poniedziałek, 24 września 2018

ROZDZIAŁ I

Drugie oblicze







Nikt nie powiedział słowa. Paradoksalnie to wywoływało we mnie jeszcze większą paranoję, bo miałem wrażenie, jakby z każdą sekundą w powietrzu kotłowało się coraz więcej napięcia. To napięcie musiało w pewnym momencie eksplodować, a ja nie miałem pojęcia, kiedy ten moment nastąpi. Siedziałem jak na szpilkach, tylko czekając, aż ktoś coś powie, ale najdrastyczniejszą rzeczą, jaka się wydarzyła, było wylewne powitanie pani prezes. Doris sprawiała przesympatyczne pierwsze wrażenie i widać było, że pracownicy ją uwielbiali. Uścisnęła chyba każdego po kolei poza mną, bo starałem się trzymać z tyłu. Nie wiem, czy byłbym w stanie spojrzeć jej w oczy.
Rafał swoim starym zwyczajem kompletnie ignorował moje istnienie i byłem mu za to wdzięczny. Miałem wręcz wrażenie, że jeśli będę udawał, że oni wszyscy tak naprawdę o nas nie wiedzieli, to jakoś magicznie stanie się to prawdą. Pojawienie się Doris odwróciło ode mnie nieco uwagę i znowu poczułem się prawie jak pierwszy lepszy pracownik. Może była na to jeszcze szansa, o ile tylko będę się trzymał w cieniu. Może…
– Wracam do pracy – mruknąłem Gabi na ucho, kiedy zgromadzenie zaczęło się powoli rozstępować, przypominając sobie o swoich obowiązkach. Chciałem wyjść przed wszystkimi, żeby nie zostać w pustej recepcji jedynie z Rafałem i z Doris. Chciałem z nim porozmawiać, ale na pewno nie przy świadkach.
– Kacper… – zaczęła Gabi z wahaniem, po czym urwała, chyba nie mając pojęcia, co jeszcze mogła powiedzieć.
– Wyjdziemy na papierosa jakoś w ciągu dnia, okej? – rzuciłem, nie mając serca kompletnie jej zbyć, ale nie czując się obecnie na siłach na tę rozmowę. Tak naprawdę jej reakcja nadal była dla mnie dość zagadkowa. Nie wiedziałem, czy była zła, czy nie. Nie wyglądała na złą, ale podejrzewałem, że nadal była w szoku. Reakcja właściwa nastąpi dopiero gdy opadną z niej emocje.
Schowałem się z powrotem w studio, zastanawiając się, czy mógłbym zostać w nim na zawsze. Studio było bezpieczne, było jak mój drugi dom. To był mój teren, a nikt nie mógł mi nic zrobić na moim terenie. Przynajmniej tak sobie wmawiałem.
Prowadzenie castingu w tych okolicznościach było męczarnią. Dobrze, że nie był nadmiernie wymagający, ale i tak trzęsły mi się ręce i miałem wrażenie, jakbym pocił się bardziej niż zwykle. W pomieszczeniu razem z nami obecny był producent tego arcydzieła, do którego szukaliśmy obsady, przez co Marcin nie mógł zamęczać mnie swoimi nieudolnymi próbami pocieszania, raz na jakiś czas zerkał na mnie jedynie z niepokojem, chyba dostrzegając moje otumanienie. Do producenta najwyraźniej nie dotarły najnowsze wieści albo go one nie interesowały, chociaż wątpiłem, żeby w całej tej branży znalazła się chociaż jedna osoba, która przynajmniej nie nadstawiłaby z zaciekawieniem uszu, kiedy padało nazwisko Rafała.
Minęła prawie godzina, zanim do niego napisałem. Wysłałem sms-a o treści „Wiesz już?” i przez kilkanaście minut wpatrywałem się w napięciu w telefon, ledwo zerkając w kadr. Nie odpisał. Nie odpisał aż do przerwy na lunch, która nadeszła o wiele szybciej niż bym sobie tego życzył. Producent szybko się ulotnił. Marcin początkowo próbował do mnie zagadywać, ale równie dobrze mógłby mówić do ściany, więc w końcu westchnął i oświadczył, że idzie coś zjeść. Nie zatrzymywałem go, a on nie namawiał mnie, żebym poszedł z nim. Usiadłem na krześle za jego biurkiem, odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy. Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, ale na zdrowy rozsądek wiedziałem, że nie mogłem zostać tu na zawsze. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim usłyszałem ciche pukanie. Wyprostowałem się raptownie.
– Można? – dobiegł mnie damski głos. Wstałem odruchowo, obserwując ostrożnie, jak pani prezes zamyka za sobą drzwi. W jej uśmiechu było coś pokrzepiającego, kiedy do mnie podeszła. – Nie poznaliśmy się jeszcze oficjalnie. Doris – przedstawiła się, wyciągając rękę. Dopiero teraz wyczułem, że w jej sposobie mówienia była jakaś irytująca maniera, a jej głos był zbyt cukierkowy. Miała długie za ramiona włosy w kolorze ciemnego blondu, nieco podłużną twarz i duże oczy. Można było ją określić jako całkiem ładną, chociaż z jakiegoś powodu przypominała mi spaniela. Ubrana była po prezesowsku, w garsonkę, szpilki i granatową spódnicę za kolano.
– Kacper – odparłem, starając się brzmieć pewnie i odwzajemniając uścisk dłoni. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Wiem. Dużo o tobie słyszałam – oświadczyła. Nie byłem pewien, jak powinienem interpretować jej ton, ale potrafiłem sobie wyobrazić, co mogła słyszeć. Byłem spięty do granic możliwości, ale na szczęście coś postanowiło przejąć kontrolę nad moim ciałem.
– Na pewno same kłamstwa – zażartowały moje usta, uśmiechając się niezobowiązująco. Uniosła wyzywająco brew, a ja zakląłem w duchu. Może to faktycznie nie był najodpowiedniejszy komentarz. – No, może nie same – poprawiłem się bez skruchy. Pokiwała głową, przyglądając mi się uważnie.
– Myślę, że wręcz odwrotnie, że w większości to, co słyszałam, było prawdą – nie zgodziła się, po czym dodała, zanim zdążyłem odpowiedzieć: – Każdy, kto z tobą pracował, wypowiada się o tobie w samych superlatywach. Zostałam poinformowana, że jesteś jednym z najlepszych operatorów, jakich mieliśmy. Że już teraz jesteś zbyt dobry, żeby kręcić przesłuchania i powinieneś dawno pracować przy filmach – powiedziała, brzmiąc, jakby stwierdzała fakt. Zamrugałem z zaskoczeniem, bo kompletnie nie tego się spodziewałem. Kto jej to powiedział? Bo przecież nie Rafał. W obecnych okolicznościach nie mógłby zachować się bardziej stronniczo.
– Robię, co mogę – odparłem skromnie. – Miło być docenionym – dodałem. Parsknęła tak cichym śmiechem, że ledwo go wyłapałem. Nie brzmiał zbyt wesoło.
– Tak, wygląda na to, że na wszystkich zrobiłeś duże wrażenie. Z moim wspólnikiem na czele – powiedziała wprost. No i doczekałem się. Przez chwilę zastanawiałem się, jak zareagować na to otwarte wyzwanie. Nie zdążyłem niczego wymyślić. – Możemy rozmawiać wprost? – zapytała konkretnie. Pokiwałem głową, starając się nie przełykać śliny w zbyt ostentacyjny sposób. Czyli nie będziemy kręcić się wokół tematu. – Co zamierzasz teraz zrobić?
– Co zamierzam…? – powtórzyłem idiotycznie, po czym urwałem, nie do końca wiedząc, co miała na myśli. – W związku z czym?
– W związku z tym, że od wczoraj głównym tematem w tej firmie jest to, że stosunek Rafała do ciebie jest mocno niestosowny i nie ma nic wspólnego z profesjonalną relacją pomiędzy pracodawcą a pracownikiem – powiedziała prosto z mostu. – Tyle że to jest tylko gdybanie, nikt nie ma żadnych dowodów. Jedynie podejrzewają, że ze sobą sypiacie, bo ludzie uwielbiają podejrzewać. Ja natomiast wiem, że tak jest i teraz pojawia się pytanie, co z tym zrobimy – dodała spokojnie. Przez chwilę wpatrywałem się w nią z niezdecydowaniem, zastanawiając się, jak to rozegrać.
