że coś mi się stanie, jeśli będę musiał przez chwilę poczekać, aż usiądziemy. – Słuchaj, jeśli jest jakiś problem z rezerwacją to możemy iść gdziekolwiek indziej – dodałem cicho, bo nie chciałem, żeby sobie pomyślał, że skoro wybrałem to miejsce to teraz musiał poruszyć niebo i ziemię, żebyśmy zjedli właśnie tu.
– Mamy rezerwację – zapewnił mnie gładko. 
– To w czym problem? – zapytałem z dezorientacją.
– W tym, że ktoś siedzi przy moim stoliku – odparł, zaciskając wargi. Uniosłem wysoko brwi. 
– Sterroryzowałeś tę miłą panią, bo nie ma twojego stolika? – upewniłem się, parskając śmiechem, po czym pokręciłem głową. – Daj spokój, usiądźmy po prostu przy jakimkolwiek stoliku. Albo najlepiej przy tym, który dla nas zarezerwowali – zasugerowałem, nie wiedząc, czy bardziej chciało mi się śmiać, czy zaczynało mi się robić wstyd. Nie lubiłem takich sytuacji i nie lubiłem ludzi, którzy zawsze wykłócali się o swoje i nie byli w stanie pójść na ustępstwo, żeby trochę ułatwić innym życie. I wiedziałem, że taka postawa była powszechnie uznawana za frajerską, ale po prostu nie ogół starałem się nie robić problemów i nie być dla nikogo problemem, choćbym nawet miał dostać gorszy stolik.
– Nie – powiedział uparcie Rafał. Po prostu nie, nic więcej. Okej, nie to nie. Najwyraźniej on nie tylko należał do tych ludzi, ale należał też do ich najbardziej skrajnej i irytującej odmiany, którzy nie przyjmowali nawet do wiadomości, że coś mogłoby pójść nie po ich myśli. No dobra, pierwsza nieperfekcyjna rzecz w nim. W końcu musiała się jakaś znaleźć, a to i tak nie była najgorsza z cech. Jakoś zniosę tę bezkompromisowość, mimo że naprawdę nie rozumiałem, jaką to by zrobiło różnicę, gdybyśmy usiedli gdziekolwiek indziej. 
– Okej, zapraszam – powiedziała dziewczyna, pokazując nam, żebyśmy podążyli za nią. Rafał dopiero wtedy się do niej uśmiechnął, a ja zacząłem się mimowolnie zastanawiać, czy naprawdę poszła do tych ludzi, którzy wcześniej tam siedzieli i kazała im się przesiąść. Wyglądało na to, że szczęśliwie trafiło na kogoś z podobnym podejściem do mojego, bo gdyby okazało się, że siedział tam taki drugi Rafał to byłaby wojna gotowa.
Chyba już rozumiałem, jaką to robiło różnicę, czy usiądziemy tutaj czy gdzieś indziej i przeszło mi przez myśl, że może czasami rzeczywiście warto było wykłócić się o stolik, bo ten znajdował się na samym końcu restauracji i w takiej jakby wnęce, dzięki czemu był kompletnie niewidoczny z perspektywy reszty pomieszczenia. Niech będzie, Rafał mógł mieć trochę racji, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że czułbym się jednak odrobinę skrępowany, siedząc na randce z facetem tak otwarcie w otoczeniu innych ludzi. Pewnie udawałbym, że w ogóle mnie to nie ruszało, ale nie oszukujmy się, nie byłaby to najbardziej komfortowa z sytuacji.
Zatrzymałem się z niezdecydowaniem, bo stolik był długi i po obu jego stronach znajdowały się kanapy, przez co mogłem usiąść naprzeciwko Rafała, ale mogłem też w zasadzie usiąść obok niego. Na dodatek to miejsce, przy którym ja stanąłem, było jednak trochę na widoku, a strona Rafała była zupełnie tyłem do reszty i jego już nie będzie widział nikt. Po szybkim namyśle usiadłem jednak naprzeciwko, bo uznałem, że to było bardziej powszechnie akceptowalne.
– Słuszna decyzja – skomentował Rafał, najwyraźniej widząc, nad czym przez chwilę się zastanawiałem, a ja spojrzałem na niego pytająco. – Nie dałbym ci zjeść – wyjaśnił, uśmiechając się krzywo. Parsknąłem śmiechem, spuszczając na chwilę wzrok, po czym z powrotem na niego spojrzałem, unosząc prowokująco brew.
– Teraz to zaczynam się zastanawiać, bo nie wiem, czy jestem bardziej głodny, czy… – zawiesiłem głos, po czym dodałem z naciskiem: – głodny.
Rafał odchrząknął niezręcznie, ale w tym samym momencie wyrwał mu się głośny śmiech i w rezultacie zaczął kasłać, a ja uśmiechnąłem się trochę z satysfakcją, że do tego doprowadziłem, a trochę z zażenowaniem, bo tym razem już chyba trochę popłynąłem. Boże, nigdy nie miałem za bardzo filtra, ale przy tym facecie on już kompletnie się wyłączał. Nigdy wcześniej zresztą nie próbowałem z nikim flirtować aż do tego stopnia i zacząłem się mimowolnie zastanawiać, dlaczego tak było. Chyba się na to nie odważałem, dopóki nie byłem absolutnie pewien, że druga strona była zainteresowana, a nigdy wcześniej nie byłem tego pewien. A teraz wychodził ze mnie jakiś… erotoman. Parsknąłem wewnętrznym śmiechem na tę myśl. Przecież jak powiem temu facetowi, że tak właściwie to jestem prawiczkiem to on już kompletnie zgłupieje. 
– To chodź – powiedział kokieteryjnie Rafał, wskazując na miejsce koło siebie. Chyba się trochę zaczerwieniłem, zastanawiając się, czy mówił poważnie, czy nie. Nie, na pewno nie mówił poważnie, w końcu lada chwila pewnie pojawi się przy nas kelnerka. Podniosłem menu i zacząłem przeglądać je ostentacyjnie, słysząc jego cichy śmiech. 
Złożyliśmy zamówienie u tej samej dziewczyny, która załatwiła nam stolik, ja nieco panikując w duchu, żeby nie zamówić niczego zbyt banalnego, ale też nie zbyt wyszukanego. Wziąłem z przyzwyczajenia białe wino, a Rafał jakieś wydumane, kraftowe piwo, po czym przyznał bez oporów, że był totalnym piwoszem i mógłby nie pić niczego innego. Uznałem to za urocze, choć przez chwilę się z niego nabijałem, że jak nie będzie uważał to zrobi mu się brzuch piwny. Tak naprawdę nie powinienem, bo był bardo zadbany i widać było, że sumiennie pracował nad utrzymaniem formy. Podobało mi się to, choć nigdy nie przekonywał mnie ten cały kult ciała, według którego facet musiał być idealnie wyrzeźbiony, żeby ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Ja na przykład byłem chudzielcem, ilekolwiek bym nie jadł, ale nie miałem nic przeciwko trochę większej ilości ciała. Nie zależało mi na wpisywaniu się w trend, zarówno u samego siebie, jak i u potencjalnego partnera. Byliśmy różni, przyjmowaliśmy wszystkie kształty i rozmiary.
– Więc… czemu ta branża? – zapytał Rafał z zaciekawieniem, skubiąc swojego tatara, po tym jak już wyznał mi, że kamień spadł mu z serca, że nie byłem wegetarianinem. Zapytałem go ze śmiechem, co było złego w byciu wegetarianinem i zapewnił mnie, że nic, po prostu uwielbiał mięso i gdybym nim był, byłoby mu cholernie głupio zjadać na moich oczach wszystkie krówki i świnki świata. – Czemu film? – uściślił, kiedy spojrzałem na niego pytająco. Zamyśliłem się. 