– Co pani proponuje? – zapytałem w końcu sztywno, chcąc nieco bardziej wybadać grunt. Póki co brzmiała rzeczowo i nadal przyjaźnie, ale nie wiedziałem, jak długo to potrwa, a i tak nie było mowy, żebym podjął jakąkolwiek decyzję co do dalszych działań przed porozmawianiem z Rafałem. I zrobiłbym to już dawno, gdyby mi, kurwa, odpisał.
– Doris – poprawiła mnie natychmiast, uśmiechając się serdecznie. Od razu zrozumiałem, że o ile Rafał miał gdzieś to, jak pracownicy się do niego zwracali, o tyle ona próbowała utrzymać przyjacielskie stosunki z każdym. – Jedynym rozsądnym rozwiązaniem w tym momencie, Kacper, jest zduszenie tego w zarodku – oznajmiła, poważniejąc. Nagle zaczęła brzmieć całkowicie fachowo i w stu procentach jak szefowa.
– To w ogóle możliwe? – zapytałem sceptycznie. Do tej pory nie brałem nawet pod uwagę, że mogliśmy jeszcze jakoś się z tego wszystkiego wyłgać. Przez chwilę jak ostatni naiwniak dałem się nabrać na tę wizję.
– Oczywiście, że tak – zapewniła mnie łagodnie. – Jeśli nie będą mieli na czym żerować, szybko im się znudzi. Wystarczy, że zachowamy spokój i nie damy się podpuścić. Czyli zgadzamy się, że trzeba jak najszybciej wyciszyć tę sprawę? – upewniła się. Zacisnąłem wargi.
– Muszę najpierw porozmawiać z Rafałem – mruknąłem nieśmiało, nie chcąc na tym etapie otwarcie jej się sprzeciwiać, ale jeszcze bardziej nie chcąc się deklarować.
– Rafał wyszedł – poinformowała mnie. – Trochę się… zdenerwował – dodała, a ja natychmiast wyczułem, że to było spore niedomówienie. Zmarszczyłem czoło z niepokojem, ona jednak nie wydawała się zbyt zmartwiona ani nawet nie brzmiała oskarżycielsko. Brzmiała na zniecierpliwioną i lekko poirytowaną. – Widzisz, on jest dosyć… wrażliwy – powiedziała, ostrożnie dobierając słowa. Uniosłem ledwo dostrzegalnie brwi.
Wrażliwy? – powtórzyłem sceptycznie. Rafał?
– I uparty – przyznała lekko. – Ale gwarantuję ci, że dla niego to też będzie najlepsze wyjście. Jeszcze większe roztrąbienie tej… sytuacji… nikomu nie wyjdzie na dobre, a zwłaszcza wam dwóm. Chcę po prostu dla wszystkich jak najlepiej – dodała troskliwie. Wiedziałem z doświadczenia, że kiedy chciało się zrobić dobrze wszystkim, w efekcie na ogół nie wychodziło dobrze dla nikogo, ale przezornie milczałem. – No chyba, że to tobie zależy na większej ilości rozgłosu? – zapytała podstępnie.
– Zdecydowanie nie zależy mi na rozgłosie – odparłem bez zastanowienia, zatrwożony samą myślą.
– Świetnie, czyli się zgadzamy – powiedziała z naciskiem, chyba uparcie chcąc to ustalić. – Pozwól, że ja się zajmę ostudzeniem tych plotek. Ty nie musisz robić niczego poza ograniczeniem swojego kontaktu z Rafałem do minimum, zawodowo czy prywatnie. Po prostu pracuj sobie dalej i traktuj go, jakby nie istniał. Rozwiążemy to – zapewniła mnie uspokajająco.
– Zaraz, co? – zapytałem niegrzecznie, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Przez chwilę zastanawiałem się, czy się nie przesłyszałem, ale nie, dokładnie to powiedziała. – Nie zamierzam przestać się z nim spotykać – podkreśliłem natychmiast. Westchnęła.
– Kacper… – zaczęła cierpliwie, brzmiąc, jakbym z nas dwojga to ja zachowywał się nierozsądnie.
– Przepraszam, ale to nawet nie wchodzi w grę – wszedłem jej w słowo, żeby nie było żadnych wątpliwości. – I on powie to samo – dodałem, mając cholerną nadzieję, że to stwierdzenie nie było z mojej strony nieco na wyrost. Naprawdę wierzyłem, że powiedziałby to samo, a nawet jeśli nie to… nie chciałem rozmawiać o tym z nią. Gdyby to on zasugerował mi, że może najlepiej będzie, jak przestaniemy się spotykać na jakiś czas, na przykład dopóki nie zmienię pracy… to wziąłbym to pod uwagę. A potem zmieniłbym pracę, bo nie miałem najmniejszego zamiaru nie być z nim dłużej niż to konieczne. Ale potrzebowałem przedyskutować to z nim.
– Naprawdę? – zapytała, unosząc wyzywająco brew. – Tak jak mówiłam, Rafał jest uparty, ale nie jest przy tym nierozsądny. Dla niego… dla nas obojga właściwie reputacja jest wszystkim, co mamy. A nasza reputacja jest jednocześnie reputacją tej firmy. Możesz się więc domyślać, że nie traktujemy tego lekko – dodała dobitnie. Przygryzłem z namysłem wargę. Szarganie reputacji Rafała było ostatnią rzeczą, jaką chciałem zrobić, zresztą swojej również, ale… to nie zmieniało faktu, że musiałem wiedzieć, co on myślał na ten temat. Chyba zauważyła, że nadal nie byłem do końca przekonany, bo westchnęła cicho. – W porządku. Ile? – dodała prosto z mostu, najwyraźniej całkowicie opacznie interpretując moje wahanie. Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami.
– Słucham? – zapytałem zbulwersowany. Czy ona właśnie zasugerowała to, co myślałem, że zasugerowała? Uśmiechnęła się nieco pobłażliwie, zupełnie jakby była przyzwyczajona do takich reakcji i kompletnie nie robiły one na niej wrażenia.
– Skąd to święte oburzenie? – zapytała spokojnie. – Po prostu nie chcę, żebyś czuł się w jakimś sensie stratny. Potraktuj to jak odszkodowanie. Możemy zrobić z tego podwyżkę, jeśli będziesz się z tym lepiej czuł. Nikt nie musi wiedzieć – powiedziała tak lekkim tonem, jakby naprawdę nie dostrzegała w swojej propozycji niczego niewłaściwego. Przełknąłem ślinę, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. To było najzwyklejsze w świecie przekupstwo. – To nie jest trudne pytanie, Kacper. Ile? W zamian za twoje… nierobienie trudności – wyjaśniła zdawkowo.
– Chyba pani żartuje – wyrwało mi się. Z wrażenia aż zapomniałem, że mieliśmy być na „ty”. Uniosła brwi z udawanym zaskoczeniem.
– Nie, nie żartuję – odparła śmiertelnie poważnie, żeby to podkreślić. – Daj spokój, to naprawdę nie jest nierozsądna oferta. Zachowujesz dobre imię, plotki przemijają, za chwilę nikt już o tym nie pamięta, a ty przez jakiś czas nie musisz martwić się o pieniądze. Na moje oko to ty wygrywasz w tym wszystkim najwięcej – powiedziała spokojnie, brzmiąc, jakby naprawdę w to wierzyła. Przygryzłem wargę, rozmyślając intensywnie. Okej, może przez ułamek sekundy przeszło mi przez myśl, co by było, gdybym po prostu zgarnął kasę i żył sobie po cichu dalej. Teoretycznie mógłbym, po prostu już nigdy nie byłbym w stanie spojrzeć Rafałowi w oczy. Ani nikomu innemu, łącznie z samym sobą, więc w lustro też nie. Obejrzałem się odruchowo przez ramię, spoglądając w górę. – Spokojnie, kamera jest wyłączona – poinformowała mnie Doris, natychmiast domyślając się, o co mi chodziło. Kiedy z powrotem na nią spojrzałem, miała na ustach ledwo dostrzegalny cień tryumfalnego uśmiechu. Nie wiem dlaczego, ale to on najbardziej mnie zirytował.
– Przykro mi, ale nie biorę łapówek – oświadczyłem, starając się brzmieć nieugięcie. – A wartość Rafała nie przekłada się na złotówki – dodałem cierpkim tonem. Uśmiech spełzł z jej twarzy w ułamku sekundy.