– Sam nie wiem, zawsze kochałem kino. Było dla mnie… w pewnym sensie drogą ucieczki od prawdziwego życia. A później, jak byłem nastolatkiem zorientowałem się… że nie chodziło nawet o film jako samą historię, chodziło o… o kadry, o montaż, o to, jak wiele można przekazać odpowiednią perspektywą i o to, jak różnie postrzegamy rzeczy w zależności od tego, z której strony na nie spojrzymy – powiedziałem, mrużąc oczy, a Rafał przez całą tę przemowę przyglądał mi się z czymś, co przywodziło na myśl fascynację. 
– Ale jesteś operatorem – zauważył odkrywczo. – Robisz też montaż? 
– Robię jedno i drugie – odparłem natychmiast.
– Bo znam sporo ludzi, którzy szukają dobrych montażystów – powiedział. – Mógłbym cię polecić. 
– Nawet nie wiesz, czy jestem dobry – zauważyłem, unosząc brew. Rafał uśmiechnął się. 
– Zaryzykuję – zdecydował, po czym zmarszczył brwi. – Nie no, dobra, wyślij mi jakieś demo – zmienił szybko zdanie, szczerząc zęby bez skruchy. Parsknąłem śmiechem, po czym nagle spoważniałem. 
– A ty? – zapytałem prosto z mostu. – Czemu ta branża? Jesteś młody, zakładasz firmę. Czemu akurat to? – zapytałem, próbując wyobrazić sobie dwudziestoparoletniego Rafała, który postanawia sobie, że otworzy największą agencję produkcyjną w tym kraju. To była śmieszna wizja. – Co wtedy robiłeś? – dodałem z zaciekawieniem. Rafał przez chwilę nie odpowiadał.
– Studiowałem. Aktorstwo – wyznał w końcu, uśmiechając się ukradkiem. Uniosłem wysoko brwi. – Ale mnie wyrzucili. – Wybuchnąłem głośnym, niepohamowanym śmiechem, po czym przycisnąłem dłoń do ust. Rafał zmrużył oczy. – Faktycznie bardzo zabawne – skomentował, przewracając oczami.
– To nie tylko zabawne, ale wręcz komiczne – poprawiłem go, po czym dodałem szybko, żeby nie odniósł mylnego wrażenia, że śmiałem się z niego: – I myślę, że totalnie w twoim stylu. Większość ludzi załamuje się, kiedy zostają wyrzuceni ze studiów, a co ty robisz? Stwierdzasz, że „Ha, kiedyś jeszcze wszyscy będziecie dla mnie pracować i wasz los będzie w moich rękach” – zaśmiałem się, naprawdę uważając to za piękną ironię losu. Rafał uniósł kącik ust.
– Mogło tak trochę być – przyznał bez cienia skruchy. – Chociaż tak naprawdę to był fart. Trafiliśmy w dobry moment na rynku – dodał znacznie skromniej, po czym uśmiechnął się do siebie. – Czułem wtedy wyjątkowe samoobrzydzenie, bo byłem jednym z tych, którzy czcili teatr i brzydzili się telewizją – dodał z rozbawieniem. Uniosłem wysoko brwi. 
– Czyli po prostu byłeś hipsterem – podsumowałem, po czym zmarszczyłem nos. – Byłeś hipsterem, zanim to się jeszcze stało modne – dodałem z zaskoczeniem. Rafał zaśmiał się. 
– Tak, byłem pierwszym hipsterem – zakpił. – W ogóle wymyśliłem nurt – dodał próżnie. Parsknąłem, nie będąc w stanie przestać się śmiać i wziąłem kęs swojego ravioli, o którym zdążyłem już zapomnieć. Było pyszne, ale moje towarzystwo był pyszniejsze. 
– I dobrze ci z tym? – zapytałem delikatnie chwilę później, parafrazując jego wczorajsze pytanie. – Z tym, gdzie teraz jesteś? Lubisz to, co robisz? – dodałem z zaciekawieniem, a on przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby poważnie zastanawiał się nad odpowiedzią. 
– Nie lubię tego na co dzień – wyznał w końcu uczciwie. – Lubię to, kiedy raz na jakiś czas spoglądam na to z dystansu i zdaję sobie sprawę z tego, co stworzyłem – dodał z namysłem. Pokiwałem powoli głową, bo wydawało mi się, że rozumiałem, co miał na myśli.
– To co cię tak wytrąciło z równowagi przez ostatnie parę dni? – zapytałem prosto z mostu. Jeszcze wczoraj byłoby mi głupio, ale teraz czułem się… jakbyśmy byli bliżej. Jakbyśmy byli przyjaciółmi jako dodatek do wszystkiego innego, czym byliśmy. Przyjrzałem mu się uważnie, chcąc zorientować się, jak bardzo nie chciał o tym rozmawiać. Westchnął cicho. 
– Nie ma o czym mówić – powiedział najpierw lekceważąco. – Nic strasznego się nie stało… dostaliśmy pozew – dodał, brzmiąc, jakby to faktycznie było nic, ale moje oczy i tak się rozszerzyły.
– Ktoś nas pozywa? – zapytałem z niedowierzaniem, a brew Rafała uniosła się nieznacznie w odpowiedzi, co kazało mi zastanowić się, z jaką częstotliwością napływały pozwy do firmy takiej jak ta. – Kto? O co? – dopytałem, momentalnie oburzony faktem, że ktoś śmiał pozwać moją firmę i mojego Rafała. Nie byłem pewien, w którym momencie zacząłem myśleć o jednym i drugim w tak roszczeniowy sposób. 
– Jakiś frajer – odparł bagatelizująco. – Naruszenie praw autorskich, bezprawne rozpowszechnianie wizerunku, takie tam pierdoły – dodał, wzruszając ramionami.
– I co teraz? – zapytałem głupio, bo dla mnie to jednak brzmiało jak całkiem poważna sprawa.
– No nic, pójdziemy z nim do sądu i wygramy, to po prostu strasznie upierdliwe – prychnął Rafał, sprawiając wrażenie, jakby głowa bolała go na samą myśl. Przygryzłem wargę.
– A co, jak nie wygramy? – zapytałem z obawą. Rafał uśmiechnął się nagle, chyba rozczulony moją troską.
– Nie zawracaj sobie tym głowy – powiedział, sięgając do przodu i łapiąc mnie znienacka za lewą rękę, w której nie trzymałem widelca. – Jak nie wygramy to mu zapłacimy. Od tego też firma nie splajtuje – zapewnił mnie spokojnie. Przeszło mi przez myśl, że nawet nie chciałem wiedzieć, ile musieliby mu zapłacić, ale nie zatrzymywałem się na tej kwestii na dłużej, bo bardziej byłem skupiony na fakcie, że Rafał trzymał moją dłoń. Spojrzałem na nią dokładnie w momencie, w którym przesunął swoją, splatając nasze palce. Przełknąłem ślinę i uniosłem na niego wzrok, czując się jak kompletny mięczak, który ekscytował się czymś tak banalnym jak trzymanie się za ręce. Uśmiechał się, więc ja też się uśmiechnąłem, ale kątem oka zobaczyłem zmierzającą w naszą stronę kelnerkę i wyrwałem rękę jak oparzony. Rafał zmarszczył brwi, samemu odruchowo cofając dłoń. 
– Coś jeszcze podać? – zapytała dziewczyna usłużnie, a Rafał uśmiechnął się z rozbawieniem, najwyraźniej już rozumiejąc mój nagły popłoch.