– Jesteś pewien? – zapytała. – Bo wiesz, są inne firmy, w których możesz rozwijać swoje talenty i zdobyć imponujące doświadczenie. Kto wie, może nawet znalazłby się w nich równie przychylny szef? – zasugerowała, a w jej głosie po raz pierwszy od początku tej rozmowy dało się wyczuć złośliwość. Znowu poczułem się mimowolnie zszokowany. Czy ta kobieta właśnie nie tylko oświadczyła, że według niej sypiałbym z każdym przełożonym, ale próbowała też zagrozić mi zwolnieniem? Czy to ja czegoś nie rozumiałem, czy to był najzwyklejszy w świecie szantaż? Starałem się wmówić sobie, że ona nie miała nade mną żadnej władzy. Jasne, była moją szefową, ale to nie było tak, że mogła, jak gdyby nigdy nic, wyrzucić mnie z pracy. Przecież to miejsce musiało mieć jakieś zasady, prawda? Poza tym był jeszcze Rafał, który nigdy by na coś takiego nie pozwolił. Na myśl o nim poczułem nagły przypływ wściekłości, która całkowicie przyćmiła wszelkie obawy i zmrużyłem gniewnie oczy. O nie, nie będzie mnie tu głupia pinda szantażować. Jeśli odejdę z tej firmy to tylko na własnych warunkach, z Rafałem po swojej stronie i pokazując jej fuck you.
– Dziękuję za tę jakże hojną propozycję, ale niestety nie skorzystam – powiedziałem przesadnie sztywnym, prześmiewczym tonem. – Czy mogę już iść? Chciałbym kiedyś coś zjeść – dodałem grzecznie.
– Oczywiście, przepraszam, nie chciałam zabierać ci przerwy – żachnęła się, choć mojej uwadze nie umknęło to, że jej wargi nieco się zacisnęły. Nie powiedziałem już nic więcej, tylko wyminąłem ją obojętnie i wyszedłem ze studia, desperacko chcąc porozmawiać z Rafałem i zastanawiając się, czy nie popełniłem właśnie ogromnego błędu. Ponieważ jeśli… jeśli Rafał weźmie jej stronę to nie będę miał ani pracy, ani chłopaka. Ani nawet pieprzonego odszkodowania od pani prezes.
Ledwo wszedłem na górę i wpadłem prosto na Gabi. Wyglądała na skrajnie zestresowaną.
– Próbuję się do ciebie dodzwonić od piętnastu minut! – syknęła, po czym uderzyła mnie z pretensją w ramię.
– Wybacz, miałem pogadankę z szefową – mruknąłem oschle. – Możemy stąd wyjść? – zapytałem błagalnie. Zacząłem dostawać jakichś cholernych duszności od tego miejsca.
– Rozmawiałeś z nią? – wyszeptała Gabi, ruszając w stronę drzwi. Kiedy mijaliśmy biurko Olki, przez chwilę miałem ochotę zatrzymać się i zapytać prosto z mostu, czy to wyszło od niej, a co za tym idzie od Marcela, ale tajemniczy plan Doris związany z wyciszeniem całej sprawy nadal tkwił z tyłu mojej głowy, dlatego póki co wolałem niczego nie przyznawać. Niczego nie potwierdzać ani niczemu nie zaprzeczać, dopóki nie skonsultuję się z Rafałem. Chyba wmówiłem sobie, że ta rozmowa z nim będzie jakimś cudem, za pomocą którego wszystko magicznie się naprawi. Nie powinienem tak myśleć. Im bardziej się nastawię, że Rafał wszystkiemu zaradzi, tym boleśniejsze będzie moje rozczarowanie, jeśli tak się nie stanie. Minąłem więc Olkę, nawet na nią nie spoglądając. Patrzenie na ludzi stało się trudne. – Rozmawiałeś z nią? – powtórzyła nagląco Gabi, kiedy tylko znaleźliśmy się za drzwiami. Mruknąłem potwierdzająco, wyciągając z kieszeni papierosy i odpalając jednego niecierpliwie. Zaciągnąłem się głęboko, choć wiedziałem, że wywołane przez wypełniający moje płuca dym odprężenie było kompletnie urojone. – Cholera – zaklęła cicho. Spojrzałem na nią pytająco. – Twój… chłopak… – wyrzuciła z siebie to słowo takim tonem, jakby było kompletnie nie na miejscu – …poprosił mnie… – dodała z jeszcze większym niedowierzaniem, zupełnie jakby Rafał po raz pierwszy ją o coś poprosił, a nie rozkazał, co prawdopodobnie było prawdą – …żebym przekazała ci, żebyś przyjechał do niego, jak skończysz pracę. I żebyś postarał się unikać Doris do tego czasu – wydusiła niechętnie. Uniosłem wysoko brwi, odruchowo zerkając na telefon. Zero odpowiedzi.
– Tak powiedział? – upewniłem się. Te słowa można było zinterpretować na setki różnych sposobów, ale mój obecny stan psychiczny kazał mi je interpretować na najgorszy z nich. – Powiedział coś jeszcze? – zapytałem ostro. Gabi przez chwilę nie odpowiadała, wyglądając na niezdecydowaną.
– Wiesz, on się z nią wcześniej strasznie pokłócił. Trochę ich podsłuchałam – wyznała z zawstydzeniem. – Doris… nie była zbyt miła. Powiedziała, że są tysiące ładnych, młodych chłopców, którzy nie pracują w tej firmie i dlaczego nie mógł wybrać sobie po prostu jednego z nich. I tak jakby zasugerowała też, że… że jesteś z nim tylko dla pieniędzy – dodała przepraszającym tonem. Przez chwilę wpatrywałem się w nią beznamiętnie.
– No cóż, pewnie wszyscy tak myślą – stwierdziłem zdumiewająco nieprzejętym tonem. Gabi kontynuowała z zagubieniem:
– Powiedziała coś w rodzaju, że ani trochę nie zmądrzał od ostatniego razu i że nigdy nie był zbyt dobry w trafnym ocenianiu facetów, więc niech się nie dziwi, że jest sceptyczna. – Znowu krew we mnie zawrzała. – A potem powiedziała, że dwudziestoparoletni chłopcy nie zakochują się w swoich czterdziestoletnich szefach, tylko wyciskają z nich wszystko, co da się wycisnąć. A potem zmieniają pracę na lepszą – zrelacjonowała cicho, po czym przygryzła niepewnie wargę. – Prezes strasznie się wściekł – wyznała. – Chyba nigdy nie widziałam go takiego wściekłego, ale to zawsze miła odmiana, kiedy wydziera się na kogoś innego – wysiliła się na żart, spoglądając na mnie ukradkiem. Uśmiechnąłem się słabo w odpowiedzi.
– Co mówił? – zapytałem, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. Słowa Doris nie robiły już na mnie wrażenia. Po tym, co sam od niej usłyszałem, spodziewałem się praktycznie wszystkiego.
– Nie wiem. Przyniosłam im kawę. Spojrzał na mnie z rozdrażnieniem, a potem zamknął drzwi – odparła przepraszająco Gabi, a ja oklapłem. Przez chwilę oboje paliliśmy w milczeniu. – Nadal nie wierzę, że uprawiałeś z nim seks – dodała, kręcąc głową z oszołomieniem. Sprawiała wrażenie, jakby bardzo chciała poruszyć ten temat, ale nie do końca wiedziała, jak się do tego zabrać. Wzruszyłem ramionami, próbując to zbagatelizować.
– Daj spokój, ludzie uprawiają ze sobą seks. To normalne – rzuciłem z cieniem zażenowania. Bardzo chciałem brzmieć, jakby to nie było nic wielkiego, ale nie było to łatwe, bo dla mnie to też była duża rzecz.
Ludzie owszem – podkreśliła sceptycznie Gabi. Zaśmiałem się cicho.
– On jest człowiekiem – poinformowałem ją na wypadek, gdyby o tym nie wiedziała. Co myślała, że był kosmitą? Że wykluł się z jaja? Dopiero teraz dotarło do mnie, że w jej oczach Rafał był kompletnie obdarty z człowieczeństwa i to nawet nie w negatywnym sensie, po prostu jakby był przypisany do zupełnie innej rzeczywistości niż my, zwykli śmiertelnicy. To było poniekąd zabawne, a poniekąd smutne.
– Skoro tak twierdzisz – mruknęła wyraźnie nieprzekonana. Pokręciłem głową z rozbawieniem.