– To samo – powiedział, wskazując na pusty kufel. 
– Dla mnie też – rzuciłem szybko po raz drugi tego wieczoru, a Rafał uniósł kącik ust.
– Weź od razu całą butelkę, co się będziesz rozdrabniał – poradził dokuczliwie. Zmierzyłem go gniewnym spojrzeniem. 
– Jeden kieliszek – powiedziałem do kelnerki, unosząc demonstracyjnie palec. Zachichotała nieśmiało i odeszła, a ja spojrzałem na Rafała podejrzliwie. – Chcesz mnie upić? – zapytałem wprost. Pochylił się nad stolikiem.
– Mm, pewnie, że tak – odparł bezwstydnie. Zaśmiałem się nerwowo, bardzo żałując, że już nie trzymaliśmy się za ręce i zastanawiając się, czy moglem to zrobić znowu, po prostu sięgnąć i złapać jego dłoń, która i tak leżała na stoliku i niemal się o to prosiła, ale zanim zdążyłem podjąć decyzję, spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – Jesteś nadal w szafie, nie? – domyślił się, mrużąc oczy. Odchrząknąłem, chcąc zyskać na czasie i uznając to za odrobinę przewrotne, że ze wszystkich tych rzeczy, które przy nim robiłem i wygadywałem, to ten fakt wywołał we mnie największe zażenowanie. Nie chciałem, żeby Rafał myślał, że się wstydziłem. Albo że nie miałem nawet jaj, żeby wyjść z szafy. 
– Nie do końca – wykręciłem się bez przekonania. – Praktycznie wszyscy moi znajomi wiedzą… 
– Ale twoi rodzice nie wiedzą – wszedł mi w słowo, formułując to jako stwierdzenie, a nie pytanie. Wzruszyłem obojętnie ramionami, chcąc ukryć zakłopotanie.
– Tak jak kiedyś powiedziałeś, to gra niewarta świeczki – stwierdziłem z rezygnacją. – Jak myślę o tej burzy, którą wywołam, to od razu mi się odechciewa. Łatwiej to odkładać w nieskończoność – przyznałem się bez ogródek, mimo że nie byłem z tego dumny. Rafał pokiwał powoli głową, cały czas przyglądając mi się wnikliwie.
– Wiem – mruknął tylko wyrozumiale. Uniosłem głowę.
– Co, też tak miałeś? – zapytałem, po cichu licząc na to, że może nie byłem aż tak żałosny. Rafał wyraźnie się zamyślił.
– Nie do końca. Miałem szesnaście lat, jak powiedziałem o sobie mojej mamie – wyznał, a ja uniosłem brwi. To było bardzo wcześnie. – Ale zawsze byłem z nią bardzo blisko, poza tym, że z wiekiem zrobiła się upierdliwa i przytłaczająca – przyznał swobodnie. Uśmiechnąłem się blado. – Ale tylko jej i nikomu więcej.
– A swojemu tacie? – zapytałem delikatnie.
– Nigdy się nie dowiedział. I nigdy się nie dowie. Może to i lepiej – odparł zdawkowo Rafał, wzruszając ramionami. – Zmarł, jak miałem dwadzieścia cztery lata – dodał tytułem wyjaśnienia. Natychmiast zrobiło mi się głupio.
– Przykro mi – wymamrotałem, nieco speszony tym, jak bardzo te słowa były banalne i nic nieznaczące. Rafał machnął ręką.
– W każdym razie… nie licząc mamy, nie powiedziałbym, że wyszedłem z szafy… przynajmniej dopóki się nie wyprowadziłem – powiedział spokojnie, najwyraźniej nie chcąc ciągnąć tematu ojca, na co zresztą ja też nie miałem najmniejszej ochoty.
– Do Warszawy? – domyśliłem się.
– Do Krakowa – poprawił mnie.
– Mieszkałeś w Krakowie? – zdziwiłem się.
– Studiowałem tam. Urodziłem się niedaleko – odparł. – W Brzesku. 
– Gdzie jest Brzesk? – zapytałem, marszcząc brwi. Rafał przez kilka sekund wpatrywał się we mnie oceniająco.
– Brzesko – skorygował. – Pod Krakowem – poinformował mnie ironicznie. Zaczerwieniłem się, śmiejąc się sam z siebie.
– Okej, okej – mruknąłem z zażenowaniem. – Czyli zanim poszedłeś na studia, nikt nie wiedział, poza twoją mamą? – upewniłem się, a Rafał uniósł brwi.
– To było małe miasteczko w Małopolsce w latach dziewięćdziesiątych, Kacper – poinformował mnie oschle. – Nie najlepsze warunki do wychodzenia z szafy – skwitował, a ja pokiwałem powoli głową, przyglądając mu się nieobecnie. Mogłem się tylko domyślać, że to nie były najlepsze warunki. Nigdy nie pomyślałbym, że przyjechał z małej miejscowości, to tak cholernie do niego nie pasowało. Byłbym gotów przysiąc, że ktoś taki jak on musiał urodzić się w Warszawie i spędzić w niej całe życie. A potem naszło mnie olśnienie, równie silne, co dziwaczne, że Rafał miał -naście lat w latach dziewięćdziesiątych, a dokładniej – zrobiłem w myślach szybką matematykę – miał szesnaście lat i powiedział swojej mamie, że był gejem, w dziewięćdziesiątym czwartym. Ciekawe, w jakim to było miesiącu, czy byłem już na świecie, czy jeszcze nie. To była zabawna myśl. Zapadła chwila ciszy, a ja nie mogłem się zdecydować, czy złapać go za rękę, czy nie, więc zdecydowałem, że pójdę do łazienki, a jak wrócę może będę czuł się zupełnie komfortowo i wtedy już na pewno to zrobię. 
– Zaraz wrócę, okej? – powiedziałem, podnosząc się powoli, a Rafał pokiwał głową. Musiałem po drodze zapytać kelnera o drogę, po czym w końcu zamknąłem się na zamek i odetchnąłem głęboko. Czasami potrzebowałem takiej chwili samotności na przeanalizowanie sytuacji, więc wyszczerzyłem zęby, żeby wyrzucić z siebie wszystkie te szerokie, głupkowate uśmiechy, które przez cały wieczór cisnęły mi się na usta i zostawić tylko te subtelne i zalotne. Nie byłem pijany, ale odrobinę wstawiony, więc usiadłem na zamkniętym sedesie, przez chwilę kontemplując fakt, że byłem na randce z tak wspaniałym okazem faceta, że nadal to do mnie do końca nie docierało i wszystko szło tak zaskakująco dobrze. Po chwili sięgnąłem odruchowo po telefon, żeby sprawdzić, czy nie byłem tu już zbyt długo, ale zorientowałem się, że nie wziąłem go ze sobą. Nie chciałem, żeby Rafał musiał na mnie tyle czekać, więc wstałem i wyszedłem z łazienki.
– Marcel do ciebie dzwonił – poinformował mnie spokojnie, kiedy usiadłem naprzeciwko niego, a ja na moment zastygłem, bo powiedział to takim tonem, jakby doskonale wiedział, kto to był. – Cztery razy, jak cię nie było – dodał, przesuwając mój telefon po stoliku. Zmarszczyłem brwi, sięgając po niego szybko, po czym uniosłem wzrok, bo pomyślałem, że to mogło być niegrzeczne. 
– To mój przyjaciel. Ma lekką deprechę – wyjaśniłem. – Napiszę do niego.
– To może oddzwoń – zasugerował Rafał, przyglądając mi się badawczo. Przez chwilę siedziałem z telefonem w ręce, bijąc się z myślami. 