– Owszem, jest. Myślisz, że w momencie, w którym Rafał wychodzi z pracy to co, znika? Zapada w hibernację? – zakpiłem, po czym sam sobie odpowiedziałem: – Nie, wraca do swojego prywatnego życia tak jak my wszyscy.
– On ma w ogóle prywatne życie? – zdziwiła się Gabi. To zaskoczenie w jej głosie było szczere, jakby naprawdę do tej pory nigdy nie myślała o nim w ten sposób. – Zawsze wydawało mi się, że żyje tylko pracą.
– Pewnie, że ma – odparłem lekko. – Rafał jest człowiekiem z krwi i kości, gwarantuję ci. Nie urodził się, będąc prezesem, wiesz? Robi mnóstwo rzeczy poza tym – powiedziałem i dopiero wtedy zacząłem się zastanawiać, co Rafał jeszcze robił. – Jest mistrzem strzelectwa. Gra w ping ponga. Technicznie beznadziejnie, ale jest w stanie ograć każdego, grając czymkolwiek, zeszytem, grzebieniem… zabawne do obserwowania. Nie umie za bardzo gotować, ale robi fantastyczne spaghetti, a w zasadzie to swoją firmową zupę o smaku sosu bolognese z makaronem, która wypala kubki smakowe, bo uwielbia ostre żarcie. Lubi ładne samochody, ale tak naprawdę kompletnie się na nich nie zna i wpada w panikę za każdym razem, jak zapali mu się jakaś kontrolka. Jest uzależniony od grania w szachy z komputerem i czasami nawet wygrywa. Ma manię kupowania drogich zegarków, których później nie nosi. Nie lubi wytrawnych alkoholi, mógłby nie pić niczego poza piwem. Co najmniej raz w miesiącu chodzi do teatru, widział „Koty” chyba z dziesięć razy. Jest wielkim fanem Alanis Morisette. I South Parku. Zawsze płacze na „Hair”, jak odlatuje samolot z Bergerem – przestałem na chwilę wyliczać i nabrałem powietrza. Gabi wpatrywała się we mnie trochę skołowana, ale po jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
– Ty go naprawdę znasz – zauważyła niemal z fascynacją, wyglądając, jakby to było dla niej zdumiewające odkrycie. Wzruszyłem ramionami z pozorną obojętnością.  
– Wiesz, to nie jest tak, że tylko się bzykamy – mruknąłem z urazą, a potem zacząłem się zastanawiać, w jakim stopniu faktycznie zdołałem poznać Rafała przez ten niecały miesiąc. Na co dzień odnosiłem wrażenie, że znaliśmy się dosyć dobrze i szybko uczyliśmy się nawzajem swoich małych rytuałów. Ale to były tylko drobne rzeczy, które kompletnie traciły znaczenie, kiedy nadchodziło coś takiego. Nadchodził problem przez duże „p”, a ja nie miałem pojęcia, czego mogłem się po nim spodziewać. Podejrzewałem, że on w równej mierze nie był w stanie przewidzieć mojej reakcji. Ponieważ tak naprawdę wcale się nie znaliśmy. Byliśmy po prostu dwiema osobami z zupełnie odmiennych światów, które po omacku próbowały coś razem stworzyć.
– Przepraszam, nie chciałam zasugerować, że… – zaczęła Gabi ze skruchą.
– Nie przejmuj się tym – przerwałem jej. Podejrzewałem, że to były reakcje, do których powinienem zacząć się przyzwyczajać. Spojrzałem na nią ostrożnie. – Nie jesteś… nie wiem, zła? – zapytałem niepewnie. Uniosła na mnie zaskoczony wzrok.
– Zła? – powtórzyła.
– Wiem, że on nie jest twoją ulubioną osobą – wyjaśniłem. Gabi pokiwała nieobecnie głową.
– No nie, nie jest – przyznała niechętnie. Przez chwilę wydawała się głęboko zastanawiać. – Chyba jestem tak zdezorientowana, że nie dopuszczam do siebie niczego innego. Ja po prostu… nie rozumiem, jak do tego doszło. Bardzo próbuję zrozumieć, ale ni cholery nie jestem w stanie. Jakim cudem ty… i… i on? – wyjąkała, nie potrafiąc nawet zbyt dobrze ubrać tego w słowa. Nie byłem pewien, czy umiałem to wyjaśnić.
– Słuchaj, nie wiem, to się po prostu… wydarzyło. Nagle. I zanim się spostrzegłem byliśmy… nie wiem, czym byliśmy – dokończyłem z rezygnacją i pokręciłem głową.
– To wszystko wyjaśnia, Kacper – mruknęła nieco cierpko, chociaż w jej tonie dało się wyczuć rozbawienie. Uśmiechnąłem się blado. – Jak długo to trwa? – zapytała w końcu wyraźnie wbrew sobie. Chyba musieliśmy przez to przejść.
– Niecały miesiąc? – odparłem pytająco. Westchnęła ciężko, wyglądając przy tym, jakby uszło z niej powietrze. Niemal widziałem, jak odtwarza ubiegły miesiąc w głowie, uzupełniając swoje wspomnienia o to, czego się dowiedziała. Postanowiłem jej pomóc. – Dwudziesty dziewiąty stycznia – odezwałem się nagle. Spojrzała na mnie pytająco, słysząc tak dokładną datę. – Pamiętasz? Mieliśmy wtedy imprezę firmową – dodałem. Dokładnie widziałem moment, w którym jej oczy się rozszerzyły.
– Pamiętam – powiedziała z roztargnieniem. – Zniknąłeś na jakiś czas – przypomniała sobie, spoglądając na mnie pytająco. – Poszedłeś rozmawiać z mamą.
– Nie poszedłem rozmawiać z mamą, poszedłem do jego biura – poinformowałem ją spokojnie. Teraz kiedy to wszystko wypłynęło, nie miałem już potrzeby kłamania. – Wtedy pocałował mnie po raz pierwszy – dodałem cicho, nie mogąc powstrzymać rozciągającego moje usta uśmiechu. Gabi przez chwilę wpatrywała się we mnie trudnym do zinterpretowania wzrokiem, aż w końcu parsknęła nieco nerwowym śmiechem.
– Czyli wyszedłeś, przelizałeś się z Rafałem Maciejewskim w jego biurze i jakby nigdy nic wróciłeś na imprezę? – zapytała z niedowierzaniem.
– Nie, to był raczej niewinny całus. Jeszcze nie byliśmy wtedy na etapie lizania się – poprawiłem ją beztrosko. Zaczęła chichotać jeszcze głośniej. – Byliśmy na etapie kręcenia się wokół tematu pójścia na jakąś randkę – dodałem, szczerząc zęby bez skruchy. Mówienie o tym wprost okazało się całkiem miłym uczuciem.
– Ach, to był ten etap, w porządku – zakpiła Gabi, kręcąc głową ze śmiechem. – Jaki etap jest teraz? – dodała z zaciekawieniem. Przygryzłem wargę z niezdecydowaniem.  
– Jeszcze wczoraj był etap, w którym w zasadzie obaj wiemy, że jesteśmy razem, więc równie dobrze można to powiedzieć na głos – odparłem w końcu. – A teraz… to w sumie sam nie wiem – dodałem, wzruszając bezradnie ramionami. Gabi natychmiast spoważniała i przez chwilę przyglądała mi się uważnie.
– Ale co, myślisz, że to, że ludzie się dowiedzieli… to coś zmieni dla niego? – zapytała ostrożnie.
– To zmieni bardzo dużo i to dla nas obu – poprawiłem ją. – Po prostu… chciałbym wiedzieć, na czym stoimy – dodałem z rezygnacją. Wszystko aż we mnie wibrowało, żeby porozmawiać z Rafałem, a najlepiej to wtargnąć mu do głowy, żeby dowiedzieć się, co naprawdę o tym wszystkim myślał. Czy to, co do mnie czuł, było na tyle silne, że autentycznie będzie chciał dla mnie przez to przejść, czy może był tak zmęczony samą myślą o tym, że najchętniej rzuciłby to wszystko w cholerę, ze mną włącznie.
– Czyli nie jesteś… jakiś szalenie pewny co do niego? – upewniła się Gabi, zaczynając brzmieć na zmartwioną. Chyba dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo przejebane będę miał, jeśli Rafał wywinie jakiś numer. W końcu doskonale wiedziała, że to on trzymał tu wszystkie karty, a także władzę w tej firmie. Bez niego byłem nikim. I bardzo chciałem powiedzieć, że byłem co do niego absolutnie pewny, ale niestety nie mogłem.