– Nie – zdecydowałem w końcu, machając bagatelizująco ręką i wchodząc w wiadomości. 
Do: Marcel. Wszystko ok?? – napisałem. Odpowiedź nadeszła po kilku sekundach.
Od: Marcel. Chyba tak
Od: Marcel. Możesz gadać?
Do: Marcel. Nie bardzo – wysłałem, po czym zawahałem się, nie wiedząc, co jeszcze napisać. 
Od: Marcel. To oddzwoń jak będziesz mógł – odpisał, a ja przygryzłem wargę, zastanawiając się, co mu odpowiedzieć, po czym spojrzałem na Rafała, który sam wyciągnął telefon i coś w nim przeglądał, żeby się na mnie nie gapić, ale widziałem, że zerkał znad niego co chwilę z kiepsko ukrywanym zniecierpliwieniem. 
Do: Marcel. Pewnie będę mógł dopiero w nocy – napisałem w końcu. 
Od: Marcel. Czemu? 
Od: Marcel. Co się dzieje? 
Od: Marcel. Co robisz? – dostałem wszystkie te trzy wiadomości jednocześnie i niemal zazgrzytałem zębami, próbując wymyślić jakąkolwiek wymówkę, ale nie przychodziło mi do głowy absolutnie nic przekonującego, bo o ile tylko nie byłem w pracy to chyba nie istniała sytuacja, w której nie mógłbym oddzwonić do niego choćby na dwa słowa. No i teraz jeszcze, o ile nie siedziałem właśnie w restauracji z Rafałem. 
Do: Marcel. Misiek, jestem na randce, więc jeśli to strasznie pilne to zadzwoń, odbiorę. Ale jeśli nie to oddzwonię, jak będę sam, ok? – napisałem w końcu, uznając, że to był przecież Marcel i nie musiałem co prawda zwierzać mu się z absolutnie wszystkiego, co działo się w moim życiu, ale wymyślanie niestworzonych historii i kłamanie odnośnie tego, gdzie byłem to już byłaby przesada. Czekałem nerwowo na odpowiedź, ale kiedy ta przez dłuższą chwilę nie nadeszła, spojrzałem na Rafała, próbując odsunąć od siebie niepokój spowodowany tym, że Marcel nagle zamilkł.
– Przepraszam – powiedziałem szczerze, odkładając telefon ostentacyjnie na stolik. 
– Nie przejmuj się tym – odparł z uśmiechem. Zrobiło mi się naprawdę głupio przez to, że musiał czekać, aż skończę gadać z kolegą i nie chciałem, żeby zrobiło się jakoś dziwnie między nami, więc skupiłem się z powrotem w stu procentach na nim, wyrzucając Marcela z myśli. Nie zastanawiałem się długo, tylko z powrotem złapałem jego rękę, a w zasadzie to złapałem ją w obie swoje. Przez chwilę wpatrywał się w nasze dłonie jakby z zaskoczeniem, tak jak ja poprzednio, po czym uniósł wzrok. – Wszystko dobrze? – zapytał cicho, wskazując ukradkiem na telefon.
– Pewnie – odparłem pogodnie. – Nic mu nie będzie, po prostu trochę się nad sobą użala – dodałem, mając cholerną nadzieję, że to była prawda.
– Czemu się użala? – zapytał z zaciekawieniem. Zacisnąłem wargi, bo z reguły miałem opory przed mówieniem o tym innym ludziom, ale Rafał wydawał się już na tym etapie nie mieć oporów przed dzieleniem się ze mną czymkolwiek, jak na przykład tym, że jego firma została pozwana czy że stracił ojca w młodym wieku, więc czułem, że nie tylko powinienem, ale też z czystym sumieniem mogłem mu to powiedzieć.
– Na ogół wszystkie problemy w jego życiu sprowadzają się do tego, że jego ojcem jest Darek Hofman – powiedziałem z westchnieniem. Rafał zamrugał z zaskoczeniem.
– Auć – skomentował tylko, najwyraźniej doskonale wiedząc, o kim mówiłem, po czym zmarszczył brwi. – To taki drobny blondynek, który wiecznie ratuje planetę? – przypomniał sobie, a ja parsknąłem śmiechem, bo to był perfekcyjny opis Marcela.
– Tak, dokładnie ten – przyznałem z rozbawieniem, po czym zmarszczyłem nos, bo nie miałem za bardzo ochoty o nim rozmawiać, a może raczej nie miałem ochoty rozmawiać o nim z Rafałem. Miałem dziwaczne wrażenie, jakby było w tym coś niewłaściwego.
Nie wiem, czy to była tylko moja wyobraźnia, czy rzeczywiście obaj trochę się spięliśmy. Na szczęście po kilku chwilach atmosfera z powrotem się rozluźniła, kiedy Rafał zobaczył, że mój kieliszek był pusty i zapytał, czy chciałem kolejny, czwarty już. Przygryzłem wargę i nie mogłem się zdecydować, bo nie byłem przecież jeszcze pijany i nie zapowiadało się na to, żebyśmy mieli w najbliższym czasie wyjść, a głupio było siedzieć i nie pić niczego. Z drugiej strony nie chciałem, żeby odniósł wrażenie, że lubiłem pić dużo, nie mówiąc już o tym, jak długo już tu siedzieliśmy, ciągle coś domawiając, przez co rachunek prawdopodobnie przyprawi mnie o zawał serca. To znaczy domyślałem się, że to nie ja będę go płacił, ale nadal nie chciałem, żeby Rafał wydał majątek. Kiedy przez dłuższą chwilę nie był w stanie wycisnąć ze mnie odpowiedzi, znowu zaczął trochę nabijać się z mojego niezdecydowania, machnął na kelnerkę i zamówił wino dla mnie, a dla siebie kolejne piwo, a mi przeszło przez myśl, że cholera, faktycznie pewnie już taniej wyszłaby cała butelka. Rafał na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie, jakby te trzy wypite piwa nie miały na niego żadnego wpływu, ale jak mu się bliżej przyjrzeć to był odrobinę bardziej ożywiony i uśmiechał się też jakby bardziej otwarcie. W ogóle nieco się ośmielił, bo zapytał mnie pozornie neutralnym tonem, czy się najadłem, a ja początkowo nie złapałem aluzji i zacząłem zapewniać go, że tak i że ravioli było pyszne. Chyba uznał, że subtelnością nic nie zdziała, bo oparł się łokciami o blat stolika i wskazał zdecydowanie bardziej dosadnie na miejsce koło siebie, a ja zaśmiałem się głupkowato. Przez chwilę udałem, że się zastanawiałem, po czym rozejrzałem się konspiracyjnie dookoła i zacząłem nucić pod nosem motyw z Mission Impossible, a Rafał zaczął chichotać opętańczo. Wstałem i prześlizgnąłem się dyskretnie na drugą stronę stolika, ale Rafał dalej się śmiał, więc oparłem się obok niego, szerząc zęby. 
– Lepiej – powiedział, uspokajając się i spoglądając na mnie z o wiele bliższej odległości niż dotychczas.