– Nie wiem – odparłem płaskim tonem. – Nie znam go aż tak dobrze – dodałem, mając świadomość tego, jak żałośnie i ironicznie to brzmiało, jeśli odnieść to do wszystkiego, co zostało do tej pory powiedziane. Gabi uniosła brwi.
– Nie rozmawialiście o tym, co się stanie, kiedy ludzie się dowiedzą? – zapytała.
– Ja… – zacząłem, rozglądając się ukradkiem, żeby nieco odsunąć w czasie swoją odpowiedź. Owszem, rozmawiałem o tym. Z Marcelem. Z samym sobą, wielokrotnie. Ale nie z Rafałem. – No nie – przyznałem niechętnie. Kurwa, dlaczego musiałem być taki głupi i nigdy nie potrafić się na nic przygotować? Już w szkole tak było, moja umiejętność planowania i przewidywania ograniczała się w porywach do następnego dnia, później stawiałem na „jakoś to będzie”.
Gabi otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, po czym zastygła, najwyraźniej dostrzegając coś kątem oka. Odwróciłem się przez ramię, żeby samemu spojrzeć i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to był błąd. Przez pasy przechodziła grupka kobiet, znałem dwie z nich, jedna to była Ela z księgowości, a druga Marta, koordynatorka statystów, resztę kojarzyłem z widzenia. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli z Gabi magnesem na ich oczy, jakby bardzo chciały udawać, że nie patrzyły, ale ich wzrok uciekał w naszym kierunku całkowicie mimowolnie. W którymś momencie, kiedy były już po naszej stronie ulicy, jedna z nich coś powiedziała, a resztą parsknęła niezbyt dyskretnym śmiechem, po czym niemal równocześnie zerknęły na nas ukradkiem. Nie na nas, na mnie. Odwróciłem wzrok, znowu czując, że zaczynam się rumienić. Jeszcze nigdy nie nienawidziłem tak bardzo swojej jasnej karnacji. Miałem wrażenie, że z mojej twarzy można było czytać jak z książki, zupełnie jakby znajdował się na niej wściekle czerwony napis „winny”. Równie dobrze mógłbym prosto z mostu powiedzieć „Tak, daję dupy prezesowi, a co tam u was?”.
– Kacper – zaczęła z niepokojem Gabi, kiedy tylko kobiety zniknęły za drzwiami.
– Nie zaczynaj – poprosiłem cicho. Wiedziałem, o czym myślała. To było cholernie smutne, ale prawdziwe. Nikogo nie będzie obchodziło, czy ja i Rafał byliśmy w sobie do szaleństwa zakochani, czy rozkładałem przed nim nogi, a on w zamian kupował mi markowe ciuchy. Dla nich to było jedno i to samo. Potrafiłem przewidzieć dwie reakcje, albo święte oburzenie z cieniem dobrze ukrytej, ale jednak głębokiej pogardy, albo szyderstwo i nieco obrzydzone „czego to ludzie nie zrobią dla kariery”. – Chcę po prostu przetrwać ten dzień – dodałem znużonym tonem, gasząc papierosa. Wchodząc z powrotem do budynku, czułem się, jakbym szykował się na wojnę. Jednej rzeczy byłem pewny. Już nigdy nie będę się dobrze czuł, pracując tutaj. Ta myśl sama w sobie była tak smutna, że aż byłem zaskoczony, że w moich oczach nie pojawiły się łzy.
Oprócz kilku podobnych incydentów, reszta dnia minęła spokojnie. Nikt nic nie powiedział, bo prawdopodobnie nikt nie chciał wychylać się przed szereg. Wiedziałem, że nie robili tego dla mnie, ale i tak byłem im wdzięczny. Kilkukrotnie zostałem zmuszony do wyłonienia się ze studia i za każdym razem czułem spojrzenia wypalające dziury w moich plecach. Raz miałem takiego pecha, że musiałem pojechać na chwilę na górę do części biurowej. Gdyby nie powaga sytuacji to uznałbym to za komiczne, bo szedłem wyprostowany korytarzem, starając się wyglądać na pewniejszego siebie niż w rzeczywistości, a głowy odwracały się za mną zabawnie, wychylając się ze swoich boksów. Kiedy już załatwiłem w księgowości to, co miałem załatwić, ograniczyłem się do wyduszenia z siebie zakłopotanego „dziękuję”. Taką taktykę obrałem. Nikomu nie patrzeć w oczy. Mówić najmniej, jak się da. Udawać, że nie istniałem. Działała w miarę nieźle, a przynajmniej podejrzewałem, że to było najwięcej, ile w tym momencie byłem w stanie ugrać.
W pracy byłem podenerwowany, ale to było nic w porównaniu z tym, jak bardzo zacząłem się stresować, wysiadając pod blokiem Rafała. Mój samochód nadal nie był naprawiony, więc kompletnie odruchowo zadzwoniłem po jego firmową taksówkę. Ostatnio jeździłem nimi praktycznie wszędzie. Na początku próbowałem trochę protestować, ale Rafał był nachmurzony za każdym razem, kiedy zamawiałem sobie Ubera. Twierdził, że to bez sensu, żebym za niego płacił, skoro on i tak rozliczał swoją taksówkę miesięcznie i parę przejazdów więcej nie zrobi mu żadnej różnicy. Dopiero w samochodzie zdałem sobie z tego sprawę i w świetle ostatnich wydarzeń poczułem się niesamowicie głupio. Szastałem sobie firmowymi pieniędzmi na prawo i lewo, a później dziwiłem się, że ludzie krzywo na mnie patrzyli. A tak naprawdę to… Chryste, oni mieli rację. Jak miałem bronić się przed byciem postrzeganym jako jego utrzymanek, kiedy sam Rafał tak mnie traktował, a ja wcale nie protestowałem? Skłamałbym, mówiąc, że tego nie lubiłem. Uwielbiałem, kiedy mnie rozpieszczał, ale jednocześnie chyba właśnie zacząłem tego nie znosić.
Aż cały zdrętwiałem, kiedy go zobaczyłem. Nie byłem pewien, czego się spodziewałem. Wyglądał normalnie, miał na sobie dresowe spodnie i szarą bluzę. Musiał niedawno wrócić z joggingu. Spojrzałem mu w oczy. Było jakoś inaczej.
– Hej – powiedział cicho, otwierając drzwi nieco szerzej. W momencie, w którym się za nami zamknęły, poczułem jego ramiona obejmujące mnie od tyłu. Złapałem jego obie dłonie, owijając jego ręce jeszcze ciaśniej wokół siebie i westchnąłem cicho, czując, jak przytula twarz do mojej szyi. Byliśmy bezpiecznie w domu i mogliśmy poudawać, że wszystko było w porządku. Tkwiliśmy tak przez kilka długich sekund. W końcu Rafał wciągnął głęboko powietrze, a ja obróciłem się niezdarnie w jego ramionach, żeby móc na niego spojrzeć. Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale wydawało mi się, że moje oczy mówiły wystarczająco. Co robimy? Udajemy dalej? Mówimy coś? Nic nie mówimy?
– Ale to był pojebany dzień – szepnął, opierając swoje czoło o moje.
– Wiem coś o tym – odmruknąłem. Cóż, przynajmniej w tej kwestii się zgadzaliśmy. – Co teraz? – dodałem cicho, czując, że któryś z nas powinien zadać to pytanie. Rafał odsunął się i spojrzał na mnie w dziwnie obojętny sposób.
– Jak to co? – zapytał. – Nic.
Uniosłem z niedowierzaniem brwi. Nic?
– Wszyscy o nas wiedzą – zauważyłem oschle, zupełnie jakby nie miał tej świadomości.
– No to wiedzą, trudno – mruknął beznamiętnie. Zamrugałem.
– Masz to gdzieś? – upewniłem się.
– Opinie moich pracowników nie mają żadnego wpływu na moje działania – poinformował mnie nieco chłodno. – A ich zdanie na temat mojego prywatnego życia nie mogłoby mnie bardziej nie obchodzić.
– Nawet Doris? – zapytałem wyzywająco. W sposobie, w jaki na mnie spojrzał, wyczułem irytację i od razu wiedziałem, że trafiłem w punkt. Mimo że twierdził, że to go nie obchodziło, widziałem, że był zdenerwowany.
– Doris w tym momencie jest głupią pizdą i nie mam ochoty nawet o niej myśleć. Więc tak, nawet Doris – warknął. Wyraz jego twarzy był opanowany, ale gdzieś w jego oczach szalała czysta furia. Nigdy jeszcze nie widziałem niczego podobnego w jego spojrzeniu i coś ścisnęło mnie w dołku na ten widok. Jakimś cudem zdołałem wywołać otwartą wojnę pomiędzy dwójką chyba najbliżej współpracujących i najzgodniejszych partnerów w całej tej branży. Nie chciałem jeszcze bardziej mu jej obrzydzić, ale…
– Próbowała mnie przekupić – wyznałem niepewnie. Rafał parsknął całkowicie pozbawionym wesołości śmiechem.
– Domyślam się. I wcale jej się nie dziwię. Na jej miejscu zrobiłbym to samo – powiedział bez przejęcia. Zamrugałem.
– Zrobiłbyś to samo – powtórzyłem otępiale. Rafał wzruszył ramionami.
– Niezależnie od tego, jaki byłby efekt, zrobiła mi przysługę. Gdybyś dał się przekupić, wiedziałbym, że nie jesteś wart zachodu. A skoro się nie dałeś to wiem, że jesteś – odparł takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– Skąd wiesz, że się nie zgodziłem? – zapytałem wyzywająco, czując się nieco dotknięty tym, że coś, co mnie tak bardzo zbulwersowało, jego nawet nie ruszyło. Chyba naprawdę byliśmy z dwóch skrajnie odmiennych światów.
– Gdybyś się zgodził, raczej byś mi o tym nie mówił – zauważył, unosząc domyślnie brew. – I nie byłoby cię tutaj. No chyba, że po to, żeby się pożegnać, ale to byłby raczej zbędny sentyment, nie sądzisz? – dodał nieco złośliwie. Przez chwilę wpatrywałem się w niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć i nie wierząc, że podchodził do tego wszystkiego tak lekko.
– No cóż, nie dałem się przekupić – przyznałem. – Co nie zmienia faktu, że wszyscy myślą, że się ze sobą pieprzymy i musimy coś z tym zrobić – dodałem, chcąc skierować rozmowę z powrotem na właściwy tor. Rafał uśmiechnął się z cieniem rozbawienia.
– Myślą tak, bo to prawda – poinformował mnie konspiracyjnie. Zacisnąłem wargi. – Co chcesz z tym zrobić? Możemy ich okłamać, że się ze sobą nie pieprzymy, ale po co? – zapytał lekko. Po co, no właśnie. Przez chwilę wpatrywałem się w niego, wybity z rytmu. Z jakiegoś powodu ten jego stoicki spokój budził we mnie irytację.
– Nie chcę ich okłamywać – zaprotestowałem w końcu gwałtownie, bo naprawdę nie o to mi chodziło. – Po prostu obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą, a teraz nie myślą o mnie zbyt dobrze i wkurwia mnie to, bo to cholernie niesprawiedliwe, a ja nie mogę nic zrobić, żeby to zmienić – powiedziałem, po czym dodałem, podnosząc nieco głos: – A ty mówisz o tym tak, jakby nic się nie stało i masz w dupie, przez co przechodzę!
– Powiedz mi, przez co przechodzisz, Kacper – poprosił przesadnie zaciekawionym, ociekającym ironią głosem. – Naprawdę chodzi ci o te kilka tępych bab, które nie mają własnego życia seksualnego, więc wchodzą do łóżka innym, a tak naprawdę dałyby się pokroić, żeby się z tobą zamienić i przez chwilę same być na tapecie? To jest ten wielki dramat? Nie bądź śmieszny – prychnął, robiąc krok do przodu. Staliśmy tak blisko siebie, że niemal stykaliśmy się klatkami piersiowymi i mimo że byliśmy praktycznie tego samego wzrostu, coś w jego spojrzeniu sprawiało, że miałem wrażenie, jakby patrzył na mnie z góry. Z jakiegoś powodu ta bliskość wywoływała we mnie niewytłumaczalną nerwowość. Przełknąłem ślinę, zbierając w sobie odwagę.
– Kompletnie nic nie rozumiesz – stwierdziłem, bo naprawdę miałem wrażenie, że mówiliśmy o dwóch różnych rzeczach. – Tu nie chodzi o jakieś baby, które lubią sobie poplotkować. Chodzi o to, że ludzie myślą określonymi schematami, a ja wziąłem się praktycznie znikąd i nie mija miesiąc, a zaczynam sypiać z kilkanaście lat starszym od siebie, nadzianym szefem, co w ich oczach robi ze mnie twoją dziwkę – dokończyłem dobitnie. Kąciki ust Rafała zadrżały w odpowiedzi. 
– Spoko. Jak zapytają, ile ci płacę, rzuć jakąś bajońską sumę, to ich dopiero zdezorientuje – zakpił. Poczułem, że moja cierpliwość się kończy i że za chwilę chyba mu przywalę.
– To nie jest, kurwa, śmieszne! – warknąłem, nie mogąc wymyślić niczego lepszego, bo nie miałem tak jak on przygotowanej riposty na wszystko.
– Oczywiście, że jest – zaprotestował natychmiast. – To, że ludzie czują, że mają prawo komentować takie rzeczy samo w sobie jest śmieszne. A może ci płacę? A może to ty mi płacisz? Może płacimy sobie nawzajem? Ty przekupujesz mnie swoim brokułowym kremem, a ja ciebie zegarkiem za parę kafli? Patrząc na to w ten sposób, każdy związek to prostytucja – stwierdził zadowolonym z siebie tonem, a ja musiałem bardzo się postarać, żeby się nie zaśmiać, choć nie byłem pewien, czy faktycznie rozbawiła mnie jego analogia, czy bardziej byłem po prostu załamany.
– Nigdy nie kupiłeś mi zegarka – zauważyłem bezsensownie w zamian.
– Kupiłem – oświadczył wyniośle Rafał. – Ale teraz ci go nie dam, bo mnie wkurwiasz – dodał prosto, a ja znowu poczułem absurdalną ochotę, żeby się zaśmiać, a jednocześnie coś przekręciło się boleśnie w moich wnętrznościach. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem, był Rafał kupujący mi zegarki. Miałem ochotę zwyczajnie zapomnieć, że to powiedział. Uniósł dłoń i przetarł oczy palcami z frustracją. – Kacper, powiedz mi, czy naprawdę uważasz, że w tym, co robimy, jest coś moralnie niewłaściwego? – zapytał, nagle poważniejąc. – Jeśli tak to bardzo nieładnie o tobie świadczy, że zaczęło ci to przeszkadzać dopiero, kiedy inni to zobaczyli. A jeśli nie to czy mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, o chuj ci właściwie chodzi? – dodał opryskliwie. Przez chwilę wpatrywałem się w niego ostrożnie.
– Czemu jesteś taki wściekły? – zapytałem cicho, ignorując jego pytanie. Nagle zacząłem rozumieć ludzi, którzy bali się go rozzłościć. Jego gniew był straszny i to chyba głównie właśnie dlatego, że był tak kontrolowany. On nie tracił nad sobą panowania, on świadomie i celowo deptał ludzi, pastwił się nad nimi i sprawiał, że czuli się bezwartościowi. Nawet teraz patrzył na mnie tak, jakby miał mnie za nic.
– Bo jestem – mruknął wymijająco. Wyglądało na to, że ja musiałem logicznie usprawiedliwić mu każdą swoją małą wątpliwość, ale on już mógł być wściekły bo tak i wszystko było w porządku. – Pytam jeszcze raz, o co ci właściwie chodzi? – powtórzył cicho.
– O to, że czuję się, jakbym był z tym wszystkim całkowicie sam, bo właśnie widzę, ile jest warte twoje gówniane wsparcie – odparłem całkowicie szczerze, unosząc śmiało podbródek. – I o to, że cokolwiek by się między nami nie stało, ty wyjdziesz z tego bez szwanku, bo jesteś panem prezesem, a ja będę miał w pracy kompletnie przejebane, o ile w ogóle będę ją nadal miał i na dodatek zrobię z siebie kretyna – dodałem prosto z mostu. Rafał przez chwilę wpatrywał się we mnie obojętnie.