– Prawda? – mruknąłem, uśmiechając się kącikiem ust i nagle czując jakąś taką gwałtowną potrzebę, żeby… żeby go uwieść. Tego właśnie chciałem, chciałem go uwieść. Chciałem, żeby mnie chciał. Przez kilka sekund przypatrywaliśmy się sobie badawczo w ciszy, aż w końcu odważyłem się zrobić pierwszy ruch i zmniejszyłem dzielący nas dystans. Pocałowałem go tak samo delikatnie jak on mnie wczoraj, bo nie byłem pewien, czy istniała jakaś określona kolejność, z jaką robiło się rzeczy na etapie randkowania. Przez to jeszcze nigdy nie przechodziłem, zwykle kiedy już trafiałem na facetów, którymi byłem potencjalnie zainteresowany i okazywało się, że oni byli również zainteresowani mną, wszystko zaczynało się jakoś tak od dupy strony od przelizania się na tyłach klubu i ewentualnie zrobienia sobie pospiesznej laski i na tym się też kończyło. W tym wypadku jednak nie miałem pojęcia, czego oczekiwać, bo Rafał był takim… dżentelmenem. Nie byłem w stanie nawet wyczuć, czy pójdziemy dzisiaj do łóżka, czy nie, bo może w jego świecie zwyczajnie się tak nie robiło. Chyba jednak jeśli istniał jakiś następny etap to już do niego dotarliśmy, bo Rafał natychmiast odwzajemnił pocałunek, a po paru sekundach powściągliwego przyzwyczajania się nawzajem do swoich ust poczułem, jak przybliża się jeszcze bardziej, w pełni przykrywając moje wargi swoimi i muskając je językiem. Nadal był ostrożny, przynajmniej dopóki nie uchyliłem ust, pokazując mu jasno, że jak najbardziej mogliśmy już to robić. Dopiero wtedy tempo przyspieszyło i wydawało mi się, że Rafał w pełni przestał się czaić, bo złapał tył mojej głowy, żeby przytrzymać ją w jednym miejscu, a drugim ramieniem objął mnie w pasie. Nie wiem, jak długo pozwalałem mu po prostu całować się żarliwie, zaciskając palce jednej ręki na jego marynarce, a drugą kompletnie mierzwiąc mu włosy i robiąc z nich kompletny nieład. Rafał nie sprawiał wrażenia, jakby chciał oddać kontrolę, wręcz przeciwnie, wydawało mi się, jakby trzymał ją równie mocno, jak trzymał mnie, wbijając opuszki palców w skórę na moim karku i na moich plecach pod koszulą, którą podciągnął delikatnie do góry. Nie mogłem jednak narzekać na dynamikę, którą narzucał, bo nie było to ani przesadnie subtelne mizianie się językami, ani nie było zbyt szaleńczo, żeby w ruch już wchodziły zęby. Nagle jego dłoń wsunęła się pod moje kolano i uniosła je, po czym przełożył moje udo przez swoją nogę, a jego dłoń na nim została, już nie niewinnie jak poprzedniego wieczoru, tylko kilka milimetrów od mojego krocza. Znowu poczułem tę narastającą przyjemność kumulującą się w jednym punkcie i rozchodzącą po całym moim ciele, a w tym samym momencie jego usta oderwały się od moich i skierowały się w dół, muskając lekko mój policzek i brodę, po czym przeniosły się na moją szyję, a ja odchyliłem głowę, mrucząc przeciągle. Dopiero wtedy odezwała się we mnie myśl, którą przez cały ten czas miałem z tyłu głowy, ale po prostu ją ignorowałem, że nie powinniśmy robić tego tutaj. Że obłapialiśmy się lubieżnie na środku otwartej restauracji i byliśmy na takim etapie obłapiania się, że gdybyśmy tylko nie byli w miejscu publicznym, dawałbym nam jakieś dwadzieścia minut, zanim zaczęlibyśmy się rżnąć. I to dwadzieścia minut tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebowaliśmy jednak szybkiej, niecierpliwej gry wstępnej charakterystycznej dla dwojga ludzi, którzy jeszcze nie znali się na tyle, żeby powiedzieć sobie prosto z mostu: „Chcesz?” – „Tak!”. Gdyby o cokolwiek mnie teraz zapytał, moja odpowiedź brzmiałaby „tak” i chyba czytał mi w myślach, bo odsunął się niechętnie od mojej szyi i mruknął: 
– Chcesz stąd iść?
– Tak – odparłem natychmiast bez cienia wahania. Rafał uśmiechnął się ukradkiem.
– To złap kelnerkę – polecił konspiracyjnym szeptem. Wychyliłem się zza stolika, rozglądając się uważnie za dziewczyną, która nas obsługiwała i przez kilkadziesiąt długich sekund próbując uchwycić jej spojrzenie. W końcu zauważyła, że patrzyłem i skinęła krótko głową. 
– Coś jeszcze dla państwa? – zapytała, podchodząc do nas i nie sprawiając wrażenia ani odrobinę zaskoczonej moją zmianą miejsca. W pierwszym odruchu chciałem się odsunąć, ale z ramieniem Rafała cały czas oplatającym mnie w pasie nie miałem za bardzo jak. Albo tego nie poczuł, albo poczuł, ale i tak nie miał najmniejszego zamiaru mnie puścić, więc pozostałem przyklejony do jego boku, starając się nie wyglądać na zażenowanego. 
– Poprosimy rachunek – odparł zwięźle. Dziewczyna pokiwała obowiązkowo głową.
– Gotówką czy kartą? – zapytała.
– Kartą. I fakturę – dodał. Kiedy kelnerka odeszła, spojrzałem na niego, unosząc brew.
– To w końcu randka czy spotkanie biznesowe? – zapytałem z rozbawieniem. Parsknął śmiechem.
– Nie może być jedno i drugie? – odparł, wzruszając ramionami.
– Wszystkie twoje spotkania biznesowe tak wyglądają? – zapytałem, nadal starając się brzmieć tak, jakbym po prostu się z nim droczył. Miałem nadzieję, że w moim głosie nie dało się wyczuć podejrzliwości. 
– Tylko te w tak doskonałym towarzystwie – odparł Rafał czarująco, po czym pochylił się, żeby mnie pocałować. Wyciągnąłem odruchowo szyję w jego stronę, chociaż nie umknęło mojej uwadze to, że w zasadzie to nie zaprzeczył. Nasze usta ledwo się zetknęły, kiedy Rafał nagle się odsunął, a ja potrzebowałem chwili, żeby zorientować się, że stało się to za sprawą kelnerki, która z powrotem do nas podeszła i znowu poczułem, że zaczynam się wbrew sobie czerwienić. Rafał w końcu wypuścił mnie z uścisku, bo musiał sięgnąć po portfel, więc odsunąłem się nieznacznie i sam otworzyłem torbę. Nie wiedziałem do końca, po co to zrobiłem, ale chyba po to, żeby zasugerować, że ja w zasadzie też mogłem zapłacić, mimo że nie miałem pojęcia, ile za to wszystko wyszło i czy miałem w ogóle tyle na koncie. Rafał jednak kompletnie mnie zignorował i wyciągnął kartę, a dziewczyna podała mu terminal, żeby mógł wpisać pin. Nie udało mi się dostrzec na nim kwoty.
– Potrzebujecie NIP-u? – zapytał nonszalancko. Kelnerka natychmiast pokręciła głową. 
– Nie, panie Rafale, mamy wszystko w bazie, fakturę wyślemy mailem – poinformowała go. Skinął krótko głową, a dziewczyna odeszła.
– To dam chociaż napiwek – zaproponowałem słabo, otwierając portfel, po czym zawahałem się, bo nie miałem pojęcia, jak wysoki powinien być, skoro nie wiedziałem nawet, ile zapłaciliśmy.
– Zostaw – mruknął tylko Rafał, powstrzymując mnie, po czym wstał i zaczął zakładać moją kurtkę, więc wróciłem na swoje miejsce i sięgnąłem po jego płaszcz. Dopiero kiedy byłem już ubrany, wyciągnął dwie stówy i rzucił je niedbale na stolik.
– To nie trochę za dużo? – zapytałem niepewnie, panicznie próbując przekalkulować, ile musielibyśmy zapłacić, żeby wyszedł taki napiwek. 
– To za stolik – wyjaśnił zwięźle Rafał, wzruszając ramionami i ruszając w stronę wyjścia. Pokiwałem bezmyślnie głową, podążając za nim. Okej, to co nieco wyjaśniało, ale nadal… Jezu, nie dziwiłem się, że go tu uwielbiali i zawsze stawali na rzęsach, żeby miał swój stolik.
Wsiedliśmy do taksówki, którą nie miałem pojęcia, kiedy zdążył zamówić. Na początku próbowałem się rozglądać, w jaki rejon Warszawy się kierowaliśmy, ale jak zwykle rozproszyła mnie dłoń Rafała na moim udzie. Dopiero kiedy ruszyliśmy, poczułem się lekko podpity i trochę zakręciło mi się w głowie, więc bez większego namysłu oparłem ją o jego ramię. Chyba mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, bo przesunął się tak, żebym mógł wtulić się w jego szyję i zaczął głaskać leniwie moje udo. Nie byłem już tak wściekle napalony jak w restauracji, ten spokojny, powolny dotyk wprowadzał mnie w stan ciągłego delikatnego podniecenia. Przymknąłem oczy, a mój lekko odurzony umysł zaczął podsuwać mi dziwne myśli. Może to była moja chora wyobraźnia, ale byłem przekonany, że ta kelnerka doskonale wiedziała, że wyszliśmy tak szybko, żeby móc pojechać do niego do domu się bzykać i zacząłem się mimowolnie zastanawiać, jak wiele razy już to widziała. Jak wiele razy Rafał nalegał na swój stolik, bo był jedynym, przy którym mógł bezkarnie obściskiwać się ze swoją najnowszą zdobyczą, żeby później wyjść z nią w pośpiechu. Sam właśnie szedłem się z nim bzykać w zamian za to, że postawił mi wykwintną kolację. Po takiej randce uważałem, że wręcz nie wypadało odmówić spędzenia z kimś nocy, więc cieszyłem się, że chciałem się z nim przespać, bo w przeciwnym wypadku autentycznie głupio byłoby mi powiedzieć „nie”. Chyba dopiero w tamtym momencie w stu procentach dotarło do mnie, że chciałem się z nim przespać i zamierzałem to zrobić. I tym razem już nie w jakiejś nieokreślonej, dalekiej przyszłości, zamierzałem to zrobić dzisiaj. Za chwilę. W przeciągu najbliższej godziny rozłożę nogi przed swoim szefem, byłem tego tak pewien jak własnego imienia. Bardziej niż delikatnym, leniwym dotykiem Rafała byłem chyba podniecony wyobrażaniem sobie tego, co jeszcze mogło wydarzyć się tej nocy. Byłem do tego stopnia obezwładniony perspektywą seksu i alkoholem, że nawet nie myślałem o taksówkarzu i o tym, czy widział nas w lusterku, kiedy przekręciłem nieco głowę i pocałowałem Rafała w szyję. To było chyba najlepsze, że wiedziałem, że mogłem to zrobić, że przynajmniej tej nocy był tylko mój do całowania. Rafał w odpowiedzi jedynie mruknął i przysunął się nieznacznie, a w tym samym momencie samochód się zatrzymał. Nie jechaliśmy długo, nawet nie dziesięć minut, ale i tak kompletnie straciłem orientację i nie miałem nawet pojęcia, w jakiej byliśmy dzielnicy. Rafał rzucił szybkie „dobranoc”, które było jedynym słowem, jakie zamienił z taksówkarzem i poczekał, aż wysiądę, zanim podążył za mną. Znajdowaliśmy się pod samą klatką, Rafał wpisał kod na domofonie, po czym przytrzymał przede mną drzwi. Dopiero na schodach zacząłem się nieznacznie stresować, chyba za sprawą tego, jak długo panowała między nami cisza, więc obróciłem się przez ramię. 
– Które piętro? – zapytałem szeptem, widząc w półmroku tylko zarys jego sylwetki. 
– Czwarte – odparł równie cicho, zmniejszając odległość między nami i obejmując mnie ramieniem w pasie. Zacząłem się z powrotem relaksować. 
– Przynajmniej nie musimy się martwić o twoją kondycję – rzuciłem żartobliwie, a Rafał zmarszczył nos.
– Kolejny przytyk do mojego wieku? – zapytał z urazą. Wyszczerzyłem zęby, kiedy puścił mnie i wyprzedził, jednocześnie wyciągając klucze. Otworzył drzwi, robiąc zapraszający gest, a ja wszedłem nieśmiało do pogrążonego w mroku korytarza. Usłyszałem kliknięcie za plecami i nagle zrobiło się jasno. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Było dosyć ekskluzywne, ale bez przesadnego przepychu, sprawiało raczej wrażenie, jakby jakiś architekt włożył mnóstwo wysiłku w to, żeby uzyskać tak minimalistyczny, a jednocześnie pełen smaku efekt. Korytarz był otwarty na duży salon połączony z kuchnią, za którym znajdował się taras. Po lewej były dwie pary zamkniętych drzwi i kręcone schody prowadzące na antresolę na poddaszu. Odwróciłem się do Rafała, który właśnie zamknął mieszkanie na górny zamek, ale nagle poczułem, jak coś ociera się o moją nogę. Spojrzałem w dół i zamrugałem. 
– Masz kota – zauważyłem niezbyt odkrywczo, wpatrując się w spłaszczony pyszczek wielkiego, białego persa, który w odpowiedzi zaczął gapić się na mnie w sposób, który wskazywał na to, że zdecydowanie nie pochwalał mojej obecności. 
– Quentin, zmykaj – mruknął Rafał, a ja parsknąłem śmiechem. 
– Masz kota, który nazywa się Quentin – powtórzyłem, tym razem z rozbawieniem. Rafał uniósł jedynie pytająco brew, ale zignorowałem go i ukucnąłem. – No cześć – powiedziałem, wyciągając ostrożnie rękę. Quentin na początku przyglądał jej się nieufnie i minęła długa chwila, zanim pozwolił mi się łaskawie pogłaskać. Wyprężył się ochoczo w moim kierunku, cały czas wyglądając jednak na odrobinę urażonego, przez co podejrzewałem, że miał po prostu taką twarz i zawsze tak wyglądał. Poczułem, jak kąciki moich ust rozciągają się, bo nie dało się nie uśmiechnąć, dotykając czegoś tak puchatego. – Fan Tarantino? – zapytałem domyślnie, prostując się i zdejmując buty. Rafał, który wszedł właśnie do salonu i rzucił klucze, telefon i portfel na stolik, spojrzał na mnie przez ramię.
– Byłem, kiedy dzieciak mojego brata się nim znudził – odparł. Zmarszczyłem brwi.
– To trochę słabe – skomentowałem bez zastanowienia, bo oddawanie zwierząt wyłącznie dlatego, że się nimi znudziło nie było czymś godnym pochwały.
– Nie no, jestem niesprawiedliwy – przyznał niechętnie Rafał. – Okazało się, że drugi dzieciak ma alergię – wyjaśnił, wzruszając obojętnie ramionami. – Napijesz się czegoś? – zapytał, zmieniając temat.
– Chcesz mnie upić jeszcze bardziej? – zapytałem ze śmiechem, wchodząc za nim do salonu.
– A muszę? – spytał, unosząc znacząco brew.
– W ogóle nie musiałeś – odparłem konspiracyjnie, podchodząc bliżej i stając centralnie przed nim, a jego dłonie chyba odruchowo uniosły się na moje biodra. Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się do siebie, muskając czubkiem nosa jego policzek. Poczułem, jak palce na moich biodrach nieznacznie się zaciskają, a głowa Rafała obraca, wyraźnie szukając ustami moich ust. W momencie, w którym nasze wargi się zetknęły, odsunąłem się gwałtownie i spojrzałem w dół.