– Właśnie teraz go z siebie robisz – powiedział takim tonem, jakby stwierdzał fakt. Miałem ochotę się wzdrygnąć. Nagle Rafał zaśmiał się cicho. – Cokolwiek by się między nami nie stało – powtórzył z rozbawieniem. – Czy w jakikolwiek sposób dałem ci do zrozumienia, że nie zamierzam w dalszym ciągu z tobą być? – zapytał z fałszywym zaciekawieniem. – Myślę, że to raczej ja mam tutaj więcej powodów do zmartwień. To byłoby akurat proste rozwiązanie twojego problemu. Wiesz, że wbrew temu, co głosisz, to nie jest tak, że sobie ciebie kupiłem, możesz się wycofać w każdej chwili – powiedział wyzywająco. Zamrugałem.
– Nie zamierzam się wycofać – odparłem bez zastanowienia.
– Czyli nie chcesz być facetem, który sypia ze swoim szefem, ale nie chcesz się też wycofać, czyli przestać sypiać ze swoim szefem – podsumował prześmiewczo takim tonem, jakby mówił do małego dziecka albo do osoby upośledzonej psychicznie. – Nie wydaje ci się, że to się trochę wyklucza? Nie możesz mieć ciastka i zjeść ciastka, Kacper, więc proponuję, żebyś choć raz zachował się jak dorosły człowiek i podjął decyzję – zasugerował. Przez chwilę wpatrywałem się w niego bez słowa, czując nadchodzący ból głowy. Wiedziałem, że jeszcze trochę i zacznę płakać, nie byłem tylko pewien, ile miałem czasu. To uczucie nadciągającego płaczu było okropne, bo całkowicie odbierało siłę.
– Chciałem tylko wiedzieć, że mogę na ciebie liczyć – wymamrotałem i momentalnie poczułem się zażenowany tym, jak słabo i żałośnie zabrzmiał mój głos. – Ale to już w zasadzie nieważne – dodałem nieco drżąco. Zobaczyłem, jak wyraz twarzy Rafała łagodnieje, nie jakoś znacząco, ale trochę.
– A ja myślę, że ty doskonale wiesz, że możesz na mnie liczyć – powiedział spokojnie. – Po prostu chciałbyś, żebym jeszcze dodatkowo cię wyręczył – dodał domyślnie. Zmarszczyłem z niezrozumieniem brwi. – Żebym poszedł tam i pokazał wszystkim, że jesteś mój i że obedrę ich ze skóry, jak tylko krzywo na ciebie spojrzą. To nie tak się odbywa, Kacper. To ty musisz pokazać im, kim jesteś i z jakiej gliny jesteś ulepiony. Jeśli będziesz chował się za moimi plecami to oni zobaczą w tobie dokładnie to, czego tak się obawiasz, czyli smarkacza, którego największym zawodowym osiągnięciem jest to, że wyczuł okazję i dał dupy szefowi – zakończył brutalnie. Przez chwilę wpatrywałem się w niego w bezruchu, zastanawiając się intensywnie, czy rzeczywiście właśnie o to mi chodziło. Czy chciałem, żeby Rafał się ze mną wstawił i powiedział wszystkim, że to nie było tak, jak myśleli? Cholera, w pewnym stopniu chyba tak było. Z nas dwóch to on miał odpowiednią pozycję i posłuch, żeby to zrobić, więc oczekiwałem po prostu, że się mną… zajmie. Tak jak zawsze to robił.
Okej, więc być może miał trochę racji, ale sposób, w jaki ją przedstawił nadal sprawiał, że miałem ochotę uderzyć go w twarz. To był facet, w którym się zakochałem? Naprawdę?
– W porządku. Teraz już wiem, żeby w ogóle niczego od ciebie nie oczekiwać – oświadczyłem chłodno, próbując wymyślić spontanicznie jakąkolwiek linię obrony przed tą jego bezduszną tyradą, bo miałem wrażenie, że od pół godziny staliśmy w korytarzu i on gnoił mnie niemiłosiernie, a ja pokornie to przyjmowałem. Czułem, że nadchodzący płacz był już coraz bliżej i nie wiedziałem, jak go powstrzymać, a nie byłem w stanie wyobrazić sobie niczego bardziej żałosnego niż rozpłakanie się na jego oczach po tym, co mi powiedział. Prędzej sam wydrapałbym sobie swoje. Rafał przekrzywił nieco głowę, wpatrując się we mnie uważnie. Wydawał się już znacznie spokojniejszy.
– Nie podoba mi się to, jak bardzo niepewny stałeś się przez tą jedną bzdurę – powiedział cicho po dłuższej chwili milczenia. – Dla mnie to świadczy tylko o tym, że masz praktycznie zerową wiarę w nas. I najwyraźniej tak jest. Dlaczego pozwalasz obcym ludziom wmawiać sobie coś, o czym obaj wiemy, że nie jest prawdą? Przecież nie brakuje ci pewności siebie. Jesteś chłopakiem, który miał wystarczająco dużo jaj, żeby zaproponować randkę swojemu szefowi. Tamten chłopak spojrzałby na tych wszystkich idiotów z góry i powiedział „To jest mój facet, a teraz się wypchajcie”. Chciałbym go znowu zobaczyć – dodał z cieniem wyzwania. Przez chwilę wpatrywałem mu się prosto z oczy, zastanawiając się, gdzie podziało się to bijące z nich ciepło. Gdzie podziała się ta jego opiekuńcza aura, pod którą zawsze czułem się jak pod parasolem, gdzie nic nie mogło mnie tknąć. Teraz potrzebowałem tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a on mnie odtrącił. Może nie odtrącił, ale wykazał się zerowym zrozumieniem, podczas gdy mi chodziło tylko o to, żeby… w zasadzie wystarczyłoby mi, gdyby powiedział „Będzie dobrze, lisku”. Tylko tyle. Rozpieszczał mnie, kiedy tego nie potrzebowałem, a teraz potraktował mnie tak, jakby to, że miałem chwilę słabości oznaczało, że byłem głupim dzieckiem. Westchnąłem, zastanawiając się, co jeszcze mogłem powiedzieć.
– Dam ci znać, jak się pojawi – oświadczyłem krótko, po czym odwróciłem się i wyszedłem bez słowa. Jeśli moja pewność siebie kiedyś wróci, to na pewno nie będzie jego zasługa. On właśnie pozbawił mnie jej dużej ilości.
Zszedłem na dół i zamówiłem Ubera zamiast jego firmowej taksówki choćby po to, żeby zrobić mu na złość. Spojrzałem bez zastanowienia w górę i szybko odwróciłem wzrok. Stał na tarasie, opierał się o barierkę i palił. Chyba udawał, że na mnie nie patrzył. Wsiadłem do samochodu, teraz już kompletnie nie wiedząc, co dalej. Jakaś część mnie chciała rzucić go na wszelki wypadek, żeby on nie musiał rzucać mnie, bo po tym, czego byłem świadkiem, nie miałem wątpliwości, że nie zrobiłby tego w łagodny sposób i nie byłoby żadnych „tak będzie lepiej” ani „to nie twoja wina”. Inna część mnie miała ochotę wrócić na górę i wygarnąć mu wszystko, co w tym momencie o nim myślałem, tyle że wiedziałem, że znowu zmiótłby mnie z powierzchni ziemi, bo zwyczajnie nie potrafiłem być tak doskonale okrutny w słowach jak on. Jeszcze kolejna część zastanawiała się, co zrobię, jeśli do jutra Rafał się do mnie nie odezwie. Czy to będzie po prostu… koniec? Niby to ja powiedziałem mu, że dam mu znać, kiedy wróci moja pewność siebie, ale nie sądziłem, żeby to miało się wydarzyć w najbliższym czasie. Nie miałem pojęcia, co mógłbym mu teraz powiedzieć, gdybym to ja miał odezwać się pierwszy.
Zacząłem więc w zamian zastanawiać się, co mogłem zrobić inaczej. Rafał… był chujem, z tym nie dało się dyskutować. Był bezwzględny i nieczuły i to nawet nie z jakiegoś konkretnego powodu. Nic mu przecież nie zrobiłem, byłem prawie pewien, że on po prostu już był wkurwiony, kiedy przyszedłem, prawdopodobnie na Doris, ale być może na coś jeszcze i potrzebował się na kimś wyżyć. Nie zamierzałem pozwolić mu się na sobie wyżywać. Nie znałem go od tej strony. Nie byłem przygotowany.