– Quentin, spadaj – prychnął Rafał, przewracając oczami, a ja parsknąłem śmiechem, patrząc, jak kot znowu ociera się o moją łydkę, próbując zwrócić na siebie uwagę, po czym spogląda na mnie tymi wielkimi, błagalnymi, niebieskimi ślepiami, które sprawiły, że przez chwilę prawie miałem ochotę zasugerować, że może jednak odłóżmy seks i po prostu posiedźmy tutaj i pozbawmy się z kotem. Ale nie, na dziś były zupełnie inne plany. Obserwowałem, jak Rafał pochyla się i podnosi go na ręce, najwyraźniej nie przejmując się tym, że cała jego marynarka będzie pokryta białą sierścią. Rzucił mi przepraszające spojrzenie, chociaż wcale nie musiał, bo Quentin był tak imponujących rozmiarów, że nawet w ramionach tak postawnego faceta jak on wyglądał niemal groteskowo. Rafał wyminął mnie, a ja usłyszałem jeszcze, jak szepnął: – Uwierz mi, ja w tym momencie bardziej potrzebuję miłości niż ty. 
Zaśmiałem się pod nosem, a Rafał wrócił po chwili, tym razem już bez kota. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa, po czym podszedł do mnie powoli i położył dłonie na moich policzkach, a ja poczułem, że nie miałem już kompletnie cierpliwości do kurtuazyjnego odkładania tego w czasie, więc przysunąłem się bez ostrzeżenia i przycisnąłem gwałtownie usta do jego ust, aż prawie się zachwiał i złapał mnie w pasie, żebyśmy obaj nie stracili równowagi. Zaczęliśmy całować się gorączkowo i tym razem już bez cienia oporu, bo za ścianami jego mieszkania nie musieliśmy już myśleć o niczym innym, nie było podchodzącej co chwilę kelnerki ani ludzi za drzwiami, którzy mogliby nas przyłapać, byliśmy tylko my i cała noc przed nami. Zrobiło się nieco chaotycznie, kiedy zsunąłem mu z ramion marynarkę, a on popchnął mnie na ścianę, pospiesznie rozpinając guziki mojej koszuli. Przez chwilę pozbywaliśmy się niezdarnie górnej odzieży, Rafał nawet zdołał mnie rozebrać, nie odrywając ani na moment ust od mojej szyi i cały czas przyciskając mnie do ściany, co było nie lada osiągnięciem. Zdałem sobie sprawę z tego, że wydawałem coraz więcej odgłosów, głównie cichych, wysokich jęków i Rafał też dyszał już znacznie głośniej i bardziej chrapliwie, kiedy wypychał biodra, ocierając się o jakikolwiek fragment mnie. 
– Boże, jak ty mnie kręcisz – wyszeptał nagle, pochylając się nade mną i całując moje ramię, obojczyki i wszystko, na co natrafiły jego usta. – Wszędzie masz te piegi? – zapytał nagle z rozkojarzeniem, a ja parsknąłem nieco pozbawionym tchu śmiechem. 
– Możesz sprawdzić – odparłem kokieteryjnie, a Rafał zgodnie z poleceniem zabrał się z determinacją za sprawdzenie, czy wszędzie miałem piegi. Jego usta przeniosły się na moją klatkę piersiową i jakoś tak wyszło, że on sięgnął do mojego rozporka dokładnie w momencie, kiedy ja uznałem, że to był już najwyższy czas, żeby pozbyć się reszty ubrań, więc nasze ręce trochę się zaplątały i obaj parsknęliśmy zduszonym śmiechem. Zdołał zsunąć mi spodnie gdzieś do połowy ud, bo dalej to byłaby już zbyt skomplikowana gimnastyka, a w tym momencie ważne było tylko, żeby jeszcze trochę się o siebie poocierać nawet przez ubrania i wymienić więcej śliny. To było cudowne uczucie, nie myślałem w ogóle o tym, że on był moim szefem, a ja byłem jego pracownikiem. Nie, on był Rafałem, przypadkowym ideałem spotkanym na Grindrze, a ja byłem Kacprem i chciałem być po prostu bliżej niego. Nie byłem w stanie skupić się na niczym poza jego językiem eksplorującym wnętrze moich ust i jego dłońmi wsuwającymi się pod materiał moich bokserek i zaciskającymi się na moich pośladkach. Rafał oderwał się ode mnie, wciągając gwałtownie powietrze.
– Chcę cię – wydyszał mi prosto do ucha. Poczułem, jak przechodzi przeze mnie przyjemny dreszcz. – Możesz być na górze później, ale teraz muszę cię mieć – dodał bez ogródek. Przełknąłem ciężko ślinę, czując, jak zasycha mi w ustach. Co się odpowiadało na coś takiego? 
– Okej – wyszeptałem pierwsze słowo, jakie przyszło mi do głowy, bo na tym etapie na pewno nie zamierzałem mu czegokolwiek odmówić. Rafał chyba w przeciwieństwie do mnie doskonale wiedział, co robił i jak chciał to zrobić, bo jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej na moich pośladkach i zaczął powoli ciągnąć mnie w stronę schodów, ale ja w pewnym momencie się ocknąłem, bo nieważne, jak bardzo miałem ochotę po prostu przemilczeć ten fakt, on chyba jednak potrzebował tej informacji. – Rafał – mruknąłem, zatrzymując się niechętnie i odsuwając się, żeby móc na niego spojrzeć, więc on też znieruchomiał, patrząc na mnie pytająco. – Nigdy tego nie robiłem – wypaliłem, a Rafał przez kilka długich sekund patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym co najmniej spadł z księżyca.
– Co? – wyrwało mu się z niedowierzaniem. Zaczynało mi się robić autentycznie głupio pod naciskiem tego spojrzenia i w odpowiedzi wzruszyłem przepraszająco ramionami. Rafał kilkukrotnie otworzył i zamknął usta, jakby naprawdę nie wiedział, jak to skomentować. – Jak to? – zapytał w końcu równie bezsensownie i tym razem to ja miałem problem z wymyśleniem odpowiedzi, więc jedynie spojrzałem na niego bezradnie, a on wypuścił ze świstem powietrze. Obserwowałem z niepokojem, jak unosi rękę i przeczesuje nerwowo włosy. Najwyraźniej o erotycznej atmosferze mogliśmy już zapomnieć. – Ale to… nie chcesz? – zapytał niepewnie.
– Nie no, pewnie, że chcę – wymamrotałem bez przekonania, bo jeszcze przed chwilą bardzo chciałem, ale teraz on patrzył na mnie tak, jakbym urwał się z choinki i wcale nie wyglądał na podekscytowanego, wyglądał sceptycznie, a ja poczułem nadciągającą falę wstydu i wielu innych negatywnych emocji, których jeszcze nie byłem w stanie nazwać ani uporządkować, bo dotarło do mnie, że mogło wcale nie być żadnego seksu. Co więcej, za parę minut mogłem stąd po prostu wyjść i tyle z tego będzie.
– No… no nie wiem – mruknął Rafał, przez chwilę wyglądając na naprawdę zakłopotanego, jakby to kompletnie popsuło mu koncepcję. – To… spore utrudnienie – wyjaśnił słabo. Zmrużyłem oczy, zaczynając być poirytowany. 