Ale miał też sporo racji. Siedząc w taksówce, zacząłem odtwarzać tę rozmowę do początku, mniej skupiając się na fragmentach, które wcześniej tak mnie zabolały, a bardziej na tym, co było między wierszami. A między wierszami słychać było wyraźnie, że on chciał dalej ze mną być i miał gdzieś, co ludzie o tym pomyślą. Czy to było takie proste? I czy nie mógł mi tego spokojnie powiedzieć, musiał przy tym tak na mnie naskoczyć?
Wysiadłem na znajomym osiedlu, wszedłem na górę i zacząłem pukać nieprzerwanie. Marcel otworzył z zaskoczeniem drzwi po kilkunastu sekundach.
– Powiedziałeś o nas Olce? – zaatakowałem go od progu. Zamrugał głupkowato.
– Co? – zdziwił się.
– Czy powiedziałeś swojej dziewczynie o mnie i o Rafale? – uściśliłem ze wściekłością. Ostatecznie wszystko właśnie do tego się sprowadzało. Gdyby nie to, pewnie właśnie bzykałbym się z prezesem na kuchennym blacie. Nie, nie lubiliśmy się powtarzać, więc może na ławie w salonie. I poznałbym to jego mniej przyjemne oblicze nieco później.
– Oczywiście, że nie – żachnął się Marcel, wyglądając na urażonego tym, że w ogóle mogłem tak pomyśleć. – Zwariowałeś? Nikomu nie powiedziałem słowa! – dodał desperacko, wpatrując się we mnie z niepokojem. Chyba obawiał się, że mu nie uwierzę, ale ja zaraz się opamiętałem. Wyglądał szczerze. Wyglądał na zatrwożonego samą myślą. Wiedziałem, że nie kłamał i że nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa. Czyli nadal nie wiedziałem, kogo musiałem zamordować. Odetchnąłem uspokajająco. – Dowiedzieli się o was? W pracy? – upewnił się niepotrzebne, z jakiegoś powodu szepcząc, a ja poczułem, jak pęka maska, którą utrzymywałem już na twarzy resztkami sił, a po moich policzkach zaczynając płynąć łzy. Marcel wyszedł na bosaka na klatkę. – Hej, co się stało? – zapytał, kładąc dłoń na moim ramieniu i patrząc na mnie ze zmartwieniem. Pociągnąłem nosem, myśląc, że chciałbym być teraz w ramionach Rafała. Chciałbym, żeby zapewniał mnie łagodnym głosem, że obroni mnie przed całym światem. Ale Rafał nie zamierzał mnie bronić, zamierzał rzucić mnie na pożarcie lwom i zobaczyć, jak sobie poradzę.
– Nienawidzę go – wyznałem głosem przytłumionym od płaczu, bo w tym momencie naprawdę trochę go nienawidziłem.
– Kogo? – zapytał Marcel wyraźnie zdezorientowany.
– Rafała – odparłem cicho. Jego brwi wystrzeliły w górę.
– Wow! – wykrzyknął. – Szybko poszło – skomentował głupio, wyraźnie nie będąc pewien, czego w tym momencie potrzebowałem. – Co on ci zrobił? – zapytał w końcu, a w jego głosie dało się wyczuć cień złości. Przez chwilę uparcie nie odpowiadałem. Chciałbym móc sobie wmówić, że Rafał nie był facetem dla mnie, że nie zamierzałem pozwalać się tak traktować, a może nawet że teraz poniekąd zaczynałem rozumieć Tomka. Ale coś głęboko w środku podpowiadało mi, że Rafał mógł być właśnie idealnym facetem dla mnie. On przynajmniej nauczy mnie radzić sobie w wielkim, okrutnym świecie i pomoże mi stworzyć wokół siebie taki sam pancerz jak ten jego, dzięki któremu był nietykalny, bo ja ewidentnie nie miałem żadnego i byłem bezbronny jak pisklę.
– Powiedział mi prawdę – odburknąłem w końcu niechętnie. Co do jednego się nie myliłem. Rozmowa z Rafałem okazała się dokładnie tym, czego potrzebowałem, żeby się ocknąć.


____________________________________________________________________________
Hej, Kochani. Tym razem odrobinkę wcześniej w ramach rekompensaty za to poprzednie długie czekanie. Ruszamy z drugim tonem. Myślę, że zaczyna się… wybuchowo. Trochę kart zostało odkrytych, teraz to zależy od Kacpra, co postanowi z tym fantem zrobić. Ciąg dalszy już się pisze, więc nie powinno to długo potrwać. 
Dzięki za wszystkie opinie i oczywiście również pod tym rozdziałem zapraszam do komentowania :) Za betę dziękuję ogromnie Agacie. Trzymajcie się ciepło!

Edit: Jeszcze ogłoszenie parafialne. Od paru dni moje ebooki można nabyć nie tylko na beezar, ale również na bucketbook, a dokładnie tutaj. Na razie tylko obie części Kontrapunktu i Nocą nie widać tu gwiazd, ale już za jakiś czas zobaczymy tam również poprawione Zejdź na ziemię i to nie tylko w wersji elektronicznej ;) Więc serdecznie zapraszam do odwiedzenia sklepu i zakupienia nie tylko moich skromnych dzieł, ale też innych książek, które mają w ofercie, bo jest co czytać ;)

7 komentarzy:

  1. Och. Kacper (bo tak ma na imię? Haha wyleciało mi, a w tekście nie umiem znaleźć xD) okazał się bardzo podatny na odbiór innych osób. Faktycznie wyszedł z niego dzieciak... tzn no ma swój wiek i jeszcze nie nabrał na tyle doświadczenia, by czuć się pewnie. Na oparcie rodziny nie ma co liczyć, więc chciał to znaleźć w swoim partnerze. Cóż, Rafał mu na to nie pozwoił i mimo wszystko - moim zdaniem - dobrze. Czy był przy tym brutalny? No trochę. Mógł wyjść z większą empatią i inaczej to wszystko ubrać w słowa.
    Mam nadzieję, że Kacper nie zwróci się spowrotem ku Marcelowi. Ale stawiam, że coś w tym miejscu pokićkasz (jest takie słowo? Haha).
    No ciekawe :))
    Dziękuję, że postanowiłaś nie czekać z dodaniem rozdziału :)
    Weny, czasu i chęci
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rafał miał oczywiście rację, ale sposób w jaki to powiedział był po prostu do dupy. Mógł to ująć jakoś, no nie wiem, delikatniej.
    Strasznie polubiłam Kacpra, Rafała troszkę mniej ale też jest w miarę w porządku. i Uwielbiam Marcina, jest genialny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, Lisek jest na razie małym, puchatym rudaskiem i łatwo zrobić mu krzywdę. Wiem, jak w pewnym wieku bolą czyjeś słowa. Ale będzie musiał wydorośleć. Liczę na to, że jednak Rafał mu pomoże. A w jaki sposób? Mam nadzieję, ze coś wymyślisz. Nie wyobrażam sobie Kacpra z Marcelem. Przyjaźń to przyjaźń, a miłość to miłość. Lubię związki z dużą różnicą wieku i wierzę, że Rafałowi i Liskowi {oj jak mi się to podoba} uda się być razem. Bardzo emocjonalnie podchodzę do Twoich tekstów i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Życzę dużo weny i szepnij Liskowi do uszka, że to on i jego uczucia są ważne, a nie to co inni myślą. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za kolejny rozdział! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Rafał miał rację, choć mógł ująć to trochę inaczej. Mam nadzieję że Kacper zachowa się jak mężczyzna i weźmie tą sytuację na klatę. Skoro Marcel się nie wygadał to kto? Polubiłam Rafała z Kacprem jako parę.

    Weny i takich tam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem ich obu. Każdy z nich oczekiwał innego podejścia do sprawy. Cieszę się, że Rafał nie zerwał tej relacji.
    Czekam na więcej z utęsknieniem! :)
    R

    OdpowiedzUsuń
  7. Doris: 0/10 - strasznie szybko wszystkich osądziła i znalazła najlepsze rozwiązanie. Gabi: 10/10 - mimo szoku zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka. Rafał: 9/10 - mógłby być troszkę delikatniejszy, choć jego argumenty do mnie przemawiają. Kacper: musi sobie gwałtownie wyhodować grubszą skórę/jeśli chce być w związku z dojrzałym facetem, sam też musi dojrzeć. Marcel: to się dopiero okaże. Ale jeśli nie on wygadał, to kto? Świetny rozdział. Bardzo dziękuję i pozdrawiam. Ewa

    OdpowiedzUsuń