– Utrudnienie? – powtórzyłem z niedowierzaniem. – Dobrze rozumiem, że nie chcesz uprawiać ze mną seksu, bo to za dużo zachodu? – upewniłem się, czując, jak podskakuje mi ciśnienie. Gdyby w moich żyłach nie krążył alkohol, byłbym prawdopodobnie bardziej zaniepokojony faktem, że byłem w sytuacji potencjalnego konfliktu z obcym facetem, półnagi, w środku nocy i w jego mieszkaniu, które nawet nie wiedziałem, gdzie się znajdowało, nie mówiąc już o tym, że tym facetem był mój szef, którego opieprzałem właśnie za to, że nie był przekonany do idei uprawiania ze mną seksu i chyba tylko ten alkohol kazał mi kontynuować: – Bo jeśli to jest tak, że chcesz bzyknąć kogokolwiek, a nie konkretnie mnie, niezależnie od tego, jak bardzo jest ci to nie na rękę, to przepraszam, ale obawiam się, że nic z tego nie będzie – dodałem dobitnie, mając świadomość tego, że ta reakcja była pewnie nieco przesadzona, ale po prostu wszystkie wątpliwości i podejrzenia wobec Rafała, które gromadziły się we mnie przez cały ten wieczór przez to, że on był po prostu zbyt dobry, żeby był prawdziwy, skumulowały się właśnie w tym momencie. Głupia, pijana i bardzo urażona część mnie poważnie zastanawiała się, czy powinienem odwrócić się ostentacyjnie i wyjść, czy to byłoby już zbyt dramatyczne. W końcu postanowiłem pozostać w miejscu, bo najpierw musiałbym znaleźć swoją koszulę, a to pozbawiłoby całą tę szopkę efektowności. No i odrobinę dlatego, że po moich słowach na twarzy Rafała pojawiło się coś do złudzenia przypominającego panikę.
– Co? Nie, oczywiście, że nie o to mi chodzi – zaperzył się, robiąc krok do przodu i łapiąc mnie uspokajająco za ramię. 
– A o co? – prychnąłem, przyglądając mu się nieufnie i na wszelki wypadek nadal brzmiąc opryskliwie. Rafał otworzył usta, po czym zamknął je, przez chwilę wyraźnie nie wiedząc, co odpowiedzieć. 
– Po prostu na ogół staram się unikać… – zaczął, po czym najwyraźniej zmienił zdanie. – Zresztą nieważne. – Przygryzł nerwowo wargę, a ja obserwowałem bacznie, jak unosi powoli dłoń, żeby objąć nią mój policzek. – Zależy mi na tobie – wyznał znienacka, a ja tak bardzo nie spodziewałem się usłyszeć czegokolwiek w tym stylu, że aż uniosłem z zaskoczeniem wzrok. – I nie wiem za bardzo, co o tym myśleć – dodał prosto z mostu, a ja poczułem, jak kąciki moich ust rozciągają się i z powrotem spuściłem wzrok, żeby ukryć zarówno ten uśmiech, jak i ulgę, która mnie wypełniła, bo przez chwilę naprawdę myślałem, że tylko o to mu chodziło. Że stawiał fajną kolację w eleganckiej restauracji, żeby móc potem zaliczyć i to było tyle, ale jeśli musiał męczyć się z kolesiem, który nawet nie wiedział, co robił, to gra była niewarta świeczki. Chociaż czy to przypadkiem nie powinno być odwrotnie, czy zaliczenie prawiczka nie dawało dwa razy więcej punktów? Naprawdę nie byłem w stanie domyślić się, o co mogło mu chodzić, ale chyba nieświadomie wymusiłem na nim przyznanie, że nie chodziło mu o niezobowiązujący seks, a to póki co mi wystarczyło. Poczułem, jak Rafał łapie mnie za podbródek i unosi go. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, on wyglądał, jakby usilnie próbował mnie rozgryźć, a ja próbowałem rozgryźć jego i dopiero wtedy dotarło do mnie, że tak naprawdę się nie znaliśmy. Nie wiedzieliśmy o sobie praktycznie niczego.
– Ja w tym momencie nie wiem za bardzo, co myśleć o tobie – odparłem szeptem, unosząc brew. Rafał parsknął słabym, zażenowanym śmiechem. 
– Wiem… – zaczął, ale natychmiast mu przerwałem:
– Nie, masz tam na dole tatuaż z cytatem z „Czarnoksiężnika z krainy Oz” – wyjaśniłem, wskazując na jego żebra, z jednej strony żeby rozładować trochę atmosferę, a z drugiej dlatego, że naprawdę mnie to zaintrygowało. Rafał tym razem zaśmiał się głośniej, a ja jedynie wpatrywałem się z uśmiechem w zgrabny napis „Pay no attention to that man behind the curtain”. Zacząłem mimowolnie zastanawiać się, jaki był tego przekaz i czy to przypadkiem on nie był „człowiekiem za kurtyną”, po czym przypomniałem sobie film. Czarnoksiężnik, którego tyczyło się to zdanie i którego cała kraina czciła jako wspaniałego i wszechmogącego, okazywał się tylko zwykłym, śmiesznym, małym facetem, a stworzony przez niego świat iluzją. Zmarszczyłem z zaciekawieniem nos, a Rafał uśmiechnął się ukradkiem. 
– Nawet nie wiesz, jak mi imponuje twoja znajomość klasyki – szepnął mi do ucha i chyba wyczuł, że udało mu się mnie nieco ugłaskać, bo dodał miękko: – Oczywiście, że chcę ciebie, a nie kogokolwiek. Chodź na górę – poprosił, a ja przymknąłem oczy i pokiwałem powoli głową, uśmiechając się do siebie mimo absurdalności i nerwowości całej tej rozmowy. W końcu nadal miałem perspektywę na seks i to na dodatek wiedząc, że nie byłem dla Rafała jakimś tam pierwszym lepszym. Więc chyba w pewnym sensie wygrałem. 

7 komentarzy:

  1. Warto było czekać tydzień. UHH rozdział hot cały czas napięcie Rafał jest taki bezkompromisowy w niektórych aspektach. Jego reakcja na wynanie K troche mnie zbiła z topu bo pomyślałam na początku to samo co Kacper ale Rafał był totalnie zdziwiony i te trudności odnosiły się badziej do samego aktu niż ogólnie, mam nadzieje że R nie kłamał z tym wyznaniem nie wygląda na takiego ale nie wiem pewnie wyjdzie jeszcze z niego bezwzględny mały chujek ;p musi być troche dramy. Dzięki sliczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, dlaczego mam wrażenie, że to dobrze się nie skończy?

    OdpowiedzUsuń
  3. A moze Rafał lubi sado maso? Kurcze jestem ciekawa jak sie to potoczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie skojarzyło mi się z 50 twarzy Greja:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahah!
      Skojarzenie całkowicie niezamierzone, ale właśnie sama sobie je uświadomiłam i śmieję się od kilku minut. Hm... no kto wie? ;)

      Usuń
  5. O rany...rozdział mega gorący. Na początku podzielałam obawy Kacpra odnośnie intencji/stosunku Rafała do głównego bohatera. Dobrze że są ze sobą szczerzy i ujmują mnie tą swoją niezręcznością, są przeuroczy. Jestem też ciekawa po co dzwonił Marcel i to jeszcze w takim momencie(!). Ciekawe czy będzie jakiś wątek MarcelxKacper, to byłoby ciekawe.
    Jak zwykle nie mogę się doczekać kontynuacji.

    Pzdr, życzę weny i takie tam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, o tak drobny blondynek ratujący planetę naprawę wspaniały opis Marcela, haja Rafał sterryzował kelnerkę bo jego stolik był zajęty... miło i przyjemnie no i to wyznanie Rafała, też miałam podobne obawy co Kacper...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